I to właśnie ciągłe poczucie winy, które zdominowało życie dorosłego Adasia, przywodzi go na kozetkę do gabinetu psychoterapeuty. Główny bohater nie radzi sobie bowiem z wyrażaniem i przeżywaniem tytułowych siedmiu uczuć: smutku, złości, zazdrości, strachu, wstrętu, wstydu i radości. By przepracować problem, wraca do młodzieńczych lat, które z beztroskim dzieciństwem niewiele miały jednak wspólnego. Na dodatek czyni to już w pełni dojrzałym ciele.
Dzieciaków biegających po korytarzach podstawówki odgrywają bowiem dorośli aktorzy. Adasiem Miauczyńskim tym razem jest Misiek Koterski - mistrz drugiego planu, który jednak w większych dawkach potrafi być męczący. I choć ostatecznie z rolą sobie poradził, to w porównaniu do swoich poprzedników odgrywających Adasia - Marka Kondrata i Andrzeja Chyry - nie wypada imponująco. A mimo to "7 uczuć" to wciąż koncert doskonałego aktorstwa. Miśkowi w szkolnych ławach towarzyszą bowiem między innymi Marcin Dorociński, Katarzyna Figura, Andrzej Mastalerz, Tomasz Karolak, wspomniany już Chyra czy chyba najlepsza z nich - Małgorzata Bogdańska, wcielająca się w zauroczoną Adasiem Zosię. Wszyscy oni wracają do czasów podwórkowych zabaw, trzepaków, sprośnych rymowanek i pierwszych pocałunków skradzionych koleżankom z klasy.
Marek Koterski serwuje w "7 uczuciach" rodzaj humoru znany już choćby z jego "Dnia świra" czy "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" - dowcipy raz bywają śmieszne, raz bardziej toporne, jeszcze innym razem infantylne bądź frywolne (pełno tu żartów o pupce, pipce i zapachach spod pach), ale umieszczone w odpowiednim kontekście trafiają w sedno pacholęcej wrażliwości. Jeszcze lepiej wychodzi mu obnażanie absurdów edukacji. Bo choć przedstawiona w filmie nauczycielska menażeria ochoczo wymaga wkucia na pamięć dopływów Nilu, wyrecytowania bez zająknięcia tablicy Mendelejewa czy odegrania scenek z "W pustyni i w puszczy", to nauką umiejętności radzenia sobie z własnymi emocjami, mierzenia się z otoczeniem oraz światem dorosłych nikt nie zaprząta sobie głowy.
I jeśli gdzieś w tym wszystkim Koterski się wykłada, to w nierównomiernym rozłożeniu filmowych akcentów oraz w chaotycznym prowadzeniu fabuły. Bywa bowiem tak, że wątki nagle się urywają - ojciec Adasia w pewnym momencie po prostu przestaje się pojawiać w domu i nie dostajemy żadnego wyjaśnienia takiego stanu rzeczy. Nie da się też ukryć, że w "Dniu świra" czy "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" łatwiej przychodziło reżyserowi przemycanie ciekawych myśli czy puent w krótkich, pozornie nic nieznaczących gagach. Tutaj cały ciężar morału został przesunięty na jedną z ostatnich scen - tyleż uderzająco celną, co przesadnie dosłowną.
"7 uczuć" to mimo kilku wad Koterski w wysokiej formie. To także apel do rodziców, by zaczęli odrobinę uważniej słuchać swoich pociech. Bo to nie oceny w dzienniczkach, ale dziecięce emocje i umiejętność ich wyrażania będą miały kluczowy wpływ na to, czy młody człowiek w przyszłości wyląduje na kozetce u psychoterapeuty.
Adam Horowski
- "7 uczuć"
- reż. Marek Koterski
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018