Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Wypędzeni, zapomniani

Rozmowa z Jackiem Kubiakiem, współautorem książki "Wypędzeni 1939... Deportacje obywateli polskich z ziem wcielonych do III Rzeszy".

. - grafika artykułu
Jacek Kubiak fot. M. Schmidt

Dlaczego dopiero teraz powstała polsko-niemiecka, dwujęzyczna publikacja poświęcona 1,5 mln obywateli polskich z ziem II Rzeczypospolitej wcielonych do Rzeszy w 1939 r.?

Za czasów PRL niewiele o tym mówiono (choć w Instytucie Zachodnim przeprowadzono wiele prac dokumentujących te deportacje). Zbyt bliski jest związek między tymi deportacjami i wywłaszczeniami a paktem Ribbentrop-Mołotow, tematem tabu przed 1989 r. Stalin zgodził się w nim na migrację etnicznych Niemców ze wschodu do Niemiec. A Hitler na terenach włączonych do Rzeszy potrzebował "germańskich" osadników. I właśnie dla nich robił miejsce, wyrzucając z domostw, grabiąc mienie i po części deportując obywateli polskich z Wielkopolski, Pomorza, ziemi łódzkiej, północnego Mazowsza i Żywiecczyzny. Liczba półtora miliona wg szacunków prof. Czesława Łuczaka obejmuje osoby wywiezione do Generalnego Gubernatorstwa (GG), a także wszystkich wywłaszczonych, a po jakimś czasie zamkniętych w gettach i uśmierconych Żydów z północnych i zachodnich ziem II Rzeczypospolitej oraz osoby, którym konfiskowano mienie, pozwalając pozostać na miejscu, w gorszych domach czy u rodziny. W Niemczech i Europie o tych deportacjach się nie pamięta, gdyż przesłonięte są przez Holocaust i obozy śmierci. My sami po 1989 zajęliśmy się "białymi plamami" z czasów komunizmu i los Polaków na ziemiach wcielonych do Rzeszy nadal pozostawał na dalszym planie. Tymczasem deportacje z ziem wcielonych do III Rzeszy są bardzo ważne dla pamięci europejskiej, gdyż są one czymś w rodzaju "koła zamachowego" polityki ludnościowej nazistów, swego rodzaju "poligonem doświadczalnym".

Kto był pomysłodawcą książki?

Książka jest naturalną konsekwencją kilkuletniej pracy całego zespołu ludzi. W 2009 r. powstała z pomocą Zarządu Związku Miast Polskich oraz przy inspiracji Andrzeja Porawskiego, dyrektora Biura ZMP, wystawa Wypędzeni 1939... Wystawa - dzięki stałej pomocy Samorządu Województwa Wielkopolskiego oraz Miasta Poznań - została pokazana w 25 miastach Polski, "obrosła" materiałami multimedialnymi i filmowymi, które wykorzystujemy podczas pracy z młodzieżą w kolejnych miejscach ekspozycji, a także dodatkowymi materiałami zbieranymi podczas objazdu. Po prostu przyszedł moment, w którym ta książka powinna się ukazać. Udało się dzięki środkom unijnym z funduszu Europa dla Obywateli, dzięki Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, Instytutowi Pamięci Narodowej oraz Wydawnictwu Miejskiemu Posnania.

Jak duży zespół pracował nad jej przygotowaniem?

Przy książce pracowali autorzy wystawy: Małgorzata Schmidt, Janusz Zemer i ja. W redakcji uczestniczyła Agnieszka Łuczak z IPN, zasiliła też tom swoim tekstem. W tomie znajdują się także teksty pani profesor Marii Rutowskiej z Instytutu Zachodniego oraz Andrzeja Porawskiego ze Związku Miast Polskich. Nad całością organizacyjnie czuwał zespół Związku Miast Polskich z panią Jolantą Hałas, zastępcą dyrektora Biura ZMP, i panią Joanną Dmyterko. A do tego dochodzi dwójka znakomitych tłumaczy - Elżbieta Marszałek oraz Reinhold Lauterbach.

Obok źródeł archiwalnych polskich i niemieckich wykorzystali Państwo wywiady z bezpośrednimi świadkami wypędzeń, grabieży, więzienia, egzekucji...

Nasz obraz tych wydarzeń jest również efektem około stu wywiadów, jakie przeprowadziliśmy z ofiarami deportacji i świadkami historii, i wieluset godzin "prześlęczanych" nad archiwaliami i w bibliotekach, co jest oczywiście zwykłą koleją rzeczy przy przygotowywaniu takiej publikacji. Za pewien walor naszego przedsięwzięcia uważam to, że wykorzystujemy nie tylko duże archiwa publiczne (Bundesarchiv, Archiwum Państwowe czy archiwa IPN), ale także zbiory z małych ośrodków, np. z Płońska czy Jarocina. I wreszcie też prywatne zbiory i albumy rodzinne.

