Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Sztuka jako bieg długodystansowy

W Poznaniu do 16 kwietnia trwa festiwal młodej sztuki "AK 30 - 30 wystaw - 30 dni".

. - grafika artykułu
Fot. Michał Ciesielski

Ten ewenement festiwalowy na skalę kraju charakteryzuje niepowtarzalny koncept i energia. Codziennie przez 30 dni otwiera się nowa wystawa. Widz, który chce śledzić cały program, musi wziąć udział w wernisażowym maratonie (lub jak to sugeruje nazwa "AK 30" przyjąć serię z karabinu) i stawiać się codziennie w innym miejscu na mapie Poznania. To oczywiście świetna okazja, by miasto poznać od nieco innej strony, ale przede wszystkim unikalna możliwość bliskiego zaznajomienia się ze strukturą młodego poznańskiego środowiska artystycznego. Założeniem ideowym AK jest, poza intensywnością, możliwość odwiedzania twórców w ich własnych mieszkaniach i pracowniach. Pozwala to na bliższe poznanie samego procesu artystycznego. Nierzadko można na takich wystawach poza meritum odnaleźć to, co składa się na ostateczny kształt dzieła, ale w efekcie końcowym nie jest eksponowane, jak np. szkice koncepcyjne, narzędzia czy materiały. Jednak to atmosfera miejsc jest tym najcenniejszym elementem, nie tylko dla doświadczania warunków powstawania sztuki, ale też dla poznania samych artystów.

Jak w domu

Prawie za każdym razem na wernisażach AK trafiałem na niemal domową, otwartą atmosferę. Dzieje się tak dlatego, że organizatorzy festiwalu, artyści oraz znaczna część gości, należy przeważnie do grona bliskich znajomych. Taki układ jest częsty dla wystaw sztuk wizualnych. W tym jednak wypadku nie jest to powód blokujący nawiązywanie znajomości, wręcz przeciwnie. Ze względu na domowy a zatem gospodarski charakter spotkań bez problemu możemy rozmawiać z każdym bez krępującego reprezentowania siebie jako "instytucji" czy "strefy wpływów". Ciężko dostrzec tu typową interesowność. Ponieważ są to przeważnie wystawy studenckie, bardzo młode i niedoświadczone, nawet próby odtwarzania standardów wernisażowych wyglądają tu czasem groteskowo: wino w plastikowych kubkach, poczęstunek z samodzielnie pieczonej przez artystę szarlotki serwowanej na laptopie oraz pies przebiegający pod nogami widzów podczas oficjalnej przemowy. Takie składowe pozwalają na zniesienie bariery sztuczności i łatwą integrację.

Z powyższej reguły wyłamało się jak do tej pory zaledwie kilka wystaw i uważam, że były to najsłabsze punkty festiwalu. Takim niechlubnym wyjątkiem była m.in. wystawa inauguracyjna. Prezentacja profesora Uniwersytetu Artystycznego Zbigniewa Szota zamiast w przestrzeni prywatnej miała miejsce w uczelnianej galerii "Rotunda". Nie tylko nie pokazała nic z warsztatu artysty, ale sama była na poziomie daleko niższym niż to, co zaoferowały później pokazy studenckie. Tak samo pokaz w Teatrze Animacji czy w pracowni jednej z pedagogów uniwersytetu Ewy Mróz nie wnosiły nic ciekawego ani nie wykorzystały potencjału, jaki oferuje "AK 30". Nie uchylały rąbka tajemnicy.

Tak samo chłodno odebrałem wernisaż w tymczasowo przejętym lokalu przy ul. Św. Marcin przez nowo założoną grupę ♯000000. Prace aspirowały do roli sztuki profesjonalnej, a i samo otwarcie cieszyło się chyba największą frekwencją. Prace te jednak funkcjonowały poza kontekstem miejsca i czasu oraz nieznośnie popisywały się elokwencją. Czarne szaliki klubowe i czarna tęcza z węgla to oczywiste żarty przypominające swoją naturą bardziej plakat niż dzieło sztuki. Wysypanej na środku sali górze węgla towarzyszył film o jej powstawaniu. Może nie do końca film a bardziej zapis czynności oczywistych.

Złą passę prezentacji pedagogów uniwersytetu przełamała dopiero niedawno Anna Tyczyńska, która zorganizowała w swojej pracowni mniej formalne spotkanie, gdzie można była obejrzeć jej szkice oraz poprzebierać w wyłożonych dla gości katalogach. Vitalii Shupliak nie pojawił się na swojej wystawie. Ponadto zdecydował się wyświetlić zapis video z performance'u, który nie był przygotowany z myślą o AK. Jednak miła atmosfera i ciekawa lokacja rekompensowały ten brak. Kto wie, może nieobecność artysty tym razem wyszła na dobre.

Poza wymienionymi przykładami reszta wernisaży była taka, jak od AK należałoby oczekiwać. Autorzy dawali z siebie wszystko, by wypaść dobrze jako artyści i gospodarze. Troje studentów: Barbara Pelczar, Wiktoria Wiączkowska i Piotr Quell, zajmujący się projektowaniem kostiumów, stwierdzili, że najlepszą formą prezentacji będzie zorganizowanie poczęstunku przy dużym stole, a oni sami, ubrani we własne stroje, będą razem z gośćmi biesiadować. Mimo że mieszkanie było ciasne a charakter projektów raczej szablonowy (przedstawienia rodem z gotyckiej "Alicji w krainie czarów" i zbroje wikingów prosiły się jeszcze tylko o towarzystwo "Wiedźmina"), to udało się gości przyjąć przyzwoicie, a nawet zaaranżować projekcję całego kostiumowego dorobku trojga artystów na suficie małego korytarza.

Wernisaż w samochodzie

Jakkolwiek kiczowate prezentacje (czy to malarstwo, czy obiekty rzeźbiarskie i instalacje) mogą ze względu na swój brak profesjonalizmu budzić niechęć do całego festiwalu, nie można odmówić im uroku. Największą frajdę sprawiają sytuacje zaskakujące. Mogą to być rozwiązania wychodzące daleko poza oczekiwania - Grupa Lepsze zaaranżowała kompletną wystawę w samochodzie. Cieszą też sposoby komponowania wystaw w przestrzeniach domowych równie nienadających się do tego celu.

Anita Owsianna i Piotr Pardiak pokazali prace w najmniejszym pokoju festiwalowym tej edycji. Nie tylko brakowało odejścia, by malarstwo można było obejrzeć z większej odległości. Ponadto trzeba było się przeciskać przez upchanych jak sardynki w puszce gości, by w ogóle znaleźć dla siebie kawałek miejsca. Joanna Martyniuk natomiast na potrzeby prezentacji dwóch kostiumów wyłożyła swoje pokoje materiałami. Jeden był pokryty białymi prześcieradłami a drugi srebrną folią. Nie dało się dostrzec ani pół meblościanki. Można było za to podziwiać upór autorki w zakrywaniu obcych projektowi elementów. Justyna Dryl natomiast z powodzeniem stworzyła coś na kształt profesjonalnej galerii w swojej pracowni, gdzie jedynymi niedociągnięciami były techniczne mankamenty zaniedbanej przestrzeni i przeładowanie ekspozycji zbyt dużą ilością prac na metr kwadratowy.

Najbardziej satysfakcjonujący okazał się potrójny pokaz Weroniki Wroneckiej, Karoliny Belter i Evgenii Klemby, które tworząc realizacje wyeksponowały jednocześnie własne mieszkanie. Każdy metr ich przestrzeni mieszkalnej został wykorzystany. Zaaranżowano dużą ilość projektorów, które oświetlały poszczególne meble i ściany. Były też specjalnie dedykowane poszczególnym meblom nagrania wideo, dopasowane tak, by tworzyć iluzje obecności rąk na stole czy nóg skaczących po kanapie. Jeden z projektorów wyświetlał animację na sąsiedni budynek. Tym samym dogłębnie poznaliśmy kontekst miejsca, w którym artystki te na co dzień mieszkają, ale i pracują, łącznie z widokiem z okna. Wystawa ta zawarła wszystko to, co esencjonalne dla festiwalu.

Szczera energia

"AK 30" to jedyna znana mi taka forma lekkiego, ale intensywnego obcowania ze sztuką w Poznaniu poza udaną, ale już nigdy nie powtórzoną siłą pierwszej edycji Gallery Weekend. Forma bardzo cenna, bo takiej oddolnej, ale i niezwykle szczerej energii trudno doszukać się w pojedynczych działaniach mniejszych instytucji sztuki. Nie ma mowy, by określenie "pierwotnej energii" zastosować do miejskich ośrodków jak Muzeum Narodowe albo Galeria Arsenał, czy któregoś z rozrośniętych do karykaturalnych rozmiarów festiwali. Sens AK zawiera się właśnie w tej skromności środków i energii pojedynczych twórców i organizatorów. Niemal każde otwarcie staje się małą celebracją i może poza coraz bardziej zmęczonymi fizycznie maratonem organizatorami, wszyscy zaangażowani artyści zdają się oddawać z siebie to, co najlepsze.

Jesteśmy już poza połową serii z AK. Przed nami jeszcze kilka wernisaży. W tym roku wszystkie imprezy zaczynają się o godzinie 20, co bardzo ułatwia zorganizowanie czasu zwiedzania. Adresy są dostępne na stronie festiwalu oraz na facebooku. Nie wszystkie wydarzenia są otwarte ze względu na wielkość miejsc czy bezpieczeństwo. Zostało mimo to wiele imprez, które mają nieograniczoną liczbę gości. Zachęcam wszystkich do uczestniczenia w tym maratonie. To nie tylko jakość sztuki decyduje o wartości doznaniowej, a może nawet bardziej odpowiedzialne są za to kontekst i atmosfera. A posiadania tych walorów wydarzeniom "AK 30" nie można odmówić.

Michał Ciesielski

  • "AK 30 - 30 wystaw - 30 dni"
  • 11.03 - 16.04