Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Pasja, emocje i trochę dystansu

Jak daleko od Poznania są Bałkany? Jak daleko od tutejszych muzycznych klimatów są legendarne bałkańskie romskie orkiestry dęte? Wbrew pozorom niedaleko. Od dobrych kilku lat nad Wartą buzuje bowiem muzyczny wulkan Tsigunz Fanfara Avantura.

. - grafika artykułu
.

Doskonale znani bywalcom tutejszych klubów, mający za sobą parę wymiernych sukcesów (jak choćby nagroda na festiwalu muzyki folkowej Nowa Tradycja) swą pierwszą koncertową płytę, zarejestrowaną w klubie Meskalina, członkowie Tsigunz Fanfara Avantura wydali przed dwoma laty. Teraz przyszedł czas na studyjny debiut formacji - wydaną przez Gusstaff Records płytę "Turbo Balkan Groove". Myślę zresztą, że szlachetne niezależne oficyny to optymalny pomysł do wydawania takiej, powiedzmy avant-folkowej, muzyki.

Krzyżówka

Członkowie Tsigunz Fanfara Avantura proponują rzecz na pozór dość karkołomną. Oto bowiem nad Wartą próbują ożywić ducha owych bałkańskich orkiestr, tak mocno związanego z miejscem i przestrzenią, w której oryginalnie powstaje. Na dodatek ogromna i wieloletnia tamtejsza tradycja powoduje, że tego typu zespołów jest w południowej Europie całe mnóstwo, niektóre (jak choćby Kocani Orchestar czy znane z Ethno Portu: Fanfare Ciocarlia albo Boban Markovic Orchestra) zyskały wręcz status kultowy w całej Europie. Czy da się do tej formuły dopisać coś jeszcze, od siebie? Może paradoksalnie, ale okazuje się, że tak.

Siłą Tzigunz jest bowiem nie tylko niekłamana i głęboka fascynacja romską muzyką Bałkanów. Ważne są i inne elementy: znakomite brzmienie zespołu i indywidualne walory poszczególnych instrumentalistów, zarazem pewien dystans do samej materii muzycznej, element anarchii, echa muzyki niezależnej. Na koniec wreszcie coś, co jest wyrazem tego, że artyści patrzą na Bałkany z wyraźnej tutejszej perspektywy. W ich graniu jest coś "polskiego", co oczywiście najdobitniej słychać w znakomitym żarcie muzycznym zatytułowanym "Kujawiak (na cztery)", który - zgodnie z tytułem - przynosi interpretacyjną wariację na temat uroków polskiej muzyki tradycyjnej.

Uśmiech

Uznanie budzi też dobór kompozycji - takich, które pozwalają na dobre wybrzmienie siedmioosobowego poznańskiego zespołu. Artyści potrafią wreszcie w tej muzyce - szalonej, pełnej dzikiej energii - znaleźć miejsce na dyscyplinę. Wiedzą jak "nie przeszarżować", nie przedobrzyć. Dzięki temu, że tak lekki i spontanicznie brzmiący repertuar grają całkiem serio, z dbałością o detale,  ich muzyka jest powszechnie znakomicie przyjmowana. A niekłamany entuzjazm i radość grania powodują, że trudno słuchać ich płyty bez uśmiechu. Ważne też, że ma ona jeszcze jeden walor, typowy dla najistotniejszych folkowych artystów, a mianowicie walor integrujący. Potrafię sobie wyobrazić, że przy tej muzyce potrafią się równie doskonale bawić znawcy muzyki etnicznej, co fani muzyki niezależnej, sympatycy wyrafinowanego jazzu i ambitnego popu. Ta pozorna prostota formalna (instrumenty dęte plus bębny) mieni się bowiem wieloma barwami.

Skoro mówimy o najnowszej folkowej płycie wydanej przez firmę Gusstaff, warto choć krótko wspomnieć też o trzech nowych albumach nurtu world music, które ma ona w swej dystrybucji. Wszystkie one wydane zostały przez Glitterbeat, założoną  przez cenionego muzyka Chrisa Eckmana właśnie po to, by wydawać muzykę świata. Do najsłynniejszych artystów wydawanych prze tę wytwórnię należy grupa Tamikrest (znana z ubiegłorocznego Ethno Portu). Nowe płyty pokazują jednak, że fascynujących artystów tu nie brakuje.

