Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Twarzą w twarz z Bieńczkiem

- Myślałem, że Poznań to nie jest takie konfesyjne miasto - przyznał Marek Bińczyk podczas czwartkowego spotkania w Zamku w ramach festiwalu Poznań Poetów.

Marek Bieńczyk podczas spotkania 23.05 w CK Zamek. Fot. U. Modrzyk - grafika artykułu
Marek Bieńczyk podczas spotkania 23.05 w CK Zamek. Fot. U. Modrzyk

Do zwierzeń nakłonił pisarza Grzegorz Jankowicz, który pytał zeszłorocznego laureata nagrody Nike o przeszłość, o prawdę i o pisanie. Także o język, bo to właśnie stosunek do języka uzasadnia obecność Bieńczyka na festiwalu Poznań Poetów, mimo że spod jego pióra wychodzą nie tomiki, lecz powieści i eseje. Pisarz otwarcie wyznał, że tworzenie wierszy to nie jego bajka, z drugiej strony zaznaczając, jak ważne są w jego twórczości słowa. - Pisanie to rodzaj oddania się wdziękowi słów i języka. To ten wdzięk nas prowadzi i pisze tekst. Po publikacji powieści zwykle pytają mnie: Co chciałeś powiedzieć przez tę książkę? Ja zaś oczekuję pytania: Co ci dźwięczało w uchu? Przy czym nigdy mnie nie bawiło oderwanie języka od znaczeń, gra językowa. Jest tego pełno w mojej twórczości po to, żeby zasłaniając, pokazywać, że pod spodem jest coś absolutnie pierwotnego: uczucia - mówił autor.

Podczas spotkania Jankowicz poruszył temat, którego Bieńczyk zwykle unika, czyli nieśmiertelność, którą daje pisanie książek. - Dziś nie ma takiego zapotrzebowania na arcydzieła, jakie było w XIX wieku - stwierdził pisarz. - Kultura dobrnęła do pewnej granicy. Ci, co mieli być nieśmiertelni, zostali nieśmiertelni. Nowych już nie będzie. Nie będzie też arcydzieł, tylko przeżycia, płaskie wspomnienia czegoś, co już się skończyło.

Przeszłość, ważna dla autora "Tworek", wypełnia jego najnowszą książkę. Również w rozmowie Bieńczyk poświęcił jej dużo uwagi. Opowiadał o swoim stosunku do pamięci i do śladów rzeczy minionych. - Zostałem w dzieciństwie naznaczony obecnością śladów. Wiedziałem, że są ślady, czyli że czegoś już nie ma. Kiedy zacząłem pisać, problem śladów był dla mnie fundamentalny - wyznał. Przeszłość pojawiła się również we wspomnieniach z czasów, kiedy Bieńczyk zainspirowany działalnością Teatru Ósmego Dnia sam współtworzył grupę teatralną. Podczas jednego ze spotkań tak wczuł się w swą rolę, że gdy zaczął rozdzierająco krzyczeć - właśnie uwierzył, że rodzi dziecko - wystraszona szatniarka wezwała milicję.

Rozmowa z Bieńczykiem była więc czasami zaskakująca, często intrygująca i przede wszystkim otwarta. Nie dziwi, że pisarz, który zamiast profilu na Facebooku publikuje "Książkę twarzy", "w realu" nie unika osobistych i ważnych tematów. Czytelnicy po spotkaniu ustawili się w długim ogonku, żądni autografów. Pisarz z każdym zamienił kilka słów, każdą dedykację napisał z uwagą, kreśląc słowa: "z serdecznością", "z przyjaźnią", "patrząc twarzą w twarz".

Urszula Modrzyk

  • spotkanie z Markiem Bieńczykiem w ramach festiwalu Poznań Poetów
  • Sala Wielka CK Zamek
  • 23.05