Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Transformersi kontra latająca maszyna

Współczesne dzieciaki, przyzwyczajone do efektownego kina w rodzaju co rusz wchodzących na ekrany tytułów z uniwersum Marvela czy DC Comics czy choćby ekranizacji sagi o Harrym Potterze, w przypadku wchodzących właśnie na ekrany kin Władców przygód. Stąd do Oblivio mają dwa wyjścia: zachwycić się albo zanudzić na śmierć. Trudno powiedzieć, które z nich okaże się bardziej prawdopodobne.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Film Tomasza Szafrańskiego, szerszej publiczności znanego z filmu Klub Włóczykijów czy popularnego dekadę temu serialu telewizyjnego BrzydUla, jest wyraźnym ukłonem w stronę dawnego kina dziecięco-młodzieżowego. Szafrański, który jednocześnie jest i reżyserem i scenarzystą Władców przygód ewidentnie wychował się na tego typu obrazach i już jako dorosły twórca zapragnął sam stworzyć na ekranie atmosferę sielankowego, pełnego wrażeń i przygód dzieciństwa. W tym celu powołał do życia filmowych Franka i Izkę - dwójkę przyjaciół, którzy przez przypadek i za pomocą starego gramofonu ściągają na Ziemię Eddiego - tajemniczego uciekiniera z magicznej krainy Oblivio, którego największą miłością jest rock'n'roll. Nie bez przyczyny zresztą nieco dziecinny i pocieszny Eddie śpiewa i wygląda jak Elvis. Sęk w tym, że ma spory problem - ścigają go Łowcy Głów, którzy za ucieczkę z Oblivio wymierzają najsurowszą karę - deatomizację. Para dzieciaków bez wahania postanawia mu pomóc, po drodze kolekcjonując całą masę niezwykłych przeżyć i doświadczeń, z włamaniem do najpilniej strzeżonego sejfu na czele. Ale nie zdradzajmy szczegółów...

Rzecz w tym, że świat wykreowany we Władcach przygód oscyluje na granicy między światem rzeczywistym a bajkowym, z tym że owa baśniowość oparta jest tu o pomysły być może obce współczesnemu młodemu widzowi. Magiczny gramofon czy domowej roboty samolot odwołują się raczej do wyobraźni współczesnych dorosłych, którzy sami bawili się kiedyś w podobne wynalazki, niż do przyzwyczajonych do interaktywnych gier na ekranach smartfonów dzieci. Zastosowane przez filmowców efekty specjalne również nie robią aż takiego wrażenia jak te do których przyzwyczaiło nas komercyjne kino, jednak akurat w tym względzie nie ma się czego wstydzić. Co równie istotne, młodzi aktorzy: Szymon Radzimierski (Franek) i Weronika Kaczmarczyk (Izka) znakomicie wcielają się w główne role, wiarygodnie grając rolę dwójki naprawdę szalonych dzieciaków. Jedynym zarzutem wobec wspomnianej bohaterki mogą być niekiedy nieco niezrozumiałe kwestie przez nią wypowiadane, ale to bardziej przytyk wobec dźwiękowców niż samej początkującej aktorki, którą pewnie zobaczymy na dużym ekranie jeszcze nie raz. Na osobne brawa zasługuje również Kamila Bujalska - filmowa Viola, a więc siostra Izki, która od pierwszej sceny ujawnia niezaprzeczalny komediowy potencjał. Jej postać niby nie wnosi do całej historii niczego istotnego, a jednak wyraźnie ubarwia ją i chyba najczęściej spośród całej plejady bohaterów wywołuje uśmiech. To ważne, biorąc pod uwagę fakt, że film sygnowany jest mianem "komedii familijnej".

I rzeczywiście, Władcy przygód to ewidentnie familijne kino, choć trudno do końca przewidzieć kto na seansie będzie bawił się lepiej - wychowani na książkach Zbigniewa Nienackiego i Edmunda Niziurskiego rodzice czy przesiąknięte amerykańskim kinem młodzieżowym dzieci, dla których skonstruowana przez filmowego Franka latająca maszyna może okazać się zbyt archaicznym konceptem w porównaniu z możliwościami Spidermana czy Transformersów. A może jednak się mylę i nie doceniam elastyczności i otwartości  młodych widzów? Najlepiej przekonać się o tym samemu wybierając się do kina całą rodziną. Warto podwójnie - po to by sprawdzić jak na kino przygodowe w starym stylu zareagują najmłodsi i aby zobaczyć jak na dużym ekranie wypada Poznań, w którym kręcono część scen, z finałową na czele.

Anna Solak

  • "Władcy przygód. Stąd do Oblivio"
  • reż. Tomasz Szafrański

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019