Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Niespieszne pajęczyny dźwięków

Get The Blessing, jazz-rockowa formacja czterech doświadczonych brytyjskich instrumentalistów, rozpoczęła w środę tegoroczną Erę Jazzu - w tym roku zatytułowaną Aquanet Jazz Festival. Koncerty potrwają do poniedziałku.

. - grafika artykułu
fot. Joanna Wizmur

Zgodnie z obietnicami po ubiegłorocznym powrocie Ery Jazzu do Poznania - i do formuły festiwalowej - w tym roku impreza została przeniesiona na wiosnę. Ma to niewątpliwie swoje zalety, wśród których aura, bardziej przyjazna od listopadowej, jest zapewne kwestią drugoplanową. Istotniejsze, że wiosna to czas, kiedy w Poznaniu rozkwita życie koncertowe, a zarazem poza - letnim już w zasadzie - Enter Festivalem nie było dotąd w tym czasie w kalendarzu znaczącej jazzowej imprezy.

Jazz i okolice

Tegoroczna edycja festiwalu rozpoczęła się od koncertu dość nieoczywistego. W środowy wieczór w klubie Blue Note zagrała grupa Get The Blessing, której twórczość wymyka się sztywnym definicjom klasycznego jazzu. Grupa, która w swoim niesztampowym, choć  przecież też niezbyt odkrywczym pomyśle na muzykowanie, udanie zainaugurowała blisko tygodniowe spotkanie z jazzem i jego okolicami.

Przed nami wszak kolejne wieczory z różnorodną muzyką, nie zawsze definiowaną w sposób oczywisty jako jazz. Taką, w której własny patent, osobowość, autorska opowieść często więcej znaczą niż ścisłe respektowanie gatunkowych zasad. Owacje poznańskiej publiczności potwierdzały, że w przypadku brytyjskiego kwartetu artystyczny pomysł był udany.

Być przyjaznym

Get The Blessing awizowani byli jako grupa muzyków związanych z zespołami Radiohead i Portishead. Oczywiście nikt, kto świadomie wybierał się na ten koncert nie spodziewał się zapewne, że na scenie poznańskiego klubu pojawią się raptem Thom Yorke czy Jonny Greenwood z pierwszego albo Beth Gibbons czy Adrian Utley  z drugiego ze wspominanych zespołów. Chociaż przypomnieć trzeba, że akurat Utley pojawiał się gościnnie na płytach Get The Blessing.

Zespół założyli szesnaście lat temu gitarzysta basowy Jim Barr i perkusista Clive Deamer, doświadczeni muzycy sesyjni, pracujący rzeczywiście jako sekcja rytmiczna podczas koncertów Portishead. Skład uzupełnili dwaj kolejni instrumentaliści z doświadczeniami: saksofonista Jake McMurchie i trębacz Pete Judge. W dyskografii mają sześć dużych płyt z muzyką wypływającą z jazzu i swobodnie czerpiącą natchnienie z innych gatunków. Płyty te spotykały się ze znakomitym przyjęciem, były na Wyspach Brytyjskich nagradzane.

Również środowy koncert potwierdził, że mamy do czynienia ze świadomymi, bardzo profesjonalnie brzmiącymi instrumentalistami. Potrafiącymi czerpać szerokim gestem z historii jazzu, a zarazem grać tak, aby - to chyba jeden z celów - być przyjaznym dla słuchaczy. Stąd mrucząca gitara basowa, zwinne swingowanie perkusji i zgrabne arabeski dęciaków. 

Bezpiecznie

Muzyka kwartetu miała wiele cech, które mogły się podobać stosunkowo szerokiej publiczności. Z jednej strony pewną elegancję, którą zwiastował już sam ubiór muzyków - garnitury, białe koszule. Z drugiej niewątpliwy dystans do klasycznego jazzowego image'u i repertuaru, z przeniesieniem akcentów na sygnalizowane rockowe (jazz rockowe) czy trip hopowe inklinacje muzyków. Z jeszcze innej - poniekąd wynikająca z poprzednich cech -wspomniana komunikatywność grania, łatwość operowania muzyczną materią, lekkość podawania kolejnych utworów i niewątpliwa atrakcyjność całego repertuaru. Chwilowe muzyczne "spiętrzenia", mocniejsze brzmienia były zazwyczaj szybko rozładowywane łagodzącymi dźwiękami.

Wspomniany ciekawy skład instrumentalny - saksofon, trąbka (oba z oszczędnie stosowanymi przetwornikami dźwięku), mocna gitara basowa i perkusja - dawał grupie stosunkowo duże pole wyboru środków stylistycznych. Zdecydowali się na dość  bezpieczne granie, o co przecież trudno mieć do nich pretensje.

Dwie części

Koncert, jak to w Blue Note, niestety podzielony był na dwie części, oddzielone kilkunastominutową przerwą. Istotne to o tyle, że obie części jednak wyraźnie się od siebie różniły. W pierwszej dominowały utwory pastelowe, kołyszące, osnute lekką mgiełką melancholii i niedopowiedzenia, momentami jakby artyści zaplatali wręcz prawie trip-hopowe, niespieszne pajęczyny dźwięków. Na moment budzili się do żywszego lotu i znów wracali do kontemplowania dość lirycznych klimatów.

W części drugiej granie było bardziej żwawe, energetyczne. Brzmiały dynamiczne, zwarte struktury, w których szybszego tempa - w ślad za prowadzącym zazwyczaj narrację basistą Jimem Barrem - pilnowali wszyscy czterej instrumentaliści. W paru momentach można było pomyśleć, że tam, gdzie naprawdę rasowi jazzmani rozpędziliby się dopiero w kwiecistych improwizacjach, członkowie Get The Blessing kończyli pospiesznym zbiorowym energetycznym porywem. Ale to niekoniecznie musi być zarzut. Taką wybrali formułę, a jak wiadomo często lepiej zgrać o jeden dźwięk za mało niż o kilka za dużo.

Jednym z  często wykorzystywanych  przez zespół patentów były partie grane unisono przez trębacza i saksofonistę. A ponieważ są to instrumentaliści o wielkich umiejętnościach, to nawet jeśli w sensie melodycznym partie te nie zawsze były specjalnie wyrafinowane, słuchało się ich bardzo przyjemnie.

Przed nami jeszcze pięć dni festiwalu. Koncerty trwają aż do poniedziałku, choć zła wiadomość dla niezdecydowanych jest taka - jak ogłosił organizator - nie ma już biletów na kolejne wieczory.

Tomasz Janas

  • Era Jazzu: Get The Blessing
  • Blue Note
  • 13.04