Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Miastowo na ludowo

O ludowości wczoraj i dziś mówi Witold Przewoźny*

. - grafika artykułu
Witold Przewoźny, fot. archiwum prywatne

Panta rei - w XXI wieku to powiedzenie jest aktualne jak nigdy wcześniej. Żyjemy w erze błyskawicznego przepływu informacji, w erze jednorazowych kubków czy telefonów. Kilkakrotnie zmieniamy zawód, migracja nie oznacza przeprowadzki ze wsi do małego miasteczka, a stąd do metropolii, lecz często przenosiny do obcego kraju, niejednokrotnie odmiennego kulturowo, z obcymi dla nas tradycjami dotyczącymi sposobu życia i myślenia.

Rozmowa z Witoldem Przewoźnym

Czy są jakieś cechy, definiujące nas jako Polaków, wynikające z determinacji kulturą ludową, która odznacza się zakorzenieniem i trwałością?

Gdybyśmy zadali to pytanie w formie ulicznej ankiety, pewnie większość podkreśliłaby przywiązanie do tradycyjnych wartości. Nigdzie na świecie nie ma wigilii z tak unikalnym nastrojem. Wyjątkowa jest Wielkanoc z pisankami, święconką i śmigusem-dyngusem. Zdumiewające jest trwanie dawnego kultu przodków 1 listopada i w Zaduszki. Gdy do tego dołączymy święta Matki Boskiej - siewnej, zielnej, gromnicznej, procesje Bożego Ciała lub dożynki, to wyłania się obraz wzorców wynikających z tradycyjnego podziału czasu. Charakterystyczne jednak jest to, że sposób świętowania w niewielkim stopniu kojarzymy z ludową wizją świata! Do ludowości mamy stosunek ambiwalentny. Jest to wynik wielowiekowych tendencji wstydu z wiejskości kojarzonej z biedą i wykluczeniem. Większość mieszkańców miast chętnie spędza na wsi wakacje, słucha folkowej Kapeli ze wsi Warszawa, zajada się smalcem z ogórkiem, choć często nie rozumie dlaczego na wsi w okresie lata trwają tak intensywne prace polowe i o co tak naprawdę tym chłopom chodzi. Wieś z kolei chce żyć po miejsku i wyrwać się ze stereotypu ludowości, która tak długo była powodem wstydu.

Życie na wsi przez ostatnie dziesięciolecia przyspieszyło, ulegając gwałtownym przemianom. Czy w ogóle można jeszcze mówić o ludowości, skoro egzystencja na wsi pod wieloma względami nie różni się od tej w mieście?

Na Podlasiu, jak i w innych do niedawna tradycyjnych etnograficznych regionach, w ostatnich latach wybudowano dobre drogi, zmieniły się gospodarstwa. Jednak na wsi nadal żyje się tym samym rytmem, który niezmiennie dyktuje od wieków natura. Jest czas pracy i wysiłku - orki i zasiewu oraz długi okres niepewności i oczekiwania na wzrost i pierwsze oznaki życia tego, co zostało wysiane. Rzeczywistość zaklina się wróżbami i nieustannym śledzeniem prognoz pogody. Rolnik wciąż jest zależny od kaprysów przyrody, które mimo współczesnych osiągnięć techniki, decydują o powodzeniu całego co roku powtarzanego wysiłku.

Czy treści dawnej kultury ludowej, które przetrwały dzięki ciągłości, mogą być aktualne w erze chwilowości, w której żyjemy?

Może właśnie te wartości, które są tak zdumiewająco trwałe, pomagają w codzienności galopującego świata, za którym coraz trudniej nadążyć. Jak mówi Zygmunt Baumann - nie jesteśmy przygotowani do takiego tempa życia, wchłaniania tylu informacji i codziennych bodźców, a także konieczności ciągłego wyboru - towarów, informacji, elementów konsumpcji czy choćby kanałów TV. A tu mamy specyficzny ludowy kosmos, w którym wszystko jest uporządkowane. Ta kumulowana przez pokolenia wiedza wyznacza pewną bardzo specyficzną formułę naturalnej filozofii, często nazywanej ludową wizją świata. To rodzaj światopoglądu, który w rolniczych społecznościach spełniał rolę przewodnika ułatwiającego rozwiązywanie podstawowych problemów życia codziennego i świątecznego. Umożliwiał również organizację całej wspólnoty wioskowej. Podstawą tego światopoglądu była wiedza wynikająca z pokoleniowego doświadczenia, które stale było weryfikowane i potwierdzane przez obserwację świata rzeczywistego. Logicznie kojarzono fakty i w sposób naturalny wyciągano wnioski, zgodnie z dawnymi, a więc jedynie prawdziwymi przekazami. Tworzyły się ciągi opozycyjnych zjawisk, których dostrzeżenie i wyjaśnienie stanowiło fundament ludowej wizji świata: noc i dzień, dobro i zło, człowiek i demony, życie i śmierć, radość i smutek, słońce i księżyc, ogień i woda, ten i tamten świat - zaświaty, raj i piekło. W takim kręgu zaklętym w opozycje człowiek musi szukać wyjaśnienia sensu nie tylko swojego istnienia. I czy tu cokolwiek się zmieniło w erze iPhone'a i Facebooka?

