Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Miasto bez wizji traci czas

Rozmowa z Łukaszem Sterzyńskim i Marcinem Sucharskim z pracowni Easst.com

. - grafika artykułu
Łukasz Sterzyński i Marcin Sucharski. Fot. archiwum pracowni Easst.com

Stajecie się specjalistami od plombowania poznańskich narożników. Dorobiliście się już patentu na współczesne budynki tego rodzaju?

Łukasz Sterzyński: Chyba tak, choć nie jest łatwo wprowadzić nowe rozwiązania. Kiedyś normą było projektowanie typowych narożnych akcentów. Zrobiło się wieżyczkę lub wykusz i było dobrze. Nie chcemy powtarzać tych elementów, ale i tak otrzymujemy warunki zabudowy, które zmuszają nas do ich powielania. Wykusze w narożnikach nie są potrzebne współczesnej architekturze.

Marcin Sucharski: To wynik skrótów myślowych. Urzędnicy widzą wokół dawne formy i chcą, by projektować je nadal. Czasem może to się broni, ale wychodzi raczej śmiesznie w zestawieniu z dzisiejszą formą.

Co złego w wykuszu lub wieżyczce?

M.S.: Często powtarzamy, że gdyby ludzkość się nie rozwijała, żylibyśmy nadal w lepiankach. Te formy należą do czasów sprzed stu lat, gdy były swego rodzaju nowością w śródmiejskiej zabudowie. Wtedy mogły nawet komuś wydawać się nieodpowiednie, dziwaczne. Tymczasem architektura powinna być zapisem i wyrazem tego, co mamy obecnie. Istnieje tyle nowych materiałów i rozwiązań, które mogą sprawić, że budynki będą ciekawe i bez tych archaicznych detali!

Nowoczesnymi materiałami wykończeniowymi okrywacie elewacje swoich realizacji w dawnej zabudowie. Macie pewność, że nie zestarzeją się szybko i w zły sposób?

Ł.S.: To są włóknocementowe płyty stosowane w budownictwie od wielu lat. Na zachodzie Europy dobrze sobie radzą z upływem czasu.

M.S.: Budynki w Polsce starzeją się gorzej, bo niezbyt dobrze o nie dbamy. W Europie częściej szoruje się elewacje. Ponadto u nas wciąż jeszcze szkodzą im zanieczyszczenia, jak np. dym z domowych pieców. A tradycyjne materiały też niszczeją. Zamek znów zaczyna czernieć, choć niedawno go czyszczono.

Z którego narożnika jesteście dotąd najbardziej zadowoleni?

Ł.S. i M.S.: Z tego przy Półwiejskiej i Królowej Jadwigi.

M.S.: Udało się tam uzyskać ciekawie rozrzeźbione, pozbawione monotonii elewacje, w których interesująco zakomponowaliśmy skosy wokół otworów okiennych. A poza tym budynek dobrze nawiązuje do skali zabudowy.

Są głosy, że ma o jedną kondygnację za dużo. To wynik zachłanności inwestora?

M.S.: Inwestor zawsze chce więcej. Ale tu akurat przewyższenie jest naszym celowym zabiegiem.

Co jest dla Was najciekawsze w poznańskim kontekście, który wypełniacie swoimi plombami?

M.S.: Zabudowa z przełomu XIX i XX w. Z tego czasu pochodzi dużo architektury z wysokiej klasy materiałów, ze starannie opracowanymi detalami, rozrzeźbieniami. Są świadectwem epoki, gdy Poznań robił się wielkomiejski, co po wojnie często zacierano, odbudowując niższe i skromniejsze domy.

Poznań stał się prowincjonalny?

M.S.: Niestety, taki miewa wygląd, choć to prowincja stateczna, porządna. To się przejawia także w braku długofalowej wizji rozwoju miasta. Nie miały jej poprzednie władze. Obecne też jej wciąż nie sformułowały.

Ł.S.: Fakt. Poprzednie rządy dbały o infrastrukturę, rury, jezdnie itp., ale już nie o urbanistykę. Ośmieszyły też kilkakrotnie idee konkursu architektonicznego, jak w przypadku galerii MM czy odłożonych do szuflady pomysłów na przebudowę Arsenału. Dziś mamy za to doraźne działania na rzecz nowych lub przeciw dawnym decyzjom, ale kompleksowego podejścia wciąż brak. Miasto bez wizji traci czas, który może być dobrze wykorzystany przez konkurencję.

Kto nią jest? Jakim miastom warto poświęcić uwagę?

