Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

O wyzwaniach, które fascynują

Rozmowa z Bartoszem Michałowskim, nowym dyrektorem Chóru Filharmonii Narodowej.

. - grafika artykułu
fot. K. Shaushyshvili

Na początku przyszłego roku obejmie Pan stanowisko dyrektora Chóru Filharmonii Narodowej w Warszawie. To ogromny zaszczyt, którego serdecznie gratuluję. Ale zapytam też: czy lubi Pan zmiany?

Dziękuję za gratulacje. To rzeczywiście jedna z największych zmian w moim dotychczasowym życiu zawodowym. Stanowisko szefa Chóru Filharmonii Narodowej, które od prawie 40 lat piastuje znakomity chórmistrz, prof. Henryk Wojnarowski, można śmiało określić najważniejszym w polskiej chóralistyce. Trudno wyobrazić sobie bardziej prestiżową i odpowiedzialną funkcję w tej dziedzinie sztuki. To zespół na światowym poziomie, którego zadaniem jest ów poziom utrzymywać, nieskazitelnie prezentować muzykę polską na całym świecie, stanowić w tej materii swego rodzaju wzór. Nie zastanawiałem się nad tym, czy lubię zmiany. Może dlatego, że jest dość oczywiste, iż nasze życie to ciągła zmiana. Cenię sobie spokój, taki, w którym można dowiedzieć się więcej o życiu niż w tak rozpowszechnionym dziś, codziennym pędzie. Lubię też jednak wyzwania, ale wyłącznie takie, które mogą mnie zafascynować, w których widzę głęboki sens i wartość. Wierzę, że takim wyzwaniem stanie się moje spotkanie z Chórem Filharmonii Narodowej.

Jak wyglądał konkurs na tak zaszczytne stanowisko?

Nie zostałem zaproszony do konkursu, lecz na spotkanie z dyrekcją Filharmonii Narodowej. Odbyło się to w dość konwencjonalnym trybie - rozmowa telefoniczna z doradcą dyrektora artystycznego, dwie podróże do Warszawy, rozmowy z dyrektorami Wojciechem Nowakiem i Jackiem Kaspszykiem. Rozważano oczywiście różne kandydatury, ostatecznie jednak, po wspomnianych spotkaniach, to mnie zaproponowano stanowisko, o którym rozmawiamy. Myślę, że nawiązaliśmy dobry kontakt, co prognozuje udaną współpracę. Mam też nieodparte wrażenie, że nasze wizje dalszej działalności zespołu okazały się zbieżne.

Czy może Pan zdradzić plany związane z pracą z Chórem Filharmonii Narodowej? Czego się Pan spodziewa? Może: czego się boi?

Jak wspomniałem, obejmę stanowisko dyrektora chóru po wybitnym chórmistrzu, prof. Henryku Wojnarowskim, który dokonał rzeczy niezwykłej - nie tylko wprowadził zespół na bardzo wysoki poziom, ale - co jest nie lada sztuką - zdołał go utrzymać przez prawie 40 lat. Podstawowym zatem zadaniem jest ów poziom utrzymać, aby nie zaprzepaścić dotychczasowych dokonań. Tu jednak zaczynają się różnice - co jeden chórmistrz osiąga w dany sposób, inny zdobywa inaczej. Różne są metody działania, dla każdego co innego stanowi priorytet, wielkie znaczenie ma osobowość dyrygenta. Z pewnością zacznę (właściwie już zacząłem) sięgać po inny repertuar, mam nieco inną wizję planu sezonu i kształtu samych koncertów chóru. Wiele okaże się podczas pierwszych miesięcy pracy z zespołem. Chcę jednak podkreślić, że niezależnie od mojego doświadczenia, wiedzy i wszystkich umiejętności, z których będę korzystać w Warszawie, punktem odniesienia pozostają dla mnie wielkie osiągnięcia profesora Wojnarowskiego. Cieszę się, że podczas naszej godzinnej, serdecznej rozmowy mogłem sporo dowiedzieć się zarówno o nim samym, jak i o jego metodach pracy z chórem.

