Tegoroczny Enter Enea Festival rozwijał się powoli i miarowo, by ostatnimi dwoma koncertami na cały rok zapaść w pamięć słuchaczy. W przeciwieństwie do ostatniej edycji spod znaku Tuwima i piosenek o powstaniu warszawskim, Leszek Możdżer, dyrektor artystyczny festiwalu, w tym roku postawił głównie na muzykę. Śpiew pełnił więc tym razem jedynie rolę dodatkowego instrumentu. Jak się okazuje, nieodzownego dla całokształtu.
Jazzowa improwizacja i etno jazz
Wtorek, pierwszy dzień festiwalu, otworzył kameralny Jakub Płużek Quartet, w składzie Jakub Płużek - fortepian, Maksymilian Mucha - bas, Marek Pospieszalski - saksofon i Dawid Fortuna - perkusja. To już niepisana tradycja, że koncert otwarcia zazwyczaj należy do zespołów serwujących lekki, improwizujący jazz o wielu zakresach. Tym razem naprawdę szerokich, bo zespół inspiruje się zarówno muzyką dawną jak i współczesną, sięgając przy okazji do awangardy czy nawet psychotrance'u.
Jako drudzy tego dnia, premierowe wykonanie kompozycji Leszka Możdżera zaprezentowali wspólnie z nim: niemiecki basista Dieter Ilg i pochodzący z Bostonu, a dziś mieszkający w Polsce amerykański perkusista Eric Allen. Panowie, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, powrócili do jazzowych korzeni, nawiązując do języka tak zwanego jazzu środka. Swoje kompozycje Możdżer zadedykował słynnym kompozytorom. Najbardziej zapadające w pamięć były jak dla mnie przewrotnie - ta dedykowana czeskiemu pianiście jazzowemu Pavlovi Blatnỳemu - rozedrgana i dynamiczna, oraz kompletnie odmienna, spokojna i miarowa, inspirowana frazami z Chopina i napisana właśnie z myślą o nim.
Na tym tle zaskakującym zakończeniem okazał się występ kwartetu Zohara Fresco, łączącego w sobie jazz i muzykę etniczną. Izraelscy muzycy zagrali materiał ze swojej pierwszej płyty Tof Myriam, zdominowanej przez muzyczne zapożyczenia z tradycji Bliskiego Wschodu. Fortepian, perkusja, flet, bębny ramowe, tamburyn i wokal. Efekt? Piorunujący.
Muzyka broni się sama
Dzień drugi rozpoczął się z rozmachem, a mianowicie występem ponad dwudziestoosobowej orkiestry Nikoli Kołodziejczyka. Specjalnie dla nich enterowa scena została wcześniej rozbudowana o kolejne 20 metrów kwadratowych. Opłaciło się, bo złożona z muzyków pochodzących z trzech różnych krajów orkiestra dała wspaniały pokaz żywiołowego, prawdziwie zaangażowanego podejścia do muzyki, która nie idzie na kompromisy uproszczeń i nie wdzięczy się do słuchacza. Nie musi - po prostu broni się sama.
Jak dla mnie jednak, najlepszymi wykonaniami tegorocznego festiwalu okazały się dwa ostatnie koncerty. Tym razem w towarzystwie Leszka Możdżera na scenie pojawili się Oskar Török na trąbce, znany z pierwszego dnia festiwalu Zohar Fresco (gość specjalny tego koncertu) na bębnach i fenomenalna Iva Bittová (skrzypce, wokal), którą część polskiej publiczności kojarzy może z lubelskiego festiwalu Kody. Na Enter wykonywała wzruszające, wprawiające w trans i zahaczające o etno, złożone wokalizy. Artyści zaprezentowali ten rodzaj połączenia, który zdarza się niezwykle rzadko, a jest jednoczesnym porozumieniem pomiędzy muzykami a publicznością i pomiędzy nimi samymi. Nic dziwnego, że żegnani owacją na stojąco dwukrotnie wracali na bis.
Koncert zamknięcia należał z kolei do wiedeńskiego Radio.string.quartet, a zatem dwóch skrzypiec, altówki i wiolonczeli. Zespół od lat nagrywa różnorodne stylistycznie płyty, odnajdując równowagę pomiędzy klasyką a muzyką popularną. Na wiolonczeli nie zagrała tym razem Chorwatka Asja Valcic, która w ostatniej chwili musiała odwołać swój przyjazd. Mimo to udane zastępstwo i niezwykła energia kwartetu znakomicie wybrzmiały jako jednoczesne pożegnanie i zaproszenie do tego, by nad Jeziorem Strzeszyńskim zobaczyć się ponownie za rok.
Anna Solak
- Enter Enea Festival
- Jezioro Strzeszyńskie
- 24-25.05