- Poznań jest w tej chwili w innym mentalnie miejscu, więc tu nie dało się tego kontynuować - mówił pomysłodawca i twórca festiwalu. - Nie chodzi o to, żeby narzekać, po prostu takie są fakty. Nie zawsze można iść razem w tym samym kierunku. Czasami trzeba się rozstać - tłumaczył.
Jak przyznał Jan A.P. Kaczmarek, początek kryzysu to trzeci rok istnienia festiwalu, kiedy nie dostał on wieloletniego kontraktu. - Jako organizator mam prawo, a wręcz obowiązek dbać o jak najlepsze warunki dla wydarzenia - podkreślał. - Przyjechałem do miasta po dwudziestu latach jako poznaniak, a zostałem odebrany jako najeźdźca - stwierdził dyrektor i zapewnił, że mimo to nie ma do Poznania pretensji.
Przypomnijmy - to Łódź wyszła z propozycją przeniesienia do niej festiwalu. Pod uwagę brane były także inne lokalizacje, twórcy nie chcą jednak zdradzić, jakie. Kontrakt pomiędzy organizatorami a władzami Łodzi został podpisany na najbliższe cztery lata. Budżet na pierwszy rok to 4,5 mln zł od miasta. Organizatorzy zapewniają, że w ten sposób będą mogli podnosić poziom proponowanych wydarzeń i zagwarantować gościom ciągły rozwój festiwalowej formuły.
Już teraz wiadomo, że pewnym zmianom ulegnie program festiwalu. Ma pojawić się w nim konkurs filmowy, obok istniejącego już konkursu kompozytorskiego. Działać ma też system mikrograntów dla łódzkich instytucji kultury "na wspieranie kreatywnego kontaktu i rozwój ich działań". Zmieni się też data wydarzenia - za rok odbędzie się w czerwcu. Twórcy liczą na to, że część wydarzeń towarzyszących nadal będzie organizowania w Poznaniu, ale w tej sprawie rozmowy dopiero trwają.
Co mają do powiedzenia miastu, które festiwal wypromowało? Jak napisali w oficjalnym oświadczeniu: "Jesteśmy niezwykle wdzięczni za to, że swoją obecnością współtworzyliście Transatlantyk Festival. Dziękujemy też Miastu Poznań za gościnność oraz wszystkim tym, którzy razem z nami nadawali kształt temu niezwykłemu wydarzeniu".
- To była fascynująca przygoda - podsumował Jan A.P. Kaczmarek.
Anna Solak