Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

O naturze wirtualnego świata

W kontekście spektakli Marcusa  Öhrna "Święto Wiosny" to zimny prysznic na głowę, w której wybuchł pożar. Ale płonie nie tylko głowa.

. - grafika artykułu
fot. mat. prasowe

Kto by się spodziewał, że dzieło jednego z najbardziej bulwersujących kompozytorów zeszłego wieku może już wiek później przynieść widzowi ulgę? A jednak tak się stało. W Sali Wielkiej Zamku oglądaliśmy spektakle genialnego Szweda, Marcusa Öhrna, który godzinami sączył w nas okrucieństwo systematycznie i precyzyjnie. Tak, żeby trafiało w sedno. Żebyśmy zostali z pytaniami, przed którymi nie można uciec. Żebyśmy nie mogli udawać, że nie padły. Wywracał nas na "lewą stronę" i paradoksalnie uświadamiał, że wciąż mamy także "stronę prawą". Bo przecież mamy. Co z tego, że trzeba ją łatać i cerować? Co z tego, że to się wydaje niewykonalne? Co z tego, że to jest niewykonalne? Ratunku!

Kiedy po spotkaniu z Öhrnemmyślę o wieczorze w operze, robi mi się... błogo. Bo świat, który Strawiński (w końcu także mistrz nad mistrzami w burzeniu naszego dobrego samopoczucia i wytrącaniu nas z dobrego mniemania o sobie) stawia na głowie, jawi się jako ostoja harmonii i spokoju. Ma reguły. U Öhrnareguł brak. Trzeba je stworzyć na nowo. Od podstaw. Nie tylko w wirtualnym świecie sztuki.

Na koturnach point

Nieokiełznane emocje, które wyrywają się na wolność, żeby zapanować nad naszymi ciałami, umysłami, duszami. Żywioł. Natura. Popędy. Żądze. Te ku życiu. I te do śmierci. To jest dla mnie "Święto wiosny" Strawińskiego. Dzieło, od którego kręci się w głowie i nie można złapać tchu. Które zachwyca i przeraża. A potem zwala z nóg.

Paul Julius potraktował je w sposób, który mnie zaskoczył i w pierwszej chwili rozdrażnił. Z szacunkiem. Czcią. Pietyzmem należnym dziełom klasycznym (z pointami łącznie!). Dlaczego, u licha, oni starają się tańczyć tak dobrze, uważnie i spokojnie? - myślałam. Od "Święta Wiosny" się umiera. Nie da się "poprawnie" umrzeć. A potem przyszła refleksja, że "mistrzowsko" też się umrzeć nie da.

Strawiński jest przede wszystkim bardzo precyzyjny. Wariackie tempo narasta stopniowo. A kiedy nuty biegną szybciej niż w galopie, kiedy dźwięków nie da się już wytrzymać i pęka nam czaszka, on gwałtownie ucisza wszystko. Zawsze myślałam, że to koniec. Że dalej nie ma już nic. A teraz przyszło mi do głowy, że chodziło mu o to, żebyśmy jednak przeżyli. Że nas oszczędził. Jeszcze bardziej oszczędza nas Paul Julius.

swietowiosny.com

Można by pewnie uznać, że wyraźnie, z namysłem narysowana choreografia wykonywana przez tancerzy precyzyjnie (co do jednego tanecznego pas), to za mało na ten balet. Bo rzecz nie w tym przecież, żeby podziwiać wysokość skoków, liczyć obroty, skupiać się na skomplikowaniu tanecznych ewolucji i oceniać ich kunszt. Ale można w tym dostrzec pewien walor i interpretacyjny trop. Wszak nie jesteśmy dziś ludźmi natury. Instynkty trzymamy na wodzy. Podporządkowaliśmy je społecznym rolom i naszej poprawnie cywilizowanej... wygodzie. Nie lubimy dyskomfortów. Czasem tylko za nimi tęsknimy. "Święto wiosny" Juliusa zostanie dla mnie opowieścią o tej tęsknocie.