Z Gambii i od Planta

Wielkie wrażenie robi krążek nagrany przez zespół Fofoulah (płyta zatytułowana także "Fofoulah"). Jego skład tworzą muzycy grający na co dzień m.in. w grupie Red Snapper czy koncertowym zespole Roberta Planta. Kwintet proponuje elektryczną muzykę, w której jazzowa fantazja, rockowa energia oraz swoboda dubu czy reggae są głęboko osadzone w tradycji afrykańskiej. Zresztą całość zorganizowana jest wokół brzmienia rytualnych bębnów sabar. Propozycja zespołu szuka źródeł swego natchnienia w afrykańskiej tradycji Wolof, czyli muzyce Gambii i Senegalu. Dzięki partiom wokalnym i współbrzmieniu instrumentów elektrycznych, z kołyszącymi partiami gitary powinna być atrakcyjna dla stosunkowo szerokiego kręgu odbiorców. Zresztą trafiła już do czołówki listy najlepszych płyt z muzyką świata, World Music Charts Europe.

Harfa z Mauretanii

Trochę podobnie jest z albumem zatytułowanym "Tzenni", a nagranym przez Nourę Mint Seymali. Ten krążek już od kilku miesięcy utrzymuje się w czołówce najlepszych płyt, a wydany został również przez Glitterbeat. Fascynująca artystka z Mauretanii, obdarzona  mocnym, dźwięcznym głosem skupia uwagę słuchacza proponując również porywający miks własnej z tradycji z elektrycznym instrumentarium. Nie ma tu zresztą nic ze sztuczności, upiększania na siłę czy też wygładzania oryginalnego brzmienia. Jak to retorycznie zapytał jeden z obserwatorów sceny muzycznej: kto miałby zabraniać artystom spoza Europy wykorzystywać elektryczne instrumentarium? I z jakich powodów? Noura Seymali opiera swój oryginalny pomysł na brzmieniu dziewięciostrunowej harfy ardine, dalej mamy tidinite, czyli lokalny odpowiednik gitary, a dopiero w ich tle słyszymy elektryczną gitarę, bas i perkusję. Mamy tu charakterystyczne brzmienia dla zachodniej Afryki: lekko rozkołysany, czasem chciałoby się powiedzieć wręcz swingujący, a zarazem transowy rytm i nawijane na ten rytm oryginalne melodie.

Casio z Meksyku

Wreszcie trzecia z tych zjawiskowych płyt: "Sendero Mistico", nagrana przez grupę Sonido Gallo Negro. Zdołała również dotrzeć do czołowej dwudziestki najlepszych płyt na świecie. O ile możemy tu wskazać pewne formalne podobieństwo do poprzednich dwóch albumów, to wynika ono z wykorzystania elektrycznego instrumentarium obok instrumentów tradycyjnych. Ożywcza oryginalność tej propozycji wywodzi się z faktu, że głównym źródłem jest tu tradycja meksykańska. Do tego jeszcze mamy ostentacyjnie nienowoczesne brzmienie instrumentu klawiszowego Casio.

Muzyka jest instrumentalna, ale (dzięki temu?) rewelacyjnie wieloznaczna. Powiewa tu trochę rockową psychodelią, trochę nową falą, może nawet latami sześćdziesiątymi, czasami płyt analogowych, trochę niemal ilustracyjną, zgoła filmową muzyką, a zarazem jesteśmy cały czas w kręgu upojnie roztańczonej meksykańskiej tradycji. To fenomenalny dowód na to jak lekka muzyka może być muzyką niebanalną. Mam zresztą wrażenie, że ta właśnie lekkość, frajda z zabawy w muzykowanie jest tu niemal taka sama jak w przypadku artystów z Tzigunz Fanfara Avantura.

Tomasz Janas

  • Tsigunz Fanfara Avantura, "Turbo Balkan Groove", wyd. Gusstaff Records
  • Fofoulah "Fofoulah, Noura Mint Seymali "Tzenni", Sonido Gallo Negro "Sendero Mistico", wyd. Gillterbeat, dystr. Gusstaff Records