Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Insta story

Brady Corbet, reżyser wchodzącego właśnie na ekrany "Vox Lux", to twórca zaledwie 30-letni, co samo w sobie nie stanowi jeszcze rzecz jasna o niedojrzałości. Przypieczętowuje ją natomiast ostateczny kształt jego dzieła, które w zamyśle miało być, jak mniemam, ambitną epopeją o współczesności, a w efekcie stało się pastiszem samego siebie.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Corbert porwał się na rzecz niemożliwą, mianowicie opowiedzenie o bolączkach XX i XXI wieku i ich konsekwencjach dla jednostki na przykładzie popularnej gwiazdy pop (w tej roli Natalie Portman), w dodatku w niespełna dwie godziny. W tym czasie dostajemy opowieść osnutą wokół poszczególnych rozdziałów, z których najbardziej dumne to "Genesis" ("Narodziny") i "Regenesis" ("Odrodzenie"). Narodziny to w wielkim skrócie moment, w którym nastoletnia Celeste (Raffey Cassidy), po traumatycznym przeżyciu strzelaniny w szkole, staje się osobą rozpoznawalną za sprawą piosenki wykonanej na pogrzebie koleżanek i kolegów. Od tego momentu obserwujemy konsekwentne przeobrażanie ją w medialny produkt, jakby stwarzanie jej na nowo. W największym stopniu przyczynia się do tego menadżer dziewczyny (Jude Law), który za pozorami troski i opiekuńczości ukrywa swój prawdziwy cel - wykreowanie gwiazdy. O tym z kolei jest "Odrodzenie", choć chyba nie tak wyobrażała je sobie sama Celeste. Wracamy do niej w momencie, w którym w rodzinnym mieście rozpoczyna kolejną wielką trasę koncertową. Jako dorosła kobieta i matka (w roli córki ponownie Raffey Cassidy) w niczym już nie przypomina rezolutnej nastolatki jaką była kiedyś. Ma na koncie problemy z używkami, konflikt z prawem i nawracające ataki paniki, a do histerii potrafi doprowadzić ją choćby to, że brzydko wyszła na zdjęciu.

Natalie Portman, w roli rozhuśtanej emocjonalnie, jednocześnie aroganckiej i kruchej Celeste, wychodzi z całości obronną ręką, podobnie zresztą jak oddający wiernie bezwzględność i wyrachowanie globalnej branży muzycznej Jude Law. Podwójne wcielenie Raffey Cassidy czy postać stworzona przez Stacy Martin (filmowa siostra Celeste, Eleanor) też nie mają w sobie nic, co mogłoby położyć ten film. Sęk w tym, że sami aktorzy nie są w stanie go uratować, o czym niejednokrotnie już przekonywaliśmy się w kinie. Największym problemem "Vox Lux" jest bowiem nieudolny scenariusz i megalomańska wizja reżysera, na zrealizowanie której najwidoczniej zabrakło już wyobraźni. I żadne zabiegi estetyczne, jak stylizowanie taśmy na archiwalną, wzniosłe cytaty czy pseudo reporterskie wstawki z historii XXI wieku nie są w stanie nam tego zrekompensować.

Największy żal do twórców mam jednak o coś innego - o przedwczesne porzucenie najbardziej intrygujących wątków i zawiłości z życia Celeste, na których śmiało mógłby się oprzeć ten film. Mam tu na myśli jej skomplikowaną relację z córką, a przede wszystkim z Eleanor - starszą siostrą, która nie zdołała jej uratować. Spójny i obiecujący w tym zakresie jest tu właściwie tylko początek. Im dalej w las, dzieło Corbeta ni to skupia się na najważniejszych, wybranych momentach "inicjacji" głównej bohaterki, ni to chaotycznie nas w nie wprowadza - sposób i tempo narracji są takie, że w zasadzie trudno się zdecydować. Jakby tego było mało, wszystkie najważniejsze momenty komentarzem z offu objaśnia narrator (Willem Dafoe), a jego patetyczne, choć w efekcie rażąco miałkie i płytkie objaśnienia dodatkowo potęgują efekt groteski. Ostatecznie nie lada sztuką jest opowiadanie o wielkich społeczno-politycznych procesach na przykładzie pojedynczego bohatera. Ten przywilej od początku powinien należeć do najlepszych.

W efekcie "Vox Lux" nie jest historią, która pozwala cokolwiek zrozumieć, dojść do jakiegoś wniosku. To jedynie urywana relacja z życia Celeste, której jedynym wspólnym mianownikiem jest poszatkowany na rozdziały dramat głównej bohaterki. Coś jak Instagram Stories, tyle że bez nakładek i filtra. Prawdopodobnie dlatego potencjalne wielkie dzieło niepostrzeżenie zamieniło się w wielką klapę. Jeśli jednak prześledzić opinie kinomanów na licznych forach dyskusyjnych skupionych na odbiorze tego niewątpliwie kontrowersyjnego obrazu, zdania są podzielone - albo się go kocha albo nienawidzi. Być może to właśnie, a nie wydumana historia Celeste, jest najlepszym odzwierciedleniem czasów w jakim przyszło nam żyć - coraz bardziej spolaryzowanych, wymagających od nas szybkich, a przede wszystkim kategorycznych postaw i decyzji. Bez czasu i miejsca na odcienie szarości, z których przecież składa się ten świat, ale które grożą tym, że okażemy się za mało wyraziści, by wspomnieć o nas na Instagramie...

Anna Solak

  • "Vox Lux"
  • reż. Brady Corbet

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019