Świat kultury uwielbia kontrowersje. Co prawda wielu widzów i krytyków pastwi się nad kiczem, marnością, a nawet ohydą, jednak nie zmienia to faktu, że jakimś dziwnym trafem wielu chce ten kicz, marność i ohydę zobaczyć na własne oczy...
Świat kultury uwielbia kontrowersje. Co prawda wielu widzów i krytyków pastwi się nad kiczem, marnością, a nawet ohydą, jednak nie zmienia to faktu, że jakimś dziwnym trafem wielu chce ten kicz, marność i ohydę zobaczyć na własne oczy...
Deszcz kwiatów i gałązek bzu na dworcu głównym, bramy triumfalne, otwarte dla publiczności ćwiczenia na poligonie Biedrusku, gala na Uniwersytecie i blisko stutysięczny "hołd ludności" przed ratuszem. Sto lat temu Ferdinand Foch odwiedził Poznań.
Wielcy artyści przyzwyczajają swoich miłośników, że wszystko zawsze udaje im się doskonale. Niekiedy zdarza się jednak, że przynajmniej jeden ich utwór wzbudza pewne wątpliwości i kontrowersje - tak wśród wielbicieli, jak i krytyków. Zarówno jedni, jak i drudzy bywają czasami kapryśni.
Inflacja, liche zarobki i powszechna drożyzna napędzająca biedę. W efekcie strajk, uliczna bitwa z policją, rozbite więzienie, dziewięć ofiar oraz kilkudziesięciu rannych. Poznań w kwietniu 1920 roku.
O tym, że kultura nie jest wolna od kontrowersji, wie każdy. A o tym, że nierzadko jej reprezentanci z takich lub innych powodów trafiali na salę rozpraw bądź stawali się bohaterami kryminalnych opowieści, też mogliśmy się niejednokrotnie przekonać. Dziś przekonamy się po raz wtóry!
O poznańskiej Głuszynie od kilku miesięcy mówi i pisze cały świat, od Irlandii i Anglii po Australię i Nową Zelandię. Tylko poznaniacy niewiele o niej wiedzą, bo daleko, mała i niepozorna, a droga, która przez nią przebiega, prowadzi właściwie donikąd.
Kultura niejedno ma imię. Mówi się dzisiaj całkiem dużo chociażby o kulturze pracy. Tę jednak zostawmy w spokoju. Ale kultura języka i kultura słowa brzmią już całkiem interesująco i zasadne wydaje się poruszyć ich temat w tym miejscu. Szczególnie, że feminatywy, a o nich będziemy mówić, nie tylko obecnie rozpalają dyskusje i powodują u niektórych konsternację, ale robiły to i wcześniej.
"Przypomina mi się ojciec, w mundurze, jeszcze taka menażka się tak kołysała..." - to ostatnie wspomnienie ojca, jakie zachowała w pamięci Maria Łużyniecka - bohaterka filmu przygotowanego przez Poznańskie Archiwum Historii Mówionej.
12 grudnia 1908 roku w stoczni w Kilonii zwodowano SMS "Posen", jeden z czterech pancerników typu Nassau wchodzących w skład Kaiserliche Marine, wtedy drugiej, po brytyjskiej Royal Navy, marynarki wojennej na świecie.
Prawnik, działacz społeczny, radny miasta Poznania, poseł na Sejm Pruski i do Reichstagu, członek Naczelnej Rady Ludowej, marszałek Sejmu Ustawodawczego i Senatu. Wojciech Trąmpczyński znany - nieznany.
Literaci, poeci, satyrycy, dziennikarze, ludzie słowa. Żonglujący słowami i walczący za ich pośrednictwem o sprawy najważniejsze. Albo wcale nie traktujący ich jak oręża, ale widzący w nich narzędzie twórczej kreacji, służącej dobru i utrwalaniu tego, co warto zapamiętać. Niekiedy używający słów jako ochrony przed światem, za dowcipem skrywający smutną niekiedy prawdę na temat rzeczy. Dzisiaj o jednym Wilku z tej watahy.
Było wesoło poprzednim razem, będzie o powodach do śmiechu i dzisiaj! W końcu artyści na wszelkie sposoby usiłowali i nadal usiłują robić wiele, by zapewnić nam pretekst do tego, by choćby i delikatny uśmieszek pojawił się na naszych zbyt często zafrasowanych licach!
Ufortyfikowanie dziewiętnastowiecznego Poznania stawiało miasto w gronie najnowocześniejszych i największych twierdz tej części świata. Rozmach przedsięwzięcia sprawił, że budowa trwała prawie 70 lat.
Śmiech to zdrowie - tak głosi przecież stare porzekadło i trudno odmówić temu racji. Powinniśmy być wdzięczni wszystkim twórcom, którzy robią rzeczy śmiech wywołujące. Pomaga on przecież na rozmaite utrapienia i smutki życia codziennego. Pozwala rzeczy przygnębiające wyśmiać i uczynić bardziej znośnymi. A satyra obserwująca wszystko i wszystkich z dystansem, potrafi też w sposób zabawny, acz dosadny, dać prztyczka w nos. Satyrycy to więc grupa społecznie bardzo pożądana. Tak było, jest i będzie!
Wielka dama, buntowniczka, emancypantka, poliglotka, osobista sekretarz Józefa Piłsudskiego, powszechnie podziwiana poetka, wreszcie poznanianka z wyboru. 40 lat temu, 16 lutego 1983 roku, odeszła Kazimiera Iłłakowiczówna.
W zamyśle sztuka powinna służyć celom większym i poważniejszym, uwznioślać i kierować człowieka na tory refleksji, przy okazji dostarczając mu również niezwykłych wrażeń zmysłowych. Bywa jednak, że nierzadko znajduje się w epicentrum zdarzeń, których żadną miarą w taki sposób określić się nie da.
Blisko czterysta numerów, tysiące artykułów i rozpraw, dziesiątki tysięcy stronic, kilka pokoleń autorów, wreszcie niezwykłe wydawnicze kontinuum. Sto lat temu ukazał się pierwszy tom "Kroniki Miasta Poznania".
Są tacy ludzie, którzy gdzie się nie pojawią, tam wzbudzają zachwyt. Do niektórych przyciąga ich ekstrawagancki sposób bycia, a do innych klasyczna elegancja, którą odczytać można we wszystkim - ruchach, tonie głosu, a nawet przymiotach czysto zewnętrznych, które traktuje się jak odbicie wewnętrznej wyjątkowości. Do tej drugiej kategorii osób zaliczała się Jadwiga Dębicka, jedna z ulubienic nie tylko poznańskiej publiczności!
Relacja między ekscentrycznym prowokatorem i cieszącą się autorytetem oraz szacunkiem altruistką nie powinna się wydarzyć, a jednak się wydarzyła. Poszukiwanie bliskości z jednej i fascynacja z drugiej strony okazały się dla tej pary spoiwem na lata.
W czasie sprzeczki, do której doszło w winiarni Carlton, cywil obraził i spoliczkował porucznika 15. Pułku Ułanów Poznańskich. Wtedy ułan wyciągnął z kabury rewolwer.