- Kochanie, wołałeś mnie? - zapytała ponoć żona Ernesta Hemingwaya, kiedy jej zakochany w corridzie małżonek relacjonował swoim kolegom w sąsiednim pokoju szczególnie krwawą walkę, a z jego gardła wydobył się rozdzierający skowyt. Taki, jaki tuż przed śmiercią wydaje z siebie zabijany byk. Nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy, żeby oglądać corridę. Nie odnajduję piękna w śmiertelnym starciu. Nie cieszy mnie zwycięstwo tego, który przeżył. Nie pasjonują mnie opowieści o zabijaniu. Najchętniej zamknęłabym oczy i udawała, że taki świat w ogóle nie istnieje. A jednak oczu nie mogłam oderwać od pustej teatralnej sceny, na której Eva Rufo odgrywała corridę. Zachwyt mieszał się z przerażeniem, a w gardle narastał skowyt. O co toczy się walka? Kto jest w tej opowieści bykiem, a kto matadorem? Kto pyta: "Kochanie, wołałeś mnie?". Kto podekscytowany siedzi na arenie? Jaką rolę gramy w tym przedstawieniu my sami? Czy jesteśmy jej świadomi? Idźcie koniecznie na "¡¡¡Oooooleee!!!" Evy Rufo. Zagra swój spektakl w Teatrze Ósmego Dnia 12.04 o g. 19. Ja wybieram się jeszcze raz.

Ewa Obrębowska-Piasecka

• "¡¡¡Oooooleee!!!" Evy Rufo
• Teatr Ósmego Dnia
• 12.04, g. 19