Na scenie nie kipi od emocji. Jest wręcz chłodno. Misy z fluorescencyjną seledynową cieczą wyznaczają horyzont tego świata. Nikną w bieli i rozbłyskują hipnotyzującym światłem w czerni otoczenia. Jakby bledły w dzień i nabierały mocy nocą. Przywodzą na myśl komputerowe ekrany - naszych najwierniejszych towarzyszy, nasze okna na świat, naszych powierników i sędziów. Używamy ich do pracy. Używamy ich po pracy.

Komputerowe światło jest zimne. Komputery to maszyny. A jednak także za ich pośrednictwem emocje rozpalają się do czerwoności. Ich wnętrza kryją nasze nadzieje i lęki, które mogą się nagle rozlać na cały świat. I się rozlewają.

To nie flash mob

Baletowa orgia na scenie przypomina... imprezę techno. Wystylizowaną. Pełną popisów. Bohaterowie nie czują pulsowania soków ziemi. Nie budzi ich żaden zew. Oni mają do odbycia rytuał, który odbyć się musi, mimo tego, że nikt już nie czuje żadnego wewnętrznego przymusu, żadnej wewnętrznej potrzeby. Bierzemy w tym udział, bo... tak się umówiliśmy, taka jest konwencja. I nie mamy innego pomysłu. Role zostały podzielone. A ty, Shino Sakurado, będziesz naszą Ofiarowaną.

Ofiarowana wie, co ma robić. Zdejmuje więc pointy. Rozpuszcza włosy. I tańczy. Tańczy. Tańczy. Aż do czasu kiedy fluorescencyjne krople zaczną spadać na jej ciało. Bo w tym świecie tak nie wolno. Bo pożary trzeba gasić. Bo to nie koniec świata, tylko koniec imprezy.

Opada kurtyna. Wszyscy wychodzą do oklasków. Klaszczemy więc i wracamy do domu. Ja też wracam. Ale nie mogę zapomnieć włosów Ofiarowanej, które wymknęły się jakimś dziwnym zrządzeniem losu spod batuty choreografa. I poszły na żywioł. Zwariowały. Nie da się ich spiąć ani związać. A może tylko tak mi się wydaje? Przecież trzeba będzie zagrać kolejny spektakl. Choćby po to, żeby ktoś z widowni nie mógł zapomnieć i umierał przed komputerowym ekranem. Z tęsknoty. I z lęku.

Ewa Obrębowska-Piasecka

PS. Po "Królu Edypie" - drugiej premierze w ramach "Wieczoru Strawińskiego" - zostanie mi w pamięci chór: który jest siłą, który ma rację, z którym się nie dyskutuje, który domaga się sprawiedliwości i cierpliwie czeka na to, aż los się dopełni, a zło (także to niewinne) zostanie ukarane. Który pilnuje, żeby reguły nie tylko istniały, ale też były przestrzegane. To wcale nie jest mało w pamięci widza. To wcale nie jest mało w pamięci recenzenta, który wróci do tego spektaklu jeszcze nie raz: kiedy ogień zgaśnie, a dym się rozwieje. Kiedy przyjdzie godzić się z losem. Kiedy wyznaczymy nowe reguły na zgliszczach świata bez reguł. Ale jeszcze nie dziś.

  • Wieczór Strawińskiego:
  • Król Edyp: libretto Jean Cocteau na podstawie tragedii Sofoklesa, kierownik muzyczny Gabriel Chmura, reżyseria i choreografia Jacek Przybyłowicz, dekoracje Petra Korink, kostiumy Paweł Grabarczyk, cienie i negatywy Dominik Lejman, reżyseria świateł Marc Heinz, kierownik chóru Mariusz Otto
  • Święto wiosny: libretto Igor Strawiński, Nicholas Roerich, kierownik muzyczny Grzegorz Wierus, choreografia Paul Julius, dekoracje Petra Korink, kostiumy Paweł Grabarczyk, reżyseria świateł: Marc Heinz
  • premiera: 27.04, g. 19 w Teatrze Wielkim