Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Kryzys wypłukał dziwactwa

Z architektami z pracowni Ultra Architects* rozmawia Jakub Głaz.

. - grafika artykułu
Marcin Kościuch. Fot. archiwum Ultra Architects

Dwaj panowie po czterdziestce. A  wciąż mówią o was "młoda pracownia".

Tomasz Osięgłowski: Metryka mówi swoje, ale nasze projekty są młode duchem. My także.

A  może ta "młodość" to synonim opozycji do starszego pokolenia, które dominuje na poznańskim rynku. Nie czuliście się przez nie ograniczani?

T.O.: Starsze pokolenie ma wiernych klientów, którzy przyzwyczaili się do pewnych rozwiązań i wygodnie jest im je powielać.

Marcin Kościuch: Lokalni inwestorzy rzadko chcą czegoś innego niż to, co dostają. Poza tym nie jesteśmy rodowitymi poznaniakami, więc trudniej było kiedyś zdobyć tu pierwsze zlecenia. Budowaliśmy głównie poza Poznaniem.

Jak oceniacie architekturę tych inwestorskich wyborów w ostatnim ćwierćwieczu?

T.O.: W  dużym stopniu to zwykłe budownictwo, które w  kilku przypadkach można też nazwać architekturą.

M.K.: Trudno poddać jednoznacznej ocenie cały ten okres. Ostatnie pięć lat pokazuje znaczny postęp.

Co obroniło się z tego czasu?

M.K.: Jest kilka miejsc, które mi nie przeszkadzają. Na przykład biurowce Sipińskich przy placu Andersa. To jest współczesny kawałek miasta. Czekam na trzeci wieżowiec, który dopełni to minicity. A są tacy, co kręcą nosem.

T.O.: No tak. Marcin z  wiekiem łagodnieje (śmiech). Sporo było realizacji, które dobrze wypełniły luki w miejskiej tkance, choć miały słabą architekturę. Ale na ten efekt urbanistyczny zapracowały dawne pokolenia, planując odpowiednio miasto.

Pochwalicie coś wreszcie?

M.K.: Biblioteka Raczyńskich. Idealna! No i  jest to projekt sprzed ponad dekady, a  broni się cały czas. To świadczy o  klasie. Wtedy nie myślało się jak dziś: oszczędniej. Dopiero kryzys wypłukał z  rynku wiele dziwactw. Prawie przestało się robić wielkie rzeczy za potężne pieniądze, ale z niewielkim sensem. Prawie, bo np. nowy Urząd Marszałkowski jest za duży, przytłacza.

Powstał w wyniku konkursu.

T.O.: Ale organizator zachował się jak deweloper, wykorzystał wszystko, na co pozwalało prawo. Stąd brak w tym projekcie oddechu, pustki, które też są elementami dobrej architektury.

M.K.: Może warunki konkursu zostały źle skonstruowane. To częsta praktyka.

T.O.: Formuła otwartych konkursów, jaką znamy, jest przeżytkiem. Zdecydowanie lepsze są kilkuetapowe zawody dla kilku wybranych pracowni. To ciągły proces, stałe konsultacje z zamawiającym, wspólne dochodzenie do optymalnego rozwiązania. Najfajniejsze nasze koncepcje powstały nie w konkursach, a w "ugniataniu" pomysłu z  inwestorami. Wzajemnie potrafimy wybić sobie z  głowy nie do końca trafione pomysły. Nie ma już modernistycznych wizji, gdy architekt wyciągał ołówek, kreślił kilka genialnych linii i  powstawało wielkie, choć nie zawsze funkcjonalne dzieło.

Co wam się najlepiej "ugniotło"?

M.K.: Biurowiec Wiadomości Wrzesińskich. Udało się nam przekonać inwestora, że nie musi wykorzystywać możliwości działki w 100 procentach. Nie zbudował niepotrzebnych pomieszczeń, których by nie używał. Zamiast nich powstały tarasy...

T.O.:...czyli ta pustka, którą tak lubię. A  napoczątku zamawiający zrezygnował ze współ- pracy. Wrócił po dwóch miesiącach i  powiedział: "Macie rację: stać mnie tylko na porządne 60 procent!".