M.S.: Przede wszystkim Katowicom. To dziś numer jeden. Wrocław także, choć tam jest więcej PR-u niż działania. Interesująco wygląda też Trójmiasto.

Ł.S.: Przeobrażone ostatnio okolice katowickiego Spodka to rewelacja bliska

znanym mi dobrze działaniom Strasburga, który był i jest swego rodzaju urbanistycznym poligonem. Tam robi się prawdziwe miasto, a u nas stawia pojedyncze budynki lub osiedla. I potem musimy żyć np. z inwestycją w dawnym porcie przy ul. Szyperskiej odcinającą miasto od rzeki.

M.S.: W architekturze na katowickim poziomie mamy tylko nowy Urząd Marszałkowski o unikatowo wysokiej jakości detali i materiałów. Nie może się z nim równać reszta naszych pseudo drapaczy chmur wykonanych na poziomie z lat 90.

Wróćmy do wizji miasta. Na czym powinna się opierać?

M.S.: Wciąż brak świadomości, jak ważna jest kultura. Na pewno brakuje muzeum sztuki współczesnej w budynku wysokiej rangi. To nieudane muzealne pudełko doczepione do gmachu przy Al. Marcinkowskiego można by nawet wyburzyć i postawić coś nowego. A doraźnie przyda się tam chociaż usunąć te kuriozalne złote poręcze...

Ł.S.:...i zrobić zrzutkę na przemalowanie pstrokatej tylnej elewacji. Warto też pomyśleć o filharmonii, dobrych miejscach na koncerty. Poza tym na zagospodarowanie czeka gazownia i tereny nad rzeką. Byle nie tak, jak robi to Politechnika, która marnuje swoją szansę. Znów to samo: pojedyncze budynki zamiast porządnej urbanistyki. Marzy mi się też nowe centrum miasta.

Mamy stare i nie działa. Po co nowe?

Ł.S.: Niech więc będą dwa - do wyboru. Stare nie działa, bo nie dba się o mieszkających tam ludzi. Właśnie się z niego wyprowadzam, ponieważ zbyt uciążliwe jest mieszkanie wśród staromiejskich dyskotek i pubów. Wciąż słyszymy, że centrum jest do zabawy, a nie do mieszkania. Przecież to się da pogodzić!

Na ulicy Taczaka udał się kompromis. Po dziesiątej wieczorem restauratorzy chowają ogródki.

M.S.: Innym dobrym przykładem jest Śródka, gdzie akurat stawiamy budynek. Goście lokali są tak kulturalni, że nie ma tam hałasu. Pozytywne miejsce przyciąga ludzi, którzy myślą też o innych. To intensywne życie jest działaniem oddolnym, ale nie byłoby możliwe, gdyby nie genialne posunięcie z budową mostu, który przywrócił zapuszczoną Śródkę miastu. Teraz problemem jest martwy Święty Marcin. Może tam trzeba radykalnych ruchów? Zamknąć ulicę totalnie, zrobić łąkę od pierzei do pierzei, a pod ziemią np. muzeum? Może to musi być ekstremalnie szalone, żeby zadziałało.

Marzycie, by robić podobne projekty?

M.S.: Miałbym problem z taką skalą. Pamiętam, że nawet wielcy architekci kończą się, gdy zaczynają robić wielkie budynki. Chciałbym za to podziałać w Starej Gazowni lub Starej Rzeźni, których fragmenty warto oddać różnym projektantom; tak by nie wyszły koncepcje o totalnym charakterze.

Ł.S.: A mi się zaczyna marzyć zwykła kamienica między dwiema elewacjami; żeby znów nie trzeba było głowić się nad jakimś narożnikiem.

Rozmawiał Jakub Głaz

Łukasz Sterzyński ukończył Wydział Architektury i Urbanistyki Politechniki Poznańskiej (2001)oraz Ecole Nationale Supérieure des Artset Industries de Strasbourg (2004). Laureat konkursów architektonicznych w kraju i na świecie. Współpracował z biurem architektonicznym Rey- Lucquet we Francji. Uzyskał uprawnienia do projektowania Rady Izby Architektów Francji (2009).

Marcin Sucharski absolwent Wydziału Architektury i Urbanistyki Politechniki Poznańskiej (2001).Ukończył kursy architektury na Northon University London oraz warsztaty urbanistyczne w Fontys Academy of Architecture and Urban Design w Tilburgu (Holandia).Współpracował m.in. z dizajnerem Robertem Majkutem oraz pracownią autorską architekta Pawła Handschuha.