Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Tańcząc w dziewiątym kręgu

Dwadzieścia lat po premierze kultowego albumu "Roots", Max i Iggor Cavalerowie odbywają wspólne tournée prezentujące najsłynniejszą płytę Sepultury. Długoletni konflikt braci został dawno zażegnany, zaś koncert na Targach udowodnił, że mimo upływu czasu krążek nie stracił na pierwotnej, szamańskiej mocy.

. - grafika artykułu
fot. Tomasz Nowak

Przekraczając progi targowej hali, przypomniałem sobie piorunujące wrażenie, jakie sześć lat temu zrobił na mnie koncert Soulfly w CK Zamek. Zespół Maxa Cavalery, założony tuż po jego głośnym odejściu z macierzystej Sepultury, wystąpił wtedy w Poznaniu w ramach promocji swojego siódmego albumu "Omen". Choć zawarte na nim utwory, takie jak "Bloodbath & beyond", "Rise of the fallen" czy "Lethal injection", to groove metalowe petardy idealne do koncertowych szaleństw, najważniejszym momentem występu okazało się...jego zakończenie.

Kiedy tylko rozległy się rytualne dźwięki największego przeboju "Sepy" pt. "Roots bloody roots", publiczność wpadła w prawdziwą ekstazę. Kto nie miał okazji przekonać się z jak wielką siłą ten utwór oddziałuje na żywo, ten z pewnością nigdy do końca nie zrozumie fenomenu muzyki braci Cavalera. A na pewno można o takim mówić, mając na uwadze z jak wielkim zainteresowaniem spotkał się czwartkowy koncert Maxa i Iggora w ramach specjalnej trasy koncertowej pod hasłem "Return to roots".

Wraz z pojawieniem się na scenie wrocławskich hardcore'owców z zespołu HeadUp, targowa "dwójka" zaczęła pękać w szwach. Kilka energetycznych, a niekiedy wręcz siłowych numerów z ubiegłorocznego albumu kapeli zadziałało jak najlepsza rozgrzewka. Niedługo po niej rozpoczął się spirytystyczny seans voodoo, przywołujący nieujarzmione demony przeszłości. Kotłowały się w przestrzeni, raz po raz wściekle rycząc ze sceny. Tak naprawdę otwierające "Roots bloody roots" było zaledwie przedsmakiem. Riffy nisko strojonych gitar Maxa i Marca Rizzo, majestatyczne dźwięki perkusji Iggora i ten posępny pomruk basu Johny'ego Chowa, nabrały jeszcze większej mocy wraz z nadejściem galopującego na złamanie karku utworu "Attitude".

To wrażenie potęgowało później nawiedzone "Ratamahatta", hipnotyzujące transowym rytmem brazylijskiego stylu tanecznego maracatu. Tak jak i zapadający w pamięć, ciężki jak stal refren w piosence "Cut-throat", przy którym Max wyciągnął ręce niczym mesjasz. "Jesteś bogiem!" - wykrzyknął z entuzjazmem ktoś z tłumu. Kilka metrów dalej grupka rozjuszonych fanów pogowała bez ustanku. Zarówno etniczny "Breed apart", jak i diaboliczne "Straighthate", "Spit" i "Lookaway" nie pozwalały im na choćby chwilę wytchnienia.

W końcu rewelacyjna solówka w "Dusted" zapowiedziała nadejście plemiennego "Born stubborn" - jednego z najbardziej znaczących fragmentów "Roots", pełnego psychodelicznych zaśpiewów ludu Xavante i durowych progresji gitarowych akordów. Im bliżej było do końca koncertu, tym Cavalerowie bardziej podkręcali tempo, czego najlepszym przykładem był wieńczący widowisko "Dictatorshit". Po nim bis w postaci "Ace of spades" nieśmiertelnego Motörhead mógł być już tylko wisienką na torcie...

Sebastian Gabryel

  • Max & Iggor Cavalera: "Return To Roots"
  • hala nr 2 MTP
  • 24.11