Lubicie tarasy? Pełno ich w  waszym projekcie biurowca i parkingu, który powstaje przy ul. Za Bramką.

M.K.: To twórcze wykorzystanie przepisów regulujących nasłonecznienie sąsiedniej zabudowy. Trzeba było ten budynek stopniowo obniżać od strony dziedzińca. Liczymy, że te tarasy będą bardzo atrakcyjne i  biura szybko znajdą najemcę. Sami chcielibyśmy mieć tam pracownię! Zresztą nasza architektura zawsze wynika z  racjonalnych przesłanek. Dlatego nietrudno było przekonać urzędników do postawienia tej nowoczesnej formy na Starym Mieście. W tym projekcie wszystko ma swoje uzasadnienie. Nie robimy projektów typu "glamour", pustych dekoracji, popisów.

W  nowym bliźniaku na Trójpolu zaprojektowaliście jednak fantazyjnie zakomponowaną boczną ścianę.

M.K.: Ale to jest świadomy zabieg! Podkreśla, że mimo spójnej formy każda połówka domu jest odmienna: z  drugiej strony układ okien będzie inny. To nie dekoracja, a zobrazowanie funkcji.

Nie szukacie więc tzw. własnego, rozpoznawalnego stylu.

M.K.: Przede wszystkim staramy się robić projekty racjonalne. Dlatego np. nasz "dom w  szczerym polu" to mały kompleks urbanistyczny, by nie tak łatwo było zajrzeć do domu postawionego na płaskim odludziu. A nagradzany ostatnio "dom nad morzem" jest z  betonu dlatego, że inżynier doradzał ciężką konstrukcję na trudnym nadmorskim gruncie. I  my ten beton uczciwie we wnętrzach pokazujemy. Drewno trafiło za to na elewacje, jest spójne z drzewami, wśród których stoi.

T.O.: Bo kontekst jest bardzo ważny. W  biurowcu Za Bramką dopełniamy kwartał. Sąsiadom dajemy przyjazne widoki w  postaci zielonych tarasów, a miastu uporządkowaną pierzeję. Takich miejsc do uzupełnienia jest więcej: ul.  27  Grudnia, Solna, tereny nad Wartą, tyły Sołacza i  Jeżyc wzdłuż kolei. Miasto powinno się dopychać, a nie rozpełzać. Dlatego w naszym biurowcu zostawiamy surową szczytową ścianę, która ma krzyczeć: "Wstawmy obok coś jeszcze".

Jak podnieść jakość tego zagęszczanego centrum?

T.O.: Robić wszystko, by żyło. Podjąć kilka stanowczych decyzji, a nie dłubać latami. Z jednej strony stworzyć odważną wizję, sensowną koncepcję całości, a z drugiej dbać o szczegóły, postawić na niekomercyjną ofertę: szybko zrealizować system dróg rowerowych, stworzyć więcej miejsc zabaw i integracji dla dzieci: z animatorem, całodniową opieką, jak przy ul. Bukowskiej...

M.K.:...przywrócić śródmieściu wysokie drzewa, zdecydować, że nie będziemy odkopywać starego koryta Warty. Bardzo ważna jest też koncepcja dla Wolnych Torów...

Tymczasem miasto projektują raczej drogowcy niż urbaniści. Dość spojrzeć na Kaponierę.

M.K.: No tam jest po zabawie. Nikt tego nie poprawi przez najbliższe sto lat, podobnie jak dworca. Ale ja nie lubię tak politykować, gdy nie mam na coś wpływu.

Przecież ta polityka zarządzania miastem wpływa na jego kształt!

M.K.: Ale i tak mimo błędów idziemy w dobrą stronę. W  Polsce jesteśmy wciąż w  rozkołysanym wiaderku, do którego świeżo nalano wodę. Trochę czasu minie, zanim sytuacja się ustabilizuje. A nasze biuro w tych nieco szalonych warunkach będzie starało się tworzyć mądrą architekturę z duszą.

Rozmawiał Jakub Głaz

*Ultra Architects założyli w 2004 roku w Poznaniu architekci Marcin Kościuