Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Trzeba wybierać

- Normalnie, kiedy mówiłam o czym piszę pojawiał się błysk, a teraz uprzejmość. Ewentualnie pytanie - co wtedy się wydarzyło? - zdradziła na spotkaniu w Zamku wokół swojej najnowszej książki o 4 czerwca 1989 roku Aleksandra Boćkowska.

. - grafika artykułu
fot. Jacek Mójta

"Można wybierać. 4 Czerwca 1989" to kolejna - po takich tytułach jak "To nie są moje wielbłądy. O modzie w PRL" i "Księżyc z peweksu. O luksusie w PRL" książka Aleksandry Boćkowskiej. - "Luksus" miałam w rozsypce, ale mimo to zgłosiłam pomysł wydawnictwu. Wydawnictwo powiedziało tak. A potem to już spirala zaliczek. Nie miałam wyboru - żartowała autorka. Boćkowska przyznała jednak, że pracując nad nią nie zastawiała się, kogo ten temat zainteresuje. - Pisząc, myślę tylko o swojej redaktorce - dodała. Ale tak naprawdę zaciekawiło ją to, jak ludzie pamiętają dzień wyborów. Bo przy okazji ich rocznicy, słucha od lat różnych scenariuszy. Jedni 4 czerwca szli na wybory z nadzieją, czekali na wolność, a inni nie. - Normalnie, kiedy mówiłam o czym pisze pojawiał się błysk, a teraz uprzejmość. Ewentualnie pytanie - co wtedy się wydarzyło? To nie poprawiało mi nastroju - wspominała.

Boćkowska opowiada o 4 czerwca "poza sztabami wyborczymi", o dacie, która jak twierdzi, pozostała "wydarzeniem środowiskowym". - Myślę, że podrzucam parę tropów, dlaczego właśnie tak jest. Ale nie daję odpowiedzi - mówiła na spotkaniu. Dodała, że kluczowa była wtedy liczba aktywnych ludzi w opozycji, których było nie więcej niż 30 tysięcy w skali 37-milionowego kraju. - Wszyscy byli przeciw komunie, wszyscy walczyli, ale jednak kiedy spojrzy się na liczby, to nie tak bardzo wszyscy. - Ludzie byli bardzo zmęczeni, kiedy szli na wybory. Pierwszy raz nie musieli, ale szli - opowiadała.

Na okładce książki widnieje zdjęcie młodej pary, w tle plakat, zachęcający do głosowania na Solidarność. Swój głos jednak oddała wtedy tylko panna młoda. - Miało być wiadomo, że chodzi o wybory, ale nie chciałam, żeby było widać urnę. I to wcale nie było proste - wyjaśniała Boćkowska. Na wybory 30 lat temu poszło 62% obywateli. Polacy nigdy tego rekordu nie pobili. - Solidarność zgarnęła wszystko, co mogła zgarnąć - opowiadała. - Dość szybko było wiadomo, jakie są wyniki. Wytłumaczyła także, że miażdżąca klęska partii nie wynikała wcale z tego, że nikt na nią nie zagłosował, tylko z dość wymagającej ordynacji wyborczej. - 65% miejsc było zagwarantowanych dla koalicji rządowej, 35% dla kandydatów niezależnych, wśród których byli ci z Solidarności. Oni nie mieli osobnej listy - wyliczała.

Boćkowska poszukując swoich bohaterów przejechała całą Polskę omijając duże miasta. Bo w Warszawie obchody wyborów sprzed 30 lat widać, a gdzie indziej nie. - Unikałam głównych sztabów wyborczych, bo to, co się tam działo, jest już opisane. Wszyscy ci ludzie wystąpili już w tysiącach książek - mówiła. Nie rozmawiała z żadnym ważnym człowiekiem z partii, wiedząc, że niczego nowego się w ten sposób nie dowie. - Wolałam szperać w rzeczach dotąd nieopisanych - przyznała. Trafiła m.in. do Włocławka, gdzie swój biznes rozkręcił "król nakrętek"; Dębicy, gdzie wybory w 1989 roku zakończyły się po pierwszej turze; Korycina; Zielonej Góry z jej rozsławionym Festiwalem Piosenki Radzieckiej, Czeladzi i przygranicznego Świnoujścia. - Zawsze szukałam pierwszego człowieka przez znajomych, a potem odsyłano mnie do kolejnych - opowiadała.

Podjęła m.in. temat aborcji, bo w 1989 roku Kościół był "aktywnym graczem", któremu każda strona polityczna chciała dogodzić. I to on okazał się największym zwycięzcą tych przemian. - Żyłam w przekonaniu, że kwestia ustawy antyaborcyjnej pojawiła się jesienią 1989 roku - mówiła Boćkowska. - Nagle przeglądam sobie gazety, przeglądam "Kobietę i życie" a tu dwie strony listów pod wspólnym tytułem "Zabieg". Jakbym czytała "Wysokie Obcasy", tylko odwrotnie. O tym, że jak rząd uchyli ustawę... - wspominała. Od 1981 roku władza idzie na ustępstwa kościołowi, choć aborcja w Polsce jest legalna od 1956. - Zabiegów jest około pół miliona rocznie, bo liczone są tylko te w szpitalach. To szacunkowe dane. Nie ma środków antykoncepcyjnych, a jak już to w Peweksie. Po proteście kościoła wstrzymano podręcznik do przysposobienia do życia w rodzinie - tłumaczyła. Tym samym w środowiskach prefeministycznych pojawia się niepokój. A opozycja się tym w ogóle nie zajmuje. - Pokazuje to grę kobietami. Partia wystawiła kobiety, mówiąc między sobą, że jakoś to będzie - mówiła. - Solidarność tematu w ogóle nie podjęła, bo miała różne zdania, więc nie chciała eksponować swoich konfliktów. Wybory 1989 roku niestety "nie zachowały się w kadrze", wielu kojarzy je wyłącznie z plakatem Solidarności autorstwa Tomasza Sarneckiego, jeszcze wtedy studenta warszawskiej ASP. Młody grafik umieścił na nim postać amerykańskiego aktora Gary'ego Coopera, szeryfa z filmu "W samo południe".

Dziś też jesteśmy w czasie ważnych wyborów. Znowu wierzymy, że nasz głos jest istotny. Boćkowska: - Kiedy jechałam do Gdańska napisałam maila do mojej koleżanki, że mam spotkanie wokół książki i może by przyjechała. Odpisała: "Nie mieszkamy już w Polsce". W środę mam spotkanie w Szczecinie, napisałam do człowieka, który mi trochę pomagał przy tej książce. Odpisał: "Pół roku temu wyprowadziliśmy się z Polski" - wyliczała Boćkowska. Mężczyzna wyjechał z rodziną, bo nie chciał, żeby jego córka wychowywała się w kraju, w którym "młodzi ludzie głosują na faszystów". Wyemigrowali, bo nie chcieli czekać na wolność, jak pokolenie stanu wojennego. - Wydaje mi się, że dzisiaj trzeba wybierać - zakończyła spotkanie reporterka.

Monika Nawrocka-Leśnik

  • z cyklu "Zamek czyta": spotkanie z Aleksandrą Boćkowską, autorką książki "Można wybierać. 4 Czerwca 1989"
  • CK Zamek, Scena Nowa
  • 3.06

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019