Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Strażnik pamięci

- Nie lubię patosu, choć to może zabrzmieć patetycznie, ale uważam, że każda tragiczna historia powinna zostać opowiedziana. Polska, ukraińska i austriacka... - mówił we wtorek na spotkaniu w Zamku Martin Pollack.

. - grafika artykułu
Fot. Monika Nawrocka - Leśnik

Martin Pollack jest austriackim eseistą, reporterem i tłumaczem. Studiował literaturę słowiańską oraz historię Europy Wschodniej w Wiedniu oraz Warszawie. Od 1987 roku pracował jako korespondent i redaktor czasopisma "Der Spiegel", po czym w 1998 roku zdecydował, że zajmie się pisaniem książek. - Kiedy pracowałem w "Der Spiegel" nie mogłem narzekać. Mieliśmy świetne warunki jako korespondenci, ale to była praca na "full time", co uniemożliwiało mi pisanie książek. Są tacy ludzie, którzy potrafią sobie to zorganizować, ale nie ja. Wybrałem pisanie książek i nie jestem bogaty. Jestem za to szczęśliwym człowiekiem - opowiadał na wtorkowym spotkaniu w Zamku.

Pollack jest autorem m.in. takich książek jak: "Po Galicji. O chasydach, Hucułach, Polakach i Rusinach. Imaginacyjna podróż po Galicji Wschodniej i Bukowinie, czyli wyprawa w świat, którego nie ma", zbioru reportaży "Dlaczego rozstrzelali Stanisławów", "Cesarz Ameryki. Wielka ucieczka z Galicji" czy "Skażonych krajobrazów", w których opisuje miejsca masowych mordów. - W latach 80. zatrzymano mnie na lotnisku w Warszawie i kazano wyjechać z Polski. Stałem się wtedy na dobrych kilka lat osobą w Polsce niepożądaną. A w Austrii z kolei byłem ekspertem od spraw Polski, który nie miał prawa tam pojechać... Szukałem więc innych tematów i kolega podsunął mi myśl, żebym napisał o Galicji. Bo jej już nie ma i nie muszę tam wyjeżdżać - wspominał.

Uczciwość wobec faktu

Podczas spotkania poruszona została kwestia rodziny Pollacka. Bo autor w książce "Śmierć w bunkrze", za którą w 2007 roku otrzymał Nagrodę Literacką Europy Środkowej "Angelus" opisał swojego ojca, oficera SS. - Czasami jestem zmęczony, bo jestem stary, a to jest nieprzyjemny temat, ale ktoś musi opowiadać o zbrodni mojego ojca - tłumaczył reporter. -  Dziś istnieje niebezpieczeństwo, że tego typu historie mogą brzmieć kiczowato. Ale dla mnie przepisem na udaną książkę są dystans oraz szacunek. Ja nie wymyślam. Jak nie znajduje odpowiedzi, to zostawiam dziurę. I na tym właśnie polega uczciwość wobec pamięci faktu - kontynuował.

Opowiadał także o liście do babci, z którą nie zdążył się pożegnać przed śmiercią oraz o tym, że kierunek studiów, wybrał jej na złość. - Dziś patrzę na ten list z niechęcią. Kiedy go pisałem miałem może 23 albo 24 lata. Babcia mnie strasznie męczyła, była nazistką do szpiku kości. I kiedy powiedziała, że mam studiować germanistykę, od razu wybrałem slawistykę, choć nie do końca wiedziałem wtedy, co to znaczy. Pamiętam, jak mówiła, żebym czasem nie wrócił ze studiów z żoną Polką, a już w ogóle z polską Żydówką. Była nazistką, ale też najlepszą babcią na świecie, tak jak ojciec kochankiem mojej mamy czy kumplem. To nie byli psychopaci, tylko normalni ludzie. Choć z drugiej strony, to było straszne - opowiadał. - Kiedy wydałem "Śmierć w bunkrze" w Austrii to ludzie przychodzili na spotkania, dziękowali i pytali. Mówili, że u nich w rodzinie też coś takiego miało miejsce. Dzięki mojej książce otworzyli się na własną historię. Bo w Austrii ludzie lubią milczeć... - dzielił się z widzami.

Pielęgnowanie pamięci

Przywołał także kilka zabawnych wspomnień z czasu studiów. - Przyjechałem do Polski w 1965 roku. I wtedy to była egzotyka. Pierwszy wieczór w akademiku był jakiś smutny, więc stwierdziłem, że pójdę po wino - wspominał, malując przed czytelnikami obraz Supersamu. - Piłem już gdzie indziej tanie wina, ale nigdzie nie było tak niedobre - żartował.

Z chęcią odpowiedział także na pytania dotyczące zbioru starych pocztówek, których jest posiadaczem, sadu, uprawy sałaty w ogrodzie czy spotkaniach z młodzieżą, które bardzo lubi. - Pamiętam pewną młodą dziewczynę. Chyba szesnastolatkę. Swoją drogą piękną. Napisała o mnie jakąś pracę w szkole i nauczycielka zachęciła ją, żeby do mnie zadzwoniła i zaprosiła do nich na spotkanie. Ona się bała, bo jestem stary, a może już umarłem, ale odważyła się, a ja od razu się zgodziłem. To była bardzo ciekawa dyskusja - wspominał Pollack, zaznaczając po raz kolejny, że jest otwarty na wszelkie rozmowy, bo tylko one mogą przyczynić się do pielęgnowania pamięci. I te dalsze, bardziej intymne, z pewnością miały miejsce w księgarni Bookowski, gdzie reporter udał się od razu po spotkaniu w Sali Kinowej, by podpisywać swoje książki.

Monika Nawrocka-Leśnik

  • "Zamek Reporterów": spotkanie z Martinem Pollackiem
  • Sala Kinowa CK Zamek
  • 14.04