Nigdy jeszcze chyba polski luty nie był taki czerwony - a to nie za sprawą mroźnych wschodów i zachodów słońca, lecz sklepowych wystaw. Winić za to należy przynajmniej częściowo intensywną kampanię reklamową pewnego filmu, która, jak niesie napędzana marketingowo wieść, ma nas wszystkich w tym miesiącu przyciągnąć do kina w celu celebrowania miłości. Jeśli można jeszcze zrezygnować z rezerwacji, proponuję ją wymienić na bilety do Teatru Nowego.
"Sophie" również powita nas czerwienią, lecz na pustej czarnej scenie nie będzie to razić. Miejsce podpowie zaledwie sugestia scenografii - rzutnik slajdów wyświetla niewielki obraz kwiatków na oknie, a więc jesteśmy w domu. Czerwienią mieni się zaś para w miłosnych uniesieniach - Martyna Zaremba i Mateusz Ławrynowicz zdają się idealnie dopasowani, zmysłowa choreografia erotycznej sceny sprawia, że chciałoby się, aby cały spektakl taki pozostał - pełen fizycznej harmonii, której zbędne są słowa. Słowa bowiem sprowadzą nas na ziemię. Niestety, czerwień to nie tylko kolor zmysłowości, ale też agresji, i najwyraźniej oddziela je cienka linia.