Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Nam nie jest wszystko jedno

O romansie z balladą rosyjską opowiada Andrzej Lajborek. Premiera jego recitalu "Umówmy się na dziś. Ballady i romanse rosyjskie" - 9 maja w Teatrze Nowym.

Andrzej Lajborek. Fot. Jakub Wittchen - grafika artykułu
Andrzej Lajborek. Fot. Jakub Wittchen

Monika Nawrocka-Leśnik: Jest pianino, ale nie widzę gitary...

Andrzej Lajborek: Gitara też jest, ale mam ją w swoim pokoju.

Pojawi się pan z nią na scenie?

Oczywiście. To będzie recital.

Zaśpiewa pan po rosyjsku czy po polsku?

Zaśpiewam mniej więcej 32 utwory, z czego pewnie sześć będzie w oryginale.

Czyje utwory usłyszymy?

Kukina, Wizbora, Wysockiego, ale przede wszystkim Okudżawy. Nie wiadomo, jak wyglądałaby historia rosyjskiej piosenki autorskiej, gdyby nie on i... kiepskie powodzenie jego pierwszego tomiku wierszy "Liryka".

To niezmiernie ciekawa postać. Po wojnie wydał swój pierwszy tomik. Zupełnie go jednak nie zauważono, bo był to okres bumu poetyckiego w Rosji i takich jak on było wielu. Okudżawa jednak wykombinował, jak zwrócić na siebie uwagę. Wymyślił, że weźmie gitarę i będzie swoje wiersze śpiewał. I to był strzał w dziesiątkę! Zapewne, gdyby nie śpiewający Bułat Okudżawa, to i całej reszty by nie było. Bo dopiero potem pojawili się Włodzimierz Wysocki, Jurij Wizbor, Aleksander Gorodnicki, Jurij Kukin czy Nowella Matwiejewa.

Okudżawa jest panu najbliższy?

Tak, bo to od niego wszystko się zaczęło. Pewnego razu, kiedy było to już łatwiejsze do przeprowadzenia, postanowiłem poszwendać się po Rosji. I tak dotarłem do Odessy, gdzie na słynnych schodach stała jakaś baba, która sprzedawała kapustę i marchewki. Miałem na sobie tzw. szariki, czyli dżinsopodobne spodnie ze szczecińskiej "Odry", wówczas dowód, że jestem Polakiem. Kobieta dyskretnie mnie przywołała i patrząc w chmury pyta: "Choczesz?". "Da" - odpowiadam. "Desjać rublej" - mówi. Wtedy to było coś - jakieś pół litra i może nawet ryba suszona do tego. "Nu dawaj" - kiwnąłem. Ona wtedy w niewidzialny sposób sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła stamtąd kasetę. Wzięła główkę kapusty, wsadziła kasetę pod nią i mi podała. A ja w jak najmniej widoczny sposób zabrałem zawartość i oddałem jej kapustę z pieniędzmi.

Jak widać, to nie bajki - w kapuście można wiele odnaleźć...

Oczywiście! Ta kaseta była istnym skarbem! Kiedy Okudżawie i Wysockiemu cenzura zabraniała śpiewać, organizowano im recitale po domach. I na tej kasecie były właśnie takie dwa spotkania - na jednej stronie był nagrany Okudżawa, na drugiej Wysocki. Wtedy jeszcze nie było płyt z przekładami, więc zacząłem sam tłumaczyć to, co mi się najbardziej podobało. O wiele bardziej niż Wysocki przypadł mi do gustu Okudżawa, liryk.

Bum na Bułata zaczął się pod koniec lat sześćdziesiątych. Pierwszy sukces odniosłem, robiąc recital jego pieśni w słynnym na całą Polskę Klubie 13 Muz w Szczecinie. Później, już w Poznaniu, pokusiłem się o zrobienie wieczoru złożonego wyłącznie z pieśni kilku autorów rosyjskich, ale tak połączonych, by tworzyły spektakl.

W jaki sposób teraz dobrał pan utwory?

To będzie recital, więc utwory nie muszą być ze sobą powiązane. Będę je po prostu zapowiadał. Wielokrotnie sprawdziłem, że ten repertuar - zwłaszcza Okudżawa - ciągle znajduje zaprzysięgłych odbiorców. Nie tak dawno wystąpiłem z rosyjskim programem w Bugaju, niedaleko Ostrowa Wielkopolskiego. Trafiłem tam na moje pokolenie, także pani i jeszcze młodsze. Jak zawsze słuchacze zażądali ode mnie kilku sztandarowych kojarzonych z Okudżawą ballad w rodzaju "A przecież mi żal" czy "Trzy miłości".

A co z repertuarem Wysockiego?

Znajomość Wysokiego jest o wiele mniejsza, więc postanowiłem zaśpiewać go głównie w bloku więzienno-obozowym. Z tym jest najbardziej kojarzony.

Zabraknie jego pieśni o górach i kobietach?

Wie pani, że to oszustwo? Wysocki miał wrodzoną wadę serca i po górach nigdy nie chodził. Wysocki prawie wszystkie swoje pieśni pisał w pierwszej osobie, był ich bohaterem - nawet tych wojennych. A przecież kiedy wybuchła wojna, Wysocki był przedszkolakiem. Ale wielu kombatantów wręcz przysięgało, że służył w ich jednostkach! To był nieprawdopodobny facet. Ale może o kobietach rzeczywiście warto byłoby coś dodać...