W jaki sposób ukształtowały Pana jako dyrygenta dotychczasowe doświadczenia artystyczne? Które z nich było szczególnie cenne?

Jestem wychowankiem profesora Stefana Stuligrosza. Wydaje mi się, że spośród wszystkich tych, którzy współpracowali z nim blisko na niwie artystycznej, otrzymałem najwięcej. Przeszedłem drogę od ośmioletniego śpiewaka, solisty, przez solistę barytona, po asystenturę i stanowisko drugiego dyrygenta Poznańskich Słowików, a nawet oficjalne mianowanie następcą profesora. Nauczyłem się przy nim naprawdę wiele, ale przede wszystkim odebrałem lekcję czegoś, czego nie wykłada się w akademiach muzycznych - niezwykłej wrażliwości na muzykę, permanentnego otwarcia na jej tajemnicze piękno. Drugim, ważnym doświadczeniem było założenie Poznańskiego Chóru Kameralnego. O ile wcześniej, u boku profesora Stuligrosza pracowałem z dużą, kilkudziesięcioosobową grupą ludzi, o tyle od 2005 roku skupiłem się na wąskim gronie śpiewaków, niemal na każdym z osobna. To zupełnie inna praca - długo można by wskazywać różnice. Dość powiedzieć, że zestawienie tych jakże różnych doświadczeń pozwala mi dziś odnajdywać się w najrozmaitszych artystycznych sytuacjach. Daje też poczucie wielu możliwości i skłania do realizacji odważnych, często nietypowych pomysłów. Muszę też wspomnieć o wieloletniej pracy dla Filharmonii Poznańskiej. To w niej, dzięki bliskiej współpracy ze znakomitym dyrektorem, Wojciechem Nentwigiem, zdobyłem cenne doświadczenie w organizacji pracy zespołów i organizacji wielkich wydarzeń, promocji i marketingu instytucji kultury, kierowaniu zespołami współpracowników.

Wraz z objęciem nowego stanowiska nie zrezygnuje Pan z prowadzenia Poznańskiego Chóru Kameralnego. Jak wyobraża Pan sobie łączenie obowiązków wynikających z tej równoległości?

Przede wszystkim nie wyobrażam sobie rezygnacji z prowadzenia mojego zespołu. To nie tylko wspaniali ludzie, których przywiązanie, zaangażowanie i odpowiedzialne podejście bardzo cenię. To także jedyny znany mi polski zespół, który wypracował sobie taką renomę, iż koncertuje właściwie bez przerwy, najczęściej w filharmoniach, podczas ważnych festiwali i ze znakomitymi orkiestrami, a przy tym nie jest wspierany przez jakąkolwiek instytucję. Z żadną nie jest również związany. Co więcej, składa się głównie z pasjonatów śpiewu, którzy mimo tych wyzwań, dyscypliny pracy i utrzymywania wysokiego poziomu artystycznego współpracują ze sobą w znakomitej, serdecznej atmosferze. Zawsze, mimo wątpliwości własnych i wielu innych osób, wierzyłem, że stworzenie zespołu w takim kształcie jest możliwe. I dziś mam tego dowód.

Zamierzam zmodyfikować system naszej pracy ze względu na ogrom zadań, które czekają na mnie w Warszawie. Będzie to wymagało tak ode mnie, jak i od moich śpiewaków większej elastyczności, ale jestem pewien, że wspólnie poradzimy sobie z nową sytuacją.

rozmawiała Agata Szulc-Woźniak

Bartosz Michałowski ukończył z wyróżnieniem wydział dyrygentury chóralnej Akademii Muzycznej im. I.J. Paderewskiego w Poznaniu. W latach 1998-2005 był asystentem prof. Stefana Stuligrosza i drugim dyrygentem Chóru Filharmonii Poznańskiej. Jest założycielem, dyrygentem i dyrektorem artystycznym Poznańskiego Chóru Kameralnego. Od stycznia 2017 zostanie dyrektorem artystycznym Chóru Filharmonii Narodowej w Warszawie.