Kultura w Poznaniu

Varia

opublikowano:

Dobry wynik dzielenia

- Po-Dzielnia nie jest miejscem pomocy społecznej. Jest i dla biednych, i dla bogatych - mówi Kalina Olejniczak, współtwórczyni działającego od kilku miesięcy przy Głogowskiej freeshopu, w którym każdy może być jednocześnie "kupującym" i "sprzedającym". W jakim celu powstają podobne miejsca w Poznaniu? Kto i dlaczego "daje", a kto "bierze"? Czy poznaniacy potrafią się dzielić?

. - grafika artykułu
fot. Adam Jastrzębowski

Każda filiżanka ma inny kolor: jest czerwona, żółta, pomarańczowa, różowa, fioletowa, zielona. W komplecie czerwony imbryk. Pełen serwis do kawy, z Włocławka. - Grażyna, patrz, jakie ładne! - Rysia woła koleżankę.  - Ja już wszystko mam, ale lubię znaleźć coś dla przyjaciółek. Ostatnio jednej garsonkę zawiozłam - opowiada Rysia.

Do Po-Dzielni co chwila ktoś wchodzi z walizami i nowym towarem. Maria przyniosła trochę ciepłych rzeczy, Kamila - piłkę, Michał - stos książek, notesów i kubków. - Łatwiej się rozstać z przedmiotami, gdy wiadomo, że komuś posłużą - mówi Katarzyna, wyciągając z torby koraliki do robienia mozaiki. Jej córka właśnie z dziecka staje się nastolatką i uznała, że nie będą jej już potrzebne. Sznury sztucznych perełek lądują na półce z biżuterią. Rysia, choć zaklinała się, że tym razem nic dla siebie nie weźmie, przymierza białe perły. Pasują idealnie do biało-czarnej spódnicy.

Kto przełamał w Poznaniu tabu korzystania z używanego? Mogła to być Joanna Stankiewicz, która w 2007 roku zorganizowała pierwszy Babi Targ: kiermasz, na którym poznanianki wymieniają się ubraniami. Udowodniła, że wymienianie się rzeczami może być równie modne jak zdobyta na Babim Targu sukienka. Kolejnym krokiem były Miejskie Regały Książkowe. Pojawiły się w kilku punktach miasta, zachęcając, by ludzie przynosili do nich przeczytane książki.  Dwa lata temu na Jeżycach stanął pierwszy givebox: szafa, do której można przynieść każdy niepotrzebny przedmiot. I każdy może wziąć, co tylko jest mu potrzebne.

Giveboxy mają opiekunów, którzy dbają, by wewnątrz i dookoła szafy panował porządek. To strażniczki giveboxów stworzyły Centrum Ekonomii Współdzielenia Po-Dzielnia. Działa w parterze kamienicy niedaleko Dworca Zachodniego. Trafiają tu przedmioty, które w giveboxach by się nie zmieściły. Ale przede wszystkim Po-Dzielnia jest miejscem spotkań.

Za parę dni Cognifide, polsko-brytyjska firma informatyczna, rozpocznie akcję Shoebox. Pracownicy zbierają dla mieszkanek Domów Samotnej Matki i Centrów Interwencji Kryzysowej. Jeśli uciekły z domów, to w tym, co miały na sobie. Bez szczoteczki, dezodorantu, kosmetyków do makijażu. - Zachęcamy, by przejrzeć półki w łazience. Może stoi tam zestaw szamponów otrzymany w nietrafionym gwiazdkowym prezencie? Mleczko do ciała kupione w ofercie dwa w jednym? Buteleczka hotelowego żelu pod prysznic przywieziona na pamiątkę z podróży? - wylicza Magdalena Owsiana, współorganizatorka akcji. Przyniesione do biura kosmetyki pakuje do pudełek po butach, okleja logo akcji. W zeszłym roku ktoś dostał dobre perfumy, ładne mydełko, tusz do rzęs Diora...

Charytatywny cel ma też działanie Magazynu Dobra, inicjatywa Renaty Bondeckiej i Barbary Borusiak z Uniwersytetu Ekonomicznego. Magazyn mieści się w Pasażu Różowym przy Świętym Marcinie. - Można tu znaleźć skarby! - mówi Paulina Jarysz, wolontariuszka. Zasady są podobne jak w Po-Dzielni: ludzie przynoszą przedmioty, rzeczy są wyceniane, a dochód z ich sprzedaży trafia do wybranej z pomocą klientów organizacji (głosują na Facebooku). W grudniu udało się zebrać 3 tys. zł dla Drużyny Szpiku. - O, proszę spojrzeć: nowiutka biografia Anny Jantar za jedyne 10 zł. Pewnie ktoś miał dwa egzemplarze. Nowy notes Moleskine za połowę ceny, jedwabna apaszka, jeszcze z metką, zafoliowana gra "Grzybobranie"  - zachwala. Sobie kupiła tomik poezji. Nie lubi konsumpcji, zakupów, nie kupuje nowych rzeczy. Jest fanką zachodnich charity shopów.   