Pisze Pan o związku deportacji obywateli polskich z ziem wcielonych i Holocaustu, jako połączonych ze sobą ogniw "polityki ludnościowej"...

Związek między deportacjami obywateli polskich a prześladowaniami Żydów rysował się od początku. Naukowcy niemieccy (z Theodorem Schiederem na czele, który później, już w czasach RFN, był historykiem "wypędzenia" Niemców ze wschodu) opracowali jesienią 1939 r. dla potrzeb Heinricha Himmlera memoriał o zniemczeniu "ziem odzyskanych", bo tak nazywali ziemie wcielone do Rzeszy. Schieder zakładał, że będzie trzeba deportować Polaków na wschód. Z kolei, by zrobić dla nich miejsce, trzeba będzie "odżydzić" miasta w GG. Wielokrotnie w rozmowach z wysiedlonymi spotykałem sytuacje, że polskie rodziny kwaterowano w mieszkaniach pożydowskich. Nigdy nie zapomnę płaczu jednej z moich rozmówczyń, dla której świadomość, że osadzono ją w mieszkaniu opróżnionym przez Żydów, była doznaniem traumatycznym, choć przecież nie była niczemu winna.

Dziewiąty punkt aktu oskarżenia przeciwko Adolfowi Eichmannowi w słynnym procesie w Jerozolimie dotyczył udziału w deportacji pół miliona Polaków z zamiarem umieszczenia w ich domach Niemców. Naziści "uczyli się" podczas deportacji z ziem wcielonych do III Rzeszy, jak można degradować i dowolnie transferować wielkie masy ludzkie. To nie było proste. W działania Niemców często wkradał się chaos, trudności sprawiała m.in. synchronizacja transportów - pisał o tym Adolf Eichmann w swoich więziennych zapiskach.

Trzeba też pamiętać, że deportacje te były ogniwem szerszego planu zwanego Generalplan Ost. Niemcy zamierzali - po zwycięskiej wojnie - skolonizować całą Europę Wschodnią. Zamierzali pokryć cały ten obszar - po linię wytyczoną od jeziora Ładoga na północy po Krym - nowoczesnymi osadami i siecią wygodnych dróg, a Słowian, którzy nie byliby potrzebni jako robotnicy przymusowi przy tych wielkich przedsięwzięciach, wysiedlić w pieszych marszach za Ural. Deportacje z ziem włączonych do III Rzeszy oraz całkowita eksterminacja Żydów były wstępem do tego działania. A pierwszym bastionem germańskim na wschód od granic Rzeszy miała stać się Zamojszczyzna. Zamość miał się nazywać Himmlerstadt.

Co do dziś powraca, pozostaje dla Pana "trudne" po ukazaniu się książki?

Trudne jest pogodzenie się z tym, że te zbrodnie były dokonywane w naszym kręgu kulturowym, że dokonali ich nasi sąsiedzi, że możliwe było zbudowanie takiego systemu, w którym milionom Niemców te deportacje i inne zbrodnie, na których się bogacili, wydawały się historycznie czy cywilizacyjnie słusznym rozwiązaniem.

Trudne jest też to, że w pewnym sensie ta historia się nie skończyła, ona trwa, choć w innych formach. Wystarczy włączyć telewizor. Syria, Irak, Libia. Te setki tysięcy uchodźców, wygnanych z ich ojczyzny przez wojnę, tysiące utopionych w morzu, te ciężarówki, w których ludzie umierają przez uduszenie.

Ale jest też i inna strona. W wywiadach, prowadzonych ze świadkami historii, od pewnego momentu zaczęliśmy też pytać o Niemców, którzy potrafili się zachować przyzwoicie. Czasami chodziło o drobiazgi, na przykład o dodatkową porcję marmolady w sklepie. Ale i o życie, gdy niemiecki właściciel firmy ostrzegał polskiego pracownika przed aresztowaniem albo niemiecki lekarz przepisywał Polakom lekarstwa. Trzeba pamiętać, że takie zachowania mogły się skończyć dla Niemca obozem. Ten temat wart jest osobnej książki lub filmu. Bo właśnie z takich "okruchów" można czerpać jakąś nadzieję na przyszłość.

Rozmawiał Andrzej Sikorski

Jacek Kubiak - dziennikarz, współautor wystawy Wypędzeni 1939... autor kilkunastu filmów o tematyce polsko-niemieckiej, za film Jasnowłosa prowincja o deportacjach z ziem wcielonych do III Rzeszy nagrodzony w 2010 roku Polsko-Niemiecką Nagrodą Dziennikarską (wspólnie z Klausem Salge).