Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Barok w dżungli Boliwii

Z ks. prof. Piotrem Nawrotem*, pochodzącym z Poznania misjonarzem werbistą, teologiem, twórcą terminu "barok misyjny", rozmawia Agata Szulc-Woźniak.

. - grafika artykułu
Ksiądz prof. Piotr Nawrot z indiańskimi muzykami (fot. T. Szyszka SVD)

Skąd muzykolog w dżungli?

Religia powinna studiować kulturę w regionie, któremu proponuje swoje credo. I tak jest od początku w Kościele. Różnice kulturowe są dostrzegalne nawet dzisiaj w różnych rejonach Polski. A co się dzieje, jeśli przeniesiemy się do XVI wieku, gdzie nagle Europa, która była centrum świata, odkrywa nowe kontynenty? Rozpoczyna się ogromna dyskusja - czy te kontynenty są zamieszkane? Kto tam żyje? Co to znaczy "Indianie"? Wymyślamy na nich nazwę z powodu pomyłki. Wyobraźmy sobie, że ktoś Polaków nazywa inaczej, bo ich nie zna i ich odkrył. W Europie rozpoczyna się dyskusja, czy Indianie mają duszę. I Kościół się zastanawia - mamy ich ewangelizować czy nie?

Czyli badania naukowe to misyjna konieczność?

Aby ewangelizować, musimy poznać człowieka. Misje nie mogą się ograniczyć do celebracji sakramentalnej. To tylko wtedy ma sens, jeśli znamy kulturę.

Jak wygląda miejsce, w którym Ksiądz pracuje?

Moja praca w Boliwii jest pracą badawczą. Nie jestem w jednym miejscu, ciągle się przemieszczam. Najpierw, tuż po święceniach, pojechałem do Paragwaju jako jeszcze jeden misjonarz, bez zamiaru badań muzykologicznych. Po roku, dzięki stypendium ze Stanów Zjednoczonych, podjąłem studia - najpierw magisterskie, potem doktoranckie. I wtedy zainteresowałem się manuskryptem muzycznym Indian Chiquitos, a potem manuskryptami Indian Moxos.

Na czym polegają Księdza studia?

Badam, jaką rolę odegrała muzyka w ewangelizacji Indian. Kiedy Ennio Morricone w latach 1984-1985 pisał muzykę do filmu Misja, korzystał z opisów praktyki muzycznej. Uważano wtedy, że autentyczne utwory z okresu pierwszej ewangelizacji zaginęły. Pięć lat później szukałem tematu mojej pracy doktorskiej i trafiłem na wywiad z Hansem Rothem, szwajcarskim architektem, który pracował nad rekonstrukcją kościołów i wiosek byłych redukcji jezuitów w Boliwii. Mówił, że Indianie mają muzyczne manuskrypty. Udałem się do Boliwii, żeby to sprawdzić - czy rzeczywiście istnieją i czy nadają się jako świadectwa do badań naukowych. I moje życie zmieniło się w ciągu jednej sekundy.

Jak wyglądało zetknięcie się z tym materiałem?

Najbardziej interesujące było to, co mnie spotkało w prowincji Moxos. W wiosce ciągle był chór, była orkiestra. Na instrumentach grali i śpiewali starcy. Nawet jak nie było księdza, to w niedzielę przychodzili i śpiewali mszę po łacinie. Albo nieszpory, albo pieśni z ich tradycji, w ich językach. Oni tego strzegli. Spisywali to z pokolenia na pokolenie przez setki lat.

Naprawdę zachowali ciągłość wykonawczą?

Tylko w dżungli Boliwii barok "znał" swój początek i nigdy nie wyszedł z użycia. Indianie w Moxos, którzy strzegli zapisów nutowych, zażądali mojego egzaminu. Pytali o prawdy wiary, o swoją tradycję. Pytali, co chcę zrobić z manuskryptem. To trwało trzy godziny, może więcej. I na koniec dali mi lekcję muzykologii, filozofii i wiary, jakiej nie otrzymałem ani na uniwersytecie, ani w seminarium. Powiedzieli: "Jakie szczęście, że przyjeżdżasz, bo gdyby to zaginęło, gdyby się spaliło, gdyby to ktoś ukradł, to my wszyscy byśmy zginęli". Dla Indian muzyka baroku to nie był tylko rytm, melodia i harmonia.

Bardzo mocno tożsamościowe znaczenie.

Ogromnie. Mimo że część muzyki zapisanej w manuskrypcie była przywieziona z Europy, Indianie czuli, że jest ich własna. Również w prowincji Chiquitos poznałem Indian, którzy pielęgnowali manuskrypt z pokolenia na pokolenie, przez prawie 300 lat. Mówili, że to dla nich dokument nawrócenia, poznania Chrystusa, który ich zbawia. Ten dokument towarzyszył najważniejszym momentom życia społeczności - ślubom, pogrzebom. Muzyka dla Indian jest tym, czym dla nas różaniec albo komunia. I zrozumienie tego było dla mnie przełomem. W Europie i w Stanach Zjednoczonych uczą form, dat, ale nie znaczenia muzyki, tego, jak była postrzegana przez społeczność, która ją zachowywała. Kontakt z Indianami, którzy strzegli manuskryptów, był dla mnie mocny, uformował mnie.

Jaka jest wartość manuskryptów z Moxos i Chiquitos?

Nawet pobieżne ich przejrzenie pokazało mi, że to muzyka pierwszej klasy. Z byłych redukcji jezuickich mamy dziś 13 tysięcy stron muzyki, w tym ponad 90 mszy polifonicznych (a trzeba pamiętać, że Indianie śpiewali też cały chorał gregoriański!), mamy opery sakralne, kantaty, antyfony, nieszpory, pasje, lamentacje, różne formy muzyki instrumentalnej. Kompletny repertuar! Narracje spisywane przez misjonarzy, biskupów, gubernatorów, którzy odwiedzali misje, pozwalają zrozumieć ówczesne życie muzyczne. Okazuje się, że między 1720 a 1760 rokiem centrum produkcji muzycznej, gdy chodzi o intensywność, nie była żadna katedra w Europie, tylko dżungla Boliwii, gdzie w każdej wiosce 30-40 zawodowych muzyków śpiewało i grało na mszach każdego dnia tygodnia. Od początku wiedziałem, że ten repertuar ma fantastyczną wartość duchową i artystyczną. I z roku na rok rekonstruowałem dzieła i uczyłem się więcej i więcej. Na przykład wiem już, że gdy muzyka powędrowała z Europy do misji, przestała być europejska.

Dlaczego?

Weźmy przykład - sześć mszy skomponowanych przez Giovanniego Battistę Bassaniego - Acroama missale. Ktoś zawozi zbiór na misje do Boliwii. Indianie przeglądają te partytury i mówią: "Dobra muzyka, ale coś tutaj jest nie tak". Komponują to na nowo. Tak jak Liszt komponuje na nowo Bacha. I tak Bassani już nie jest Włochem, tylko Indianinem. I indiańskie jest rozumienie powtórzeń w jego dziełach - zamiast ponawiać frazę "Wysławiajcie Pana", jak chciał kompozytor, Indianie wołają wielokrotnie: "Wszystkie narody". Bo dla nich to jest niezwykłe. Wszystkie! - Guarani, Moxos, Chiquitos, Kechua...

W jaki sposób barok misyjny funkcjonuje poza Ameryką?

Utwory z manuskryptów prezentowaliśmy m.in. w Wigmore Hall w Londynie, Concertgebouw w Amsterdamie, w wielu salach koncertowych Stanów Zjednoczonych. Powstało ponad sto płyt z boliwijskim repertuarem. Ta muzyka ma wartość uniwersalną - w XVII czy XVIII wieku mogła poruszyć serca i zmienić życie i w dżungli, i w katedrze, i w Europie, i w Ameryce. Dzisiaj również na nas oddziałuje. Ważne jest jednak to, by wróciła nie tylko do sal, ale też do kościołów. Podczas Festiwalu Muzyki Barokowej w Boliwii w zeszłym roku utwory były wykonywane nie tylko podczas koncertów, ale i mszy - aż osiemnastu. Zależy mi na tym, żeby moja praca nie zmieniła charakteru barokowego repertuaru z Boliwii, żeby nie pozbawiła go oryginalnego kontekstu sakralnego.

Czyli misją Księdza jest teraz popularyzacja?

Bardziej niż koncentrować się na salach koncertowych, widzę potrzebę, by na nowo napisać historię muzyki. Miałem okazję być w wielu szkołach i wielu akademiach na całym świecie. Regularnie prowadzę wykłady w Royal Collage of Music w Londynie. Nigdzie, gdzie studiowałem, nie mówiono o baroku misyjnym. A okazuje się, że dokumentacja muzyczna pozostawiona w Gwatemali, Kolumbii, Ekwadorze, Boliwii i paru innych krajach jest tak bogata, że nie możemy dalej uczyć muzyki, mówiąc jedynie o Europie. Historia musi być napisana na nowo.

rozmawiała Agata Szulc-Woźniak

ks. prof. Piotr Nawrot - pochodzący z Poznania misjonarz werbista, teolog, twórca terminu barok misyjny, dyrektor Festiwalu Muzyki Barokowej w Boliwii, nagrodzony przez hiszpańską królową Zofię