Bo kolejny cel dzielenia się to właśnie ograniczenie konsumpcji. Jeśli kupimy lub weźmiemy używane, nie będzie potrzebna energia na wyprodukowanie nowego. To będzie nasz mały wkład w dzielenie się zasobami Ziemi. - W Po-Dzielni nie chodzi o to, by pozbyć się rzeczy z domu i zrobić sobie miejsce na nowe. Chodzi o to, by brać, co tu jest, zamiast kupowania - mówi Dorota Słomczyńska, wolontariuszka z Po-Dzielni. Każdego namawia, by coś zabrał. Ma sukcesy. Kiedyś do Po-Dzielni przyszła para. Wyglądali na zamożnych, dużo zostawili. Z dużym oporem wybrali z półki jedną książkę. Dorota była nieustępliwa. I udało się. - Kobieta znalazła dla siebie sukienkę, długą, wełnianą, pięknie odszytą. Cieszyła się jak dziecko - wspomina Dorota.

Kalina Olejniczak, współtwórczyni Po-Dzielni: - Ktoś nawet zwrócił nam uwagę na Facebooku, że gdy przyjdzie ktoś biedny, nie będzie miał co wziąć. Wtedy tłumaczę, że Po-Dzielnia nie jest miejscem pomocy społecznej. Jest i dla biednych, i dla bogatych.

Magdalenie Priebe krajało się serce na widok eleganckich starszych pań, wdów z niską emeryturą, grzebiących w śmietnikach przy Rynku Wildeckim. Myśląc m.in. o nich, stworzyła Jadłodzielnię. Jeden z rynkowych straganów służy dzieleniu się jedzeniem. Trafia tu wczorajsze pieczywo, zmarznięte pomidory, kiełkujące ziemniaki. W Święta Wielkanocne pewna para z Piątkowa stwierdziła, że denerwuje ją ilość jedzenia na stole, którego i tak już nie zjedzą. Pewnego zimowego wieczoru ktoś dostarczył 160 pudełek z obiadem. W styczniu Magdalena przywiozła ze smażalni ponad sto niesprzedanych pączków. Bułki, których nie kupili klienci uczelnianego bufetu, trafiły do studenta, któremu akurat zabrakło kasy. Z zasobów korzystają i wdowy, i ludzie, których stać na jedzenie, ale nie lubią marnowania. Z pączków ogromnie się ucieszył bezdomny, często bywający na Rynku Wildeckim. Wziął cały worek. - Bezdomni są zwykle smutni, wolniej chodzą, nie mają celów, które by ich napędzały. Owszem, cieszę się, że ratuję jedzenie, ale najważniejsi są w tym wszystkim ludzie. Ogórek się jeszcze nigdy do mnie nie uśmiechnął - mówi Magdalena.

W Po-Dzielni kwitnie życie towarzyskie, w Magazynie Dobra można pogadać z wolontariuszkami. Nawet gdy wymieniamy się w internecie, musimy się spotkać. - Ludzie samowystarczalni, którzy wszystko sprawdzają w internecie, nic nie pożyczają, o nic nie pytają, są bardziej samotni - twierdzi Karolina. Dużo podróżowała, z Włoch przywiozła piękne filiżanki. Oddaje, bo już nie używa. - Ja w moich podróżach dostałam dużo pomocy od ludzi, chcę ją jakoś oddać - mówi.

Dając swoje rzeczy - pomagamy, ale biorąc, też możemy pomóc, często nawet nie zdając sobie sprawy. Imię Hani zmieniam, by jej nie krępować. Hania jest jedną z dziewczyn wrzucających ładne przedmioty na grupę Poznań Zero Waste. Oddaje sukienki w zamian za owoce, buty za mleko modyfikowane. - W Nowy Rok nas okradli, straciliśmy oszczędności. Nie piszę tego publicznie, bo nie chcę litości. Przejrzałam szafy, by znaleźć rzeczy, które mogę wymienić na jedzenie dla dzieci. Wydaje mi się, że ludziom łatwiej jest kupić trochę jabłek i jogurtów, niż kupić buty za 20 zł. Puszka mleka modyfikowanego starcza na trzy dni, a ja chcę zapewnić dzieciom wszystko, co najlepsze - mówi Hania.

Natalia Mazur

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019