Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Od Don Juana do Carmen

W trwającym właśnie roku jubileuszowym Polskiego Teatru Tańca przypominamy sylwetki znakomitych artystów z nim związanych. Tym razem o PTT opowiada scenograf, Władysław Wigura.

"Epitafium dla Don Juana", fot. Andrzej Florkowski - grafika artykułu
"Epitafium dla Don Juana", fot. Andrzej Florkowski

"Moje związki z Polskim Teatrem Tańca trwają wiele lat. Pracowałem z jego liderami, w różnych konwencjach choreograficznych i stylistycznych, ale zawsze ważna była teatralność.

Conrada Drzewieckiego poznałem w połowie lat 60. w Krakowie. Byłem wtedy jeszcze studentem ASP, a on reżyserował ruch do spektaklu Niech no tylko zakwitną jabłonie wg Agnieszki Osieckiej. Nasza współpraca zaczęła się kilka lat później, w 1970 r. Myśl o powstaniu Polskiego Teatru Tańca dopiero się wykluwała, ale Conrad, kierując wówczas zespołem baletowym Opery Poznańskiej, zaproponował mi przygotowanie scenografii i kostiumów do Les Biches. Premiera odbyła się w operze w lutym 1973 r., a potem w nowym opracowaniu spektakl ten wszedł do repertuaru PTT. Moja wersja była taka "charlstonowska", zdecydowanie inna od tej, którą do realizacji filmowej Les Biches, typowo "pod kamerę", przygotowała Xymena Zaniewska.

Pierwsza oryginalna premiera przygotowana w PTT odbyła się w kilka miesięcy po inauguracji działalności, w styczniu 1974 r. Było to Epitafium dla Don Juana, do którego projektowałem scenografię i kostiumy. Don Juan Conrada był postacią tragiczną, molierowską, ale zabarwioną zaprzeczającą legendzie, ironiczną wizją Capka. Spektakl miał bardzo silną dramaturgię, wszystkie elementy były ze sobą zespolone, przenikały się. Conrad był otwarty na teatralność, nie wymagał "baletowości" kostiumu. Wyzwanie polegało na połączeniu klimatu hiszpańskiego, rysunku jak z Velasqueza, z miękkością sceniczną. Sam byłem w owym czasie mocno pochłonięty tematem "Juanowskim", robiłem dwie inne realizacje w teatrach dramatycznych, w Olsztynie i Krakowie, miałem swoją wizję plastyczną i literacką. Udało się to wszystko spotkać i połączyć. Ta praca dawała ogromną radość, choć logistyka, która jej towarzyszyła, była skomplikowana. Teatr tańca nie ma własnych pracowni, a musiało powstać kilkadziesiąt stylizowanych kostiumów i peruk. Miałem już wtedy za sobą pierwsze realizacje w Teatrze Pantomimy Henryka Tomaszewskiego i bardzo dobre doświadczenia ze współpracy z pracowniami w Teatrze Polskim we Wrocławiu. To tam były szyte kostiumy i powstawały peruki - prawdziwe dzieła (to nie była praca fryzjerska, ale artystyczna). Scenografia była oparta na horyzoncie, który musiał spełniać warunek mobilności - malowano go w Operze Poznańskiej. Polski Teatr Tańca był od zawsze zespołem podróżującym i musiałem pamiętać o takiej konstrukcji, którą bez uszczerbku dla wizji spektaklu będzie można zaadaptować do różnych warunków scenicznych. Horyzont był oparty o dwie kolumny i wysuwany.

Przy Epitafium dla Don Juana bardzo się zaprzyjaźniłem z zespołem, wspominam tę pracę jako bardzo satysfakcjonującą, spektakl miał świetne recenzje, podkreślające syntezę wszystkich elementów: choreograficznych, plastycznych i muzycznych (tłem była hiszpańska muzyka gitarowa, którą Eugeniusz Rudnik opracował we współczesnym brzmieniu elektronicznym). Po Epitafium... moja przygoda z PTT była zawieszona na prawie 20 lat. Dopiero w 1992 r. Ewa Wycichowska zaprosiła mnie do współpracy przy trzyczęściowym wieczorze realizowanym na zamówienie międzynarodowego festiwalu Światowe Dni Muzyki, którego premiera odbyła się w Teatrze Wielkim w Warszawie: to były prace Ewy, Barbary Gołaskiej i Kanadyjczyka Davida Earla*. Kolejny rozdział był równie ważny: Carmen w choreografii Jerzego Makarowskiego, z legendarną, benefisową kreacją Ewy Wycichowskiej.

wysłuchała Jagoda Ignaczak