Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Nie tylko sentymenty

Multimedialny koncert odwołujący się do wielkich dokonań polskiego rocka dała w niedzielę w klubie Blue Note grupa Muchy. Podsumowała w ten sposób mijający rok, który upłynął właśnie pod znakiem "Powracającej Fali": najpierw był występ w Jarocinie pod tym hasłem, potem świetna płyta, a wreszcie ów poznański koncert.

. - grafika artykułu
Fot. Tomasz Nowak

Ta historia zaczęła się ponoć niemal przypadkiem - od pytania czy dałoby się dziś odtworzyć i przekonująco wykonać piosenki, które zabrzmiały w Jarocinie w 1985 roku. Piosenki, które zostały też uwiecznione w legendarnym filmie "Fala" Piotra Łazarkiewicza, zarejestrowanym właśnie podczas ówczesnej imprezy. Okazało się, że pomysł jest nie tylko wykonalny, ale może też mieć wielkiej wagi walor artystyczny.

Jarocińska fala

Michał Wiraszko i jego koledzy z poznańskiego zespołu Muchy wybrali do swego projektu dziesięć piosenek. Takich, które były im najbliższe - w sensie estetycznym, stylistycznym, ale przede wszystkim ze względu na przesłanie, na ich muzyczną wagę. Przedstawili więc koncert z elementami multimedialnymi, który to pomysł - podobnie jak w Jarocinie - powtórzyli również w poznańskim Blue Note. Na wspólną narrację składały się, płynące ze sceny, piosenki w wykonaniu Much i wyświetlane w tle fragmenty wspomnianego filmu "Fala" Łazarkiewicza.

Pochwalić trzeba nie tylko udany pomysł, ale i znakomite wykonanie. Zespół jest w świetnej formie i potrafił to na scenie potwierdzić. Klasyczne piosenki sprzed trzech dekad nie straciły nic ze swej wyrazistości i oryginalnej mocy, a zarazem brzmiały tak, jakby pochodziły po prostu z repertuaru Much. Ułożone zostały w spójny, zamknięty program, z przemyślaną dramaturgią i ważnym przekazem. Wiraszko śpiewał, krzyczał i kołysał się na scenie, momentami w niemal rytualnym uniesieniu. Skupiał na sobie uwagę publiczności i prowadził ją w świat fascynujących dźwięków. Obok siebie miał świetnie wspierających go instrumentalistów.

Aktualność

Oczywiste w kontekście takiego scenicznego konceptu wydaje się pytanie: czy te utwory się nie zestarzały, czy mogą dziś jeszcze coś ciekawego opowiedzieć. A może okażą się tylko wspomnieniem dawnej świetności albo chwiejnej legendy polskiego rocka?

Było więc prawdziwie zdumiewającym odkryciem to, jak bardzo te piosenki są dziś aktualne. Powstały przecież trzy dekady temu w całkiem odmiennych, bardzo konkretnych okolicznościach. I nie myślę tu o banalnej politycznej czy publicystycznej aktualności, bo kontekst polityczny jest dziś tu może najmniej ważny - ewentualnie jako tło. Ważniejszy jest wymiar egzystencjalny, uniwersalny, kulturowy.

Nie poddawaj się

Bo ta narracja "Powracającej Fali" układała się niczym klocki domina. Od przesłania Ayi RL, opowieści o ulicy w centrum miasta, na której "Nie mieszka już Chrystus, a szatan się z niej wyprowadził". Poprzez piosenki Tomasza Lipińskiego i Tiltu, choćby tę, w której pytał: "Czy pamiętasz raj na ziemi? / Nie! Już wszyscy zapomnieli / Płacze moje serce / Krzyczy moje ciało / Co się z tym wszystkim stało?". Poprzez wykrzyczane wyznanie tego samego autora: "Naprawdę chcę ci dać coś pozytywnego!", i dalej przez legendarny song zespołu Izrael, pieśń konsekwentnego trwania wbrew otaczającemu złu: "Nie poddawaj się". Aż po jeszcze słynniejszy utwór Pawła Kukiza i Ayi RL o ścianie, z pamiętnymi słowami: "Od ludzi dumnych, kruchych jak sława (...) / od nienawiści, idei Marsa, ty oddzielaj nas"... By wreszcie na koniec dotrzeć do kojącej, pełnej nadziei myśli płynącej z jeszcze jednej piosenki Tiltu: "Rzeka miłości, morze radości, ocean szczęścia".

Moja krew...

Zanim jednak to ukojenie nastąpiło, zabrzmiała jeszcze jedna piosenka. Piszę o niej w oderwaniu od pozostałych nie tylko dlatego, że to jedna z najważniejszych pieśni w historii Republiki - i w ogóle polskiego rocka. Ale to też piosenka, wokół której, mam wrażenie, zogniskowany był cały program, centralny utwór wieczoru, zresztą rewelacyjnie wykonany. To oczywiście "Moja krew". Głęboka, mądra, egzystencjalna pieśń z wybitnym tekstem Grzegorza Ciechowskiego o nierozerwalnym uwikłaniu, o uzależnieniu jednostki: od mediów, od władzy, od innych. Z początku oszczędna i ascetyczna, niczym litania, z czasem przeradza się w pełną furii (siły / bezsiły?) motoryczną grę całego zespołu.

W tym utworze i w dwóch następnych, kończących program "Powracająca Fala", z Muchami zagrał gościnnie Piotr Maciejewski, który ponad dekadę temu zakładał zespół z Michałem Wiraszko.

Idą święta

Publiczność oczywiście nie wypuściła zespołu ze sceny. Na bis zabrzmiał najpierw utwór "Idą święta" z ostatniej, póki co, autorskiej płyty grupy "Karma Market", a potem dalsze piosenki Much. Nie mam jednak wątpliwości, że to, co najważniejsze tego wieczoru wydarzyło się wcześniej. Tym najważniejszym było spotkanie Much (i publiczności) z historią, które okazało się opowieścią o nas samych. Opowieścią nie tylko sentymentalną, nie tylko powrotem do starych fascynacji i dawnej historii polskiego rocka, ale też (paradoksalnie współczesną?) ważną refleksją nad dzisiejszym światem.

Tomasz Janas

  • Muchy "Powracająca Fala"
  • Blue Note
  • 06.12