Czy szukamy, świadomie lub podświadomie elementów ludowości?

Pewnie tak, ponieważ są one rodzajem znaku - kodu kulturowego, którego znaczenie znamy, a więc traktujemy je jako swoje. Wiemy, co należy zrobić z opłatkiem w wigilijny wieczór, nie obrazimy się jak nas poleją wodą w wielkanocny poniedziałek i nadal chętnie zjemy rogala na św. Marcina. W zalewie towarów masowych coraz częściej wychwytujemy te w pewien sposób swojskie, z ornamentem wycinanki kurpiowskiej lub z kolorystyką pasiaków łowickich. Ludowych rytmów słuchamy chętniej w jazzowych lub popowych aranżacjach. Modne stało się podawanie, podczas kolacji dla znajomych, takich rarytasów, jak smażucha, ślepe ryby, gzik czy innych regionalnych specjałów. Może żyjemy już wreszcie nasyceni innością dalekiego świata tak długo nieobecnego w naszych realiach zza żelaznej kurtyny? Może to porównanie było potrzebne, by dostrzec rodzime - swojskie wartości? A może w procesie uniformizacji wszystkiego zaczynamy szukać wyróżników, by zdefiniować siebie? Te swojskie kody kulturowe są konieczne, by poczuć wspólnotę pochodzenia - tożsamość i co za tym idzie poczucie bezpieczeństwa. Ludowość jest tu rozumiana jako element kultury, który często określamy słowem-kluczem - tradycja.

Zdecydowana większość Polaków ma swe korzenie na wsi. Z jednej strony postępuje migracja do miasta, z drugiej - ucieczka na suburbia. Czy w Polakach siedzi tęsknota za wsią spokojną, wsią wesołą i czy ten stereotyp jest równoznaczny z naszym pojmowaniem ludowości?

Wieś spokojną i wesołą opisali romantycy oraz twórcy z okresu Młodej Polski. To niewątpliwie schemat, który zbudował stereotyp wyobrażeń. I tego schematu poszukujemy podczas letnich wakacji w gospodarstwie agroturystycznym. Tam chętnie uczestniczymy w sianokosach i pokazujemy dzieciom prawdziwe krowy i owce, tłumaczymy, że mleko nie powstaje od razu w kartoniku. Ale po 2 tygodniach powracamy do swoich bloków i nie myślimy o tym, co tam dzieje się dalej. Chyba, że zdecydowaliśmy na dobre i na złe przenieść się na wieś. Dla wielu jest to wyjątkowe doświadczenie. A więc może jest w nas ta tęsknota za innością czasu i przestrzeni, wiejskiej prostoty życia i łatwości przewartościowania priorytetów.

Ile "wiejskiego ziemniaka" jest w poznańskiej pyrze?

Dużo! Przecież Poznań dopiero na początku XX w. zburzył forteczne mury miasta-twierdzy i wchłonął w swoje granice pobliskie wsie i folwarki. Trudno uwierzyć dziś w wiejskość Winiar, Wildy, Jeżyc czy Górczyna. Przyłączenie tych terenów w obręb miasta to proces adaptowania się tysięcy ludzi, żyjących dotąd z uprawy roli i hodowli zwierząt, do nowych warunków życia w dużym mieście. Nagle ludowość, z całym bogactwem tradycyjnych wartości, została usytuowana w nowym środowisku z nowymi wzorcami i wyzwaniami. Ale z tych dawnych, utrwalonych treści zawsze coś zostaje. Do dziś przechodzimy obok wiejskich kapliczek przydrożnych, usytuowanych na ulicach w centrum miasta lub wewnątrz osiedli mieszkaniowych, jak na Winiarach lub Żegrzu. Nie zdajemy sobie sprawy, że przechodzimy obok dawnych znaków ludowego pojmowania przestrzeni lub jej naznaczania - sakralizowania swojego otoczenia. Widzimy dawne farmy wiejskie na Górczynie i jemy kolację w Zagrodzie Bamberskiej. Ale jest coś jeszcze, co stanowi fenomen trwania wiejskiego Poznania. Oto w każdy wielkanocny poniedziałek, przez nikogo z zewnątrz nieinspirowani, po ulicach Starej Ławicy biegają Żandary. Dziad, baba, ksiądz, niedźwiedź, grajek i tytułowy żandarm gonią dziewczyny, leją wodą, grają i śpiewają, ale przede wszystkim odwiedzają wybranych gospodarzy, którzy oczekują na ich życzenia mające odwieczną moc sprawczą. Któż zatem nie chce powodzenia, zdrowia i wielkich zbiorów? Nieistotne jest to, że na Ławicy tuż koło Portu Lotniczego nikt już od dawna nie ma pól i łąk.

Rozmawiał Mateusz Soroka

*Witold Przewoźny etnograf, kustosz Muzeum Etnograficznego, autor m.in. serii wydawniczej Wielkopolskie zwyczaje i obrzędy doroczne oraz wielu wystaw np. Olędrzy. Przestrzenie obok nas.