Fotografia dawno przestała być tym, za co uchodzi w powszechnej opinii i na co wskazywałyby powszechne użytki, jakie z niej czynimy. Jeśli jest fotografią, to dlatego, że wciąż epatuje cudem przywołania obecności. Co więcej, widzimy w niej źródło takiej obecności; działa najmocniej i na dodatek "zasila", to jej najprawdziwsza magia, wszystkie inne obrazy. Ale przecież, w ostatnich dziesiątkach lat, zmieniła się nie do poznania. Wierzymy w nią i nie wierzymy jednocześnie, jakbyśmy potrzebowali takich właśnie obrazów. Póki cud przywołania obecności dawało się racjonalnie wytłumaczyć, fotografia pozostawała sobą. Zdawało się, że jej magiczna strona jest tylko roztaczającym aurę tajemnicy efektem ubocznym. Fotografia to jednak przeszłość.
Postfotografia zrodziła się z niewiary lub utraty naiwności. Pojawiała się dlatego, że nie wierzymy dalej w etos fotografii. Jej indeksalna natura już o niczym nie zaświadcza, natomiast otaczająca ją pseudomagiczna aura nadal zyskuje na znaczeniu. Rozpoznanie tych zmian, ich analiza i krytyka jest w dużej części domeną doświadczenia artystycznego. To ono najpełniej potrafi uchwycić paradoksy takich quasi-fotograficznych obrazów, które bez przeszkód akceptujemy, aby po chwili móc je odrzucić; obrazów pułapek, symulowanych widoków i transmisji rzeczy zaledwie możliwych.
Narzędziem postfotografii okazuje się być wszystko, co rejestruje/generuje/symuluje zjawiska na wzór obrazu. Odsłanianie nowych komunikacyjnych i ekspresyjnych aspektów takich zjawisk jest motywem spajającym prezentowane na wystawie realizacje.