Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Małżeństw portret zbiorowy

Choć sztuce Edwarda Albeego pt. "Kto się boi Virginii Woolf?" stuknęła już pięćdziesiątka, ciągle jest na czasie.

. - grafika artykułu
Fot. Bartłomiej Jan Sowa

Kiedy Albee napisał dramat w 1962 roku, celował nim w odizolowany światek amerykańskich akademików. Dziś sztuka ta, z poprawkami samego autora, w nowym tłumaczeniu Jacka Poniedziałka, jest tym bardziej uniwersalna, bo traktuje nie tylko o amerykańskiej elicie z połowy XX wieku, ale o większości - jeśli nawet nie o wszystkich - dzisiejszych małżeństwach. Parach, które tworzysz albo znasz, których możesz posłuchać, jadąc w tramwaju, stając w kolejce do kasy lub tuż za ścianą własnego mieszkania.

Rywale i kochankowie

Do jednego z takich sąsiedzkich gniazdek zagląda Maria Spiss, reżyserka spektaklu "Kto się boi Virginii Woolf", który w ubiegłym roku zrealizowała w Teatrze im. A. Fredry w Gnieźnie, a który w miniony weekend pojawił się gościnnie na deskach poznańskiego Teatru Nowego. Zastała tam: surową przestrzeń, pokaźnych rozmiarów pufę zamiast kanapy i wysokie regały, na których stoją butelki po alkoholu, a nie książki. W scenerii tej przebywa małżeństwo: czterdziestoparolatek George (Bogdan Ferenc) i jego o sześć lat starsza żona Marta (Małgorzata Łodej-Stachowiak). On pracuje u swojego teścia na prowincjonalnej uczelni, jest profesorem nadzwyczajnym, historykiem bez ambicji i niespełnionym literatem, zależnym zarówno emocjonalnie, jak i finansowo od swojej żony. Ona zaś jest świadomą i obdarzoną silną osobowością kobietą.

Para po jednym z przyjęć organizowanych przez rektora zaprasza do siebie młode małżeństwo: Nicka (Maciej Hązła) - biologa, który niedawno rozpoczął pracę na uniwersytecie i zrobi wszystko, by osiągnąć sukces, oraz jego żonę Skarbie (Martyna Rozwadowska), typową "szarą mysz". I wydawałoby się, że będzie to zwykłe kurtuazyjne spotkanie, jednak już w chwili przekroczenia progu domu przez młodszą stażem parę zamienia się ono w niebezpieczną zabawę, w której stawką są zarówno wstydliwe tajemnice małżeńskie, jak i kompleksy i marzenia.

Marta i George, nie zważając na gości, wzajemnie się kompromitują, obrażają i czerpią satysfakcję z wypracowanej przez lata do perfekcji uszczypliwości. Marta w ciągu akurat tej nocy postanawia oczyścić ich dom z kłamstwa, zerwać maski i wszystkie etykiety, które nosili z mężem przez lata, wierząc jednocześnie, że można w ten sposób uratować to, co kiedyś ich połączyło.

Moralny kac i katharsis

Bohaterka wciąga do tej absurdalnej gry drugą parę i, za pozwoleniem George'a, uwodzi młodego gościa, który trzeźwo kalkuluje, że ten romantyczny zryw może mu się opłacać. Gospodyni, wlewając w siebie hektolitry alkoholu, wyznaje mu w końcu, że tak naprawdę jedynym mężczyzną, który potrafi ją zadowolić, jest jej własny mąż.

"Popełnił ten niewybaczalny błąd, że mnie pokochał i teraz musi za to ponieść karę" - mówi Marta. Jej wyznanie staje się kwintesencją spektaklu, bo po tym tornadzie emocji oraz żalach i pretensjach wylanych w ciągu zaledwie jednej nocy, przychodzi nowy, lepszy dzień. A z nim pewnego rodzaju oczyszczenie, katharsis. Marta i George zaczynają wówczas wierzyć, że wszystko się ułoży.

Siłą spektaklu "Kto się boi Virginii Woolf" są przede wszystkim dialogi, z których niemalże każde zdanie powinno znaleźć się w cudzysłowie. Ale także aktorstwo - artyści bez problemów udźwignęli ciężar narracji. Wszyscy bez wyjątku poprowadzili swoje role świetnie i niczego technicznie zarzucić im nie można. Niestety jednak reżyserce nie udało się wyjść poza klasyczną konstrukcję psychodramy czy teatru psychologicznego. Ale z drugiej strony, może właśnie taki miała cel? Bo może nie warto zmieniać tego, co dobre?

Monika Nawrocka-Leśnik

  • "Kto się boi Virginii Woolf?" Edwarda Albbego - spektakl gościnny Teatru im. A. Fredry w Gnieźnie
  • reż. Maria Spiss
  • Teatr Nowy, Scena Nowa
  • 31.05