Ponad dwie godziny magicznej wrażliwości płynącej ze sceny, cztery bisy i dwie owacje na stojąco. Nie mogło być inaczej. Stare Dobre Małżeństwo ma to do siebie, że gdziekolwiek się pojawia - czy to w dostojnej Auli UAM czy w niczym nie wyróżniającej się salce gminnego domu kultury - zawsze gra tak, jak gdyby miał to być ich ostatni występ. Trudno nie docenić tej niesamowitej energii i zaangażowania, podobnie jak trudno wyrzucić z głowy usłyszane na tych niezwykłych spotkaniach słowa - Stachury, Ziemianina, Barana, Leśmiana. Kto ich nie nucił po wyjściu z środowego koncertu? Nie widzę zgłoszeń.