Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Życie w dziwnych czasach

- Mam potrzebę dzielenia się ze światem doświadczeniami z miejsc, w których byłem. Są ludzie, którzy mogli przeżyć coś podobnego. Spotykam ich przez ślepy traf, choć uważam, że tak naprawdę nie ma w tym nic z przypadku - mówi Piotr Armianovski*, który w lutym przyjechał  do Poznania w ramach stypendium Gaude Polonia i w marcu i kwietniu odbędzie rezydencję artystyczną w Centrum Kultury Zamek.

Musztarda w ogrodach - grafika artykułu
"Musztarda w ogrodach" Piotra Armianovskiego

Chcesz rozmawiać po polsku czy...?

Tak. Dziś mija już trzeci dzień, jak przyjechałem do Polski. Ale kiedyś uczyłem się języka polskiego i chciałbym go teraz ćwiczyć. Jeśli zabraknie mi słów - to będę mówić po angielsku.

Gdzie się uczyłeś polskiego?

Urodziłem się w Doniecku i studiowałem na tamtejszej politechnice. Były na niej zajęcia fakultatywne z języka polskiego: śpiewało się piosenki, oglądało filmy... Przez rok byłem uczony przez nauczycieli z Polski.

Dlaczego zdecydowałeś się na naukę języka polskiego?

Bo to było ciekawe. Myślę, że im więcej języków człowiek zna, tym bardziej jest inteligentny - to znaczy, ma to wpływ na rozwój myślenia i dlatego mnie to interesuje. Uczyłem się też trochę niemieckiego, ale z nim miałem trudniej. Poza tym znam angielski, rosyjski, ukraiński... Trochę też próbowałem się uczyć chińskiego.

Jak oceniasz świat, ciągle podróżując po festiwalach filmowych?

Myślę, że żyjemy w bardzo dziwnych czasach. Miesiąc temu istniała szansa, że Stany Zjednoczone zaatakują Iran - i przerodzi się to w wojnę nuklearną. Teraz mamy koronawirus. Eksperci mówią, że kryzys finansowy potrwa jeszcze z dziesięć lat i trzeba czekać. Nawet pogodę mamy dziwną. Można wyobrażać sobie, jak świat będzie wyglądać w przyszłości. Czy będzie postapokaliptycznie?

Czy na takie postrzeganie świata wpłynęły twoje własne doświadczenia - wojna w Ukrainie, konieczność wyjazdu z Doniecka?

Kiedy wyjechałem z Doniecka, to nie wiedziałem, że nie będę mógł do niego wrócić. Przez kilka miesięcy filmowałem początek konfliktu, okupowane budynki i uzbrojonych mężczyzn. Po kilku dniach od zbombardowania lotniska w Doniecku uciekłem do lasu, gdzie nie ma dostępu do internetu, aby od tego wszystkiego odpocząć. Gdy wyszedłem z niego, powiedziano mi, że jeśli powrócę do Doniecka, zostanę porwany i czekają mnie tortury.

Co prawda mógłbym tam dziś pojechać - ale zamknięto by mnie w obozie, do którego ludzie trafiają za ideały. Nawet jeśli nic nie zrobili. Brałem udział w protestach na Majdanie, w Kijowie i Doniecku. A ludzie z Doniecka, którzy mieli podobne doświadczenia, trafili potem do więzienia.

Jakie miałeś przed sobą możliwości?

Mogłem pójść do armii, aby ruszyć na wojnę, walczyć i zabijać. Ale ze względu na stan zdrowia nie zostałem do tego zmuszony. Poza tym zastanawiałem się, ile będę mógł wytrzymać - i jaka będzie ze mnie tam korzyść?

Zakochałem się w dziewczynie, którą spotkałem w lesie - mogłem więc też kochać i robić coś innego. To był trudny wybór. Z tego powodu, że od kilku lat nie mogę wrócić do rodzinnego miasta, walczę z poczuciem tęsknoty i utraty. Zrobiłem na ten temat kilka filmów.

Czy czujesz, że twoje filmy są bliskie współczesnemu kinu ukraińskiemu, w którym wojna, nawet jeśli nie jest tematem danej opowieści, to często znajduje się na drugim planie, w tle?

Nie byłem na wojnie i nie mogę o niej opowiadać bezpośrednio, dlatego jest u mnie tłem. W marcu pokażę swoje filmy w Zamku - w tym Muzeum ludowe Avdiivki. Avdiivka to małe miasteczko nieopodal Doniecka, które, znajdując się na linii frontu, często doświadczało bombardowań. Zainspirowało mnie to, że pomimo takich losów mieszkańcy mieli na tyle sił i energii, że udało im się zniszczone przez bomby muzeum odbudować. Z mojego własnego doświadczenia wiem, że małe muzea bywają nudne. To muzeum stoi prawie puste, bo niewiele ocalało z poprzedniego. Jest tam co prawda parę nowych obiektów, ale to prace dzieci i wolontariuszy. Jest to sympatyczne miejsce służące przede wszystkim spotkaniom. Myślę, że to wspaniałe.

