Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Wyrób czekoladopodobny

I znowu nie udało się nakręcić dobrego polskiego filmu dla dzieci - to moja pierwsza refleksja po seansie "Dnia czekolady" Jacka Piotra Bławuta.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Wieści o filmie dochodzące z rozmaitych źródeł, nie tylko branżowych, brzmiały zachęcająco. Podobnie reżyser, który w wywiadach zapowiadał nowy rozdział w kinie dziecięcym i to nie tylko w Polsce. "Dzień czekolady" jest bowiem pierwszym polskim projektem, który zdobył  w 2010 roku w Cannes nagrodę im. Krzysztofa Kieślowskiego dla najlepszego scenariusza Europy Środkowej. Pewien mój niepokój budził jednak fakt, że tenże scenariusz jest adaptacją książki Anny Onichimowskiej z ilustracjami Emilii Dziubak nagrodzonej na I Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren. Oglądając filmy od ponad pół wieku nauczyłem się prostej prawdy ekranowej - im lepsza książka tym gorsza adaptacja. I na odwrót. A akurat powieściowy "Dzień czekolady" jest przepiękną lekturą dla dzieciaków 8+, takich, które już same czytają. W kostiumie fantastyki wyłaniającym się spod pióra Anny Onichimowskiej można rozpoznać oczywiście znajome tropy literackie jak choćby "Momo" Michaela Ende (tego samego, który napisał "Niekończącą się historię"), ale w sumie książkowy "Dzień czekolady" jest przyjaznym dzieciom światem wyobraźni, gdzie jest miejsce na opowieść o śmierci bliskich, niezrozumieniu przez dorosłych, a także na oswajanie nieuchronnego przemijania, tak trudnego do zaakceptowania przez dorosłych, a co dopiero przez dzieci.

Autorka napisała scenariusz wspólnie z reżyserem. Dla niewtajemniczonych w branżę filmową - Jacek Piotr Bławut to syn Jacka Bławuta, słynnego reżysera filmów fabularnych i dokumentalnych, operatora i też scenarzysty. Z powodu kłopotów z budżetem realizacja projektu trwała kilka lat, aż latem ubiegłego roku  rozpoczęły się pierwsze pokazy na przeglądach  filmów dla dzieci, m.in. na festiwalu Ale Kino! w Poznaniu, gdzie "Dzień czekolady" zdobył nagrodę Jury Nauczycieli dla najlepszego filmu pełnometrażowego dla dzieci. Od piątku film trafił do normalnej dystrybucji, zapewne z okazji Dnia Dziecka. Zwiastun tego obrazu zapraszał na podróż do świata dziecięcej wyobraźni skrojonej co najmniej na miarę "Mostu do Terabithii" Gábora Csupó czy "Siedmiu minut po północy" Juana Antonio Bayona. I to by było na tyle - jak mawiał satyryk Jan Tadeusz Stanisławski, kończąc swoje monologi "O wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia".

Historia sąsiadów, Moniki (Julia Odzimek) i Dawida (Leo Stubbs - wnuk Zbigniewa Wodeckiego) operatorsko jest perełką jaka wyszła spod ręki i oka Radosława Ładczuka. Natomiast montaż magicznej historii szwankuje co wątek. A jest ich bez liku w "Dniu czekolady". Od początku nad dzieciakami wisi cień śmierci bliskich. Monika tęskni do ukochanej babci, która umarła niedawno, zaś Dawid nie radzi sobie z wspomnieniem śmierci siostry. A to przede wszystkim dla niej właśnie rodzice (Barbara Kurzaj i Tomasz Sobczak) urządzali tytułowy "Dzień czekolady", domową ucztę, na której czekolada lała się strumieniami. Od tragicznej śmierci córeczki już nie siadali do słodkiej wyżerki. Rodzice Moniki (Katarzyna Zawadzka i Marek Bukowski) nie umiejąc poradzić sobie z emocjami córki, szukają pomocy u psychoterapeutki - Wiedźmy (Katarzyna Kwiatkowska). Oboje są zresztą wzorcowym modelem tego, jak rozmawiać z dziećmi, by cię nie zrozumiały. I tak pomocna psycholog zamienia się w  Wiedźmę, która planuje ukraść wspomnienia bohaterów. Zamiary autorów były więc szlachetne, ale płaskie dialogi wypowiadane przez aktorów brzmią fałszywie w uszach widza. A na ekranie w wątku magicznym widzimy same sławy. Skoczka Czasu gra Tomasz Ogrodnik, Pożeracza Czasu - Witold Dębicki, a Kelnera - Magdalena Cielecka. Jest jeszcze pomocny Policjant - Tomasz Kot. Aktorzy są, tylko nie mają co grać. Każdy z magicznych bohaterów wymaga filmowego wprowadzenia w akcję, a widz nic o nich nie wie, zarówno na starcie, jak i w finale filmu. W oczach pozostały mi kadry z Magdaleną Cielecką w roli męskiej, która tak naprawdę sprowadzała się do przylepienia jej sztucznej brody. Baba z brodą, ale po co, dlaczego? Tego się z "Dnia czekolady" nie dowiedziałem.

I tak po raz kolejny zobaczyłem film, który jest dowodem na to, że zagubiliśmy gdzieś przez lata zdolność kręcenia filmów dla dzieci, o młodzieży już nie wspominając. Mam świadomość, że sam urodziłem się pod szczęśliwą filmową gwiazdą i moje szczenięce lata upłynęły w rytmie dzieł kina dziecięcego najwyższej próby. Niedawna śmierć Stanisława Jędryki (22 kwietnia zmarł w wieku 85 lat), przypomniała mi i moim rówieśnikom z początku lat 60. jakie to skarby dziesiątej Muzy dla nas przygotowywał. Kto w dzieciństwie choć raz zobaczył "Wakacje z duchami", "Stawiam na Tolka Banana" czy "Podróż za jeden uśmiech", ten wie jak smakuje prawdziwa filmowa czekolada i nie da się nabrać na czekoladopodobną podróbę.

Przemysław Toboła

  • "Dzień czekolady"
  • reż. Jacek Piotr Bławut

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019