Jest przecież m.in. świetna "Alpinistka", "Tatuaż"...

Istnieją doskonałe wykonania tych piosenek, choćby Piotra Fronczewskiego czy Mariana Opani, nie chciałbym ich powielać.

Ma pan ulubioną balladę?

Wiele, ale boję się wyróżnić jedną, bo z każdą wiąże się jakaś opowieść.

Oprócz ballad, będą i romanse...

Tak, poniekąd zmuszono mnie do wyboru kilku z nich. Zdecydowałem, że zaśpiewam dwa romanse Wertyńskiego, który występował zawsze w charakteryzacji Pierrota. Będzie to m.in. "Koniec dnia" w tłumaczeniu Jonasza Kofty.

Wszystkie utwory będę w jego tłumaczeniu?

Nie. Na pewno pojawią się jeszcze tłumaczenia Młynarskiego, Osieckiej, Fedeckiego i Mandaliana.

Słyszał pan któregoś z bardów na żywo?

Tak, Okudżawę i Kukina w Mińsku. Poza tym Bułat wystąpił także w Auli Uniwersyteckiej w latach 90-tych. Okudżawa zawsze śpiewał tak samo - brał krzesło i opierał na nim nogę... Wszystkie jego interpretacje były - jeśli to dobre określenie - intelektualne. W ten sposób pokazywał swój dystans do tego, co pisał. Wyglądało to tak, jakby mówił: macie cegły i zaprawę, więc teraz budujcie sobie sami własne przemyślenia i wzruszenia. Wszyscy na sali wiedzieli, że mają przed sobą jednego z największych iluminatorów poetyckich świata.

Podobnie zresztą było z Dolskim czy Kukinem - ich również mało interesowała forma estradowa. Oni po prostu śpiewali. Inaczej tylko zachowywał się Wysocki, który był aktorem. Śpiewał całym sobą i wydawało się, że nabrzmiałe żyły na skroniach zaraz mu pękną. Po aktorsku przeżywał, chciał się podobać, być zapamiętanym. Przekazywał tyle emocji, jakby to robił po raz ostatni.

Na czym polega fenomen ich muzyki? Słuchają ich ludzie w różnym wieku...

Przed laty odbierało się ich pieśni głównie przez kontekst polityczny - mieli odwagę w mówieniu o zakłamaniu, Gułagu, wszechobecnym NKWD. Jednak dla mnie były to przede wszystkim piosenki zarówno o nich, jak i o nas samych, o codzienności, zwykłych kłopotach i wątpliwościach. To historie o ludziach, którzy muszą się opowiedzieć wobec świata, zdeklarować. Wiedzą bowiem, że życie nie jest rodzajem jakieś kary czy uciążliwego przypadku. Gdy stają wobec rzeczywistych problemów, usiłują się z nimi uporać w sposób najwłaściwszy, choć nie kosztem innych. Zawsze w tych pieśniach pokazywany jest człowiek nieobojętny, ktoś, kto traktuje życie jako najważniejszą próbę wobec siebie samego.

Był kiedyś taki program - "Nam nie jest wszystko jedno". Myślę, że mój recital też mógłby się tak nazywać. Byłbym szczęśliwy, gdyby choć kilku widzów zrozumiało, że nie warto przeżyć życia na jałowym biegu, że warto mieć marzenia, realizować je i być, przynajmniej dla siebie samego, kimś.

Wysocki pokazuje to w sposób skrajny, z reguły umieszczając swojego bohatera w sytuacjach wyjątkowo dramatycznych, nawet w miłości stawia go pod ścianą. To bezpośrednie nawiązanie do sytuacji każdego Rosjanina, który przecież nigdy nie był wolny, a zawsze ciemiężony, niezależnie od tego jaka władza rządziła i pod jakimi hasłami. Jak się posłucha rosyjskich pieśni, słychać bardzo wyraźnie tęsknotę, żal, ból. Ale często właśnie pieśni miały osłodzić życie i dawać nadzieję.

Czy repertuar, z którym pan wystąpi, ma spełniać podobne funkcje?

Jestem przekonany, że to bardzo pojemny rodzaj poezji, w której każdy znajdzie coś stosownego dla siebie. Byłoby mi ogromnie miło, gdyby młodzi z pani pokolenia zrozumieli przy okazji, że istnieje coś ciekawszego poza autorami i wykonawcami okupującymi listy przebojów. Jeżeli przyjdą na recital ludzie młodzi i tacy, którzy o Rosji nie wiedzą nic, a ja im opowiem o wysyłce na front czy kompaniach karnych, to oni się czegoś dzięki temu nauczą.

Cały czas rozmawiamy o muzyce tworzonej przez Rosjan. Słucha ich pan na co dzień?

Tak, ale nie tylko. Słucham też country i Marka Knopflera. Bruce Springsteen ma także wiele do powiedzenia...

Rozmawiała Monika Nawrocka-Leśnik

  • "Umówmy się na dziś. Ballady i romanse rosyjskie" - recital Andrzeja Lajborka
  • Teatr Nowy
  • premiera: 9.05, g. 20.30 (Trzecia Scena)
  • kolejne spotkania: 10,11 i 14.05 g. 20.30 (Trzecia Scena); 13.05, g. 20.30 (Scena Nowa)
  • bilety: 50 zł/30 zł (wt-cz), 55 zł/35 zł (pt-nd)