W Kijowie, gdzie obecnie mieszkam, jest w pewnym sensie trudniej. Czuję się w nim bardziej przygnębiony pomimo tego, że nie doświadczam co noc bombardowań.

Bohaterami wielu twoich filmów są osoby pochodzące z Doniecka, jak Olena z Musztardy w ogrodach czy nastolatek z filmu Volodia, bohater rewolucji. Jak ich odnajdujesz?

Wielu reżyserów odpowiadało na takie pytanie. Być może to właśnie bohater wybiera ciebie, a nie odwrotnie?

Olenę poznałem podczas warsztatów teatralnych. Gdy zaczęliśmy rozmawiać, uświadomiłem sobie, że oboje mamy silne poczucie, jakbyśmy coś utraciliśmy. Doświadczenie porzucenia regionu, w którym się dorastało, jest dziwne. Zdecydowaliśmy się to sfilmować i uchwycić te emocje za pomocą kamery.

W jednym z wywiadów opowiedziałeś, że gdy strażnicy chcieli cię wyrzucić z kijowskiego Pinchuk Art Centre, w którym robiłeś performance, a ty wyjaśniłeś im, że jesteś artystą i że to interwencja artystyczna, to zażyczyli sobie, byś im narysował krowę. Dlaczego akurat krowę?

Kiedyś przeczytałem o krowie w książce o sztuce i malarstwie, w której omawiano różnice między artystą zachodnim i wschodnim. Zachodni artysta narysuje krowę, a wschodni - się nią stanie. Być może jeden z pracowników  muzeum, choć wyglądał dość zwyczajnie, posiadał głęboką wewnętrzną wiedzę o wszechświecie i - niczym w zen - chciał mi pomóc, zainspirować do przekraczania moich własnych ograniczeń?

Czy krowa, którą narysowałeś, spodobała się im?

Nie, jeszcze tego nie zrobiłem. Gdy powiedzieli mi, bym namalował krowę, odparłem, że robię teraz performance i nic im nie namaluję. Poza tym - nie dali mi materiałów do rysowania. Wciąż jeszcze zmierzam do etapu, gdy będę mógł ją namalować.

Jak się nad tym zastanowić, to gdy leżałem i schwytali mnie w sześciu - to złapali mnie właśnie jak krowę. Teraz ten performance funkcjonuje już jako historia mówiona. Próbowałem znaleźć jego rejestrację zrobioną telefonem komórkowym, ale nie udało mi się. W zeszłym roku pomyślałem, że może trzeba zrobić komiks, w którym faktycznie będę tą krową?

Na czym polegał performance?

W Doniecku nie miałem aż tyle kontaktu ze sztuką współczesną, więc w Kijowie brałem udział w  przeróżnych zajęciach i warsztatach. Gdy trafiłem na wystawę w Pinchuk Art Centre, zobaczyłem pracę Kiss Tino Sehgala. W pustym pokoju zwyczajnie ubrani chłopak i dziewczyna wykonywali różne improwizowane ruchy, a przy tym coś mówili. Nie był to taniec ani teatr - raczej obecność ludzi w przestrzeni i wykonywanie pewnych zadań. Zastanawiałem się: "Czym jest sztuka? Jak sprawdzić, że oni są prawdziwymi artystami, a to jest praca Tino Sehgala?".

Pomyślałem, że przyjdę z dziewczyną i też zaczniemy coś robić. Jeśli już cztery osoby będą wykonywać różne czynności w tym pokoju, jak będzie to interpretował widz, który tam trafi? I jak zareagują na to "prawdziwi" artyści? Uznałem, że mam prawo to sprawdzić: nikt nie umieścił przecież w galerii informacji, że w tym pokoju widz musi stać prosto. Ale nie miałem publiczności - a już w ciągu 30 sekund przyszli do nas ochroniarze. Powiedziałem im, broniąc się: "Nie, nie, to my jesteśmy prawdziwymi artystami, a oni są fałszywi!". Usłyszałem "Nie, oni otrzymują za to pieniądze".

Czyli bycie prawdziwym artystą polega na otrzymywaniu pieniędzy?

Możliwe, że jeśli otrzymujesz za coś takiego pieniądze, to już jesteś profesjonalnym artystą. To dość poważne kryterium.

Rozmawiał Marek S. Bochniarz

* Piotr Armianovski - performer i reżyser, urodzony w 1985 roku w Doniecku. Współzałożyciel grupy Pic Pic. Studiował teatr i performance w Kijowie, Lwowie i Moskwie. Od czasu wojny w Ukrainie zajmuje się przede wszystkim realizacją filmów dokumentalnych, które są prezentowane i nagradzane na festiwalach filmowych na całym świecie.

Najbliższe wydarzenia w ramach projektu Piotra Armianovskiego Pióro w Centrum Kultury Zamek:

  • 4.03, g. 18.30 - prezentacja twórczości i filmów dokumentalnych Piotra Armianovskiego
  • 11.03, g. 18.30 - wykład Piotra Armianovskiego o kinie eksperymentalnym z uwzględnieniem najnowszych prac VR

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020