Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Reportaż jak hip-hop

O trudach bycia reporterem, ale też o walorach poznawczych, jakie niesie ze sobą ta praca - we wtorek na spotkaniu w Zamku opowiadała Lidia Ostałowska. 

. - grafika artykułu
Fot. Monika Nawrocka - Leśnik

Zaczęła pisać już na studiach: dla Przyjaciółki oraz pisma Itd., które wówczas było spełnieniem jej marzeń. W 1989 roku trafiła do Gazety Wyborczej pod skrzydła Małgorzaty Szejnert. - Małgosia była srogą szefową, która jak zobaczyła, że coś jest niedozbierane, nieprzemyślane, źle skonstruowane, to zaciskała piąstkę i trzeba było to poprawić. Praca z tak wspaniałą redaktorką, naprawdę wiele daje i każdemu początkującemu reporterowi życzyłabym takiego mistrza. Niestety, niewielu jest ich w Polsce - wspominała podczas spotkania.

O książkach, po które sięgała: - Czytałam wszystko, co się ukazywało: przede wszystkim Kapuścińskiego, ale oczywiście też Krall. Kapuściński miał jednak tę magię w sobie, otwierał światy. Jeździło się za granicę, ale nie było to łatwe. Ja natomiast wychodziłam z lekcji w liceum, szłam do księgarni, kupowałam coś Kapuścińskiego i już byłam gdzie indziej... - wspominała.

O pracy reportera: - Praca reportera jest ciężka. To podróże, hotele, myślenie o tym, co się napisze, a potem samo pisanie. W Polsce pisanie reportażu to pisanie całości przez część. Bo reportaż jest drogi, potrzeba czasu by powstał, a na koniec i tak przegrywa z internetem - wyliczała reporterka, przypominając, że wraz z kryzysem prasy papierowej, wszystko się zmieniło. - Rezygnuje się z reportaży na rzecz krótkich form. Wszystko ma być szybciej, bardziej podkręcone, bo przecież rywalizujemy m.in. z tabloidami - mówiła. Jej zdaniem dobry reporter wcale nie musi być na miejscu, np. w czasie powodzi, ale równie dobrze może opisywać to, co się dzieje później, obserwować odbudowujące się życie.

Sporo mówiła o swoich książkach, m.in.  "Cygan to Cygan", "Farby wodne" i najnowszej - "Pierony". O pierwszej z nich: - To się zaczęło od powinności. Miałam zrobić materiał o Cyganach - tak, wtedy o nich mówiliśmy. Poszłam nad Wisłę, gdzie obozowali i już tam zostałam. Okazało, że ci ludzie - każdy z osobna, są fascynujący. Bo mówią innym językiem, bo mają inny kodeks czy z innego miejsca przybyli. To było jak odkrywanie świata. Tyle rozmaitych tożsamości - opowiadała. - Poznawanie mniejszości jest jak poznawanie samego siebie - podsumowała.

Antologia "Pierony" z kolei prowokuje do rozmów, które na Górnym Śląsku prowadzone były dotąd wyłącznie w kuchni. To zbiór tekstów: polskich, niemieckich, ale też czeskich, rosyjskich i żydowskich, które są historią Śląska - od powstania miasta Katowice w 1865 roku do upadku muru berlińskiego. - Ta antologia jest inna, bo dotychczasowe pokazywały tylko jeden - polski - punkt widzenia. A Górny Śląsk był ojczyzną dla wielu narodów, powinniśmy o tym pamiętać - tłumaczyła reporterka.

Miłośnicy reportaży Lidii Ostałowskiej usłyszeli także historię, która kryje się za tekstem "Teraz go zarymuję" z 2001 roku, który z kolei stał się inspiracją dla twórców scenariusza filmu "Jesteś Bogiem" Leszka Dawida. - Życiem rządzi przypadek. Spotkałam kolegę z Katowic, który chciał, żebym zrobiła dla niego materiał o Paktofonice. Zgodziłam się, bo teksty hip-hopowe zawsze mnie fascynowały. Bo ci kolesie opowiadali prawdziwe historie. Bo hip-hop jest jak reportaż - wspominała. Materiał zbierała ponad dwa tygodnie, jeszcze dłużej nad nim pracowała, bo chciała, żeby miał rytm jak ich piosenki. - Pojechałam tam, ale pojawił się problem, bo byłam w wieku ich mam. Poza tym oni byli w żałobie, tacy rozhisteryzowani - mówiła. Reporterce jednak udało się po jednej z imprez, na którą zaprosili ją muzycy, przekroczyć "niewidzialną granicę". To wtedy jej zaufali i na chwilę stała się świadkiem ich opowieści.

Monika Nawrocka-Leśnik

  • "Zamek Reporterów": spotkanie z Lidią Ostałowską
  • Sala Wielka CK Zamek
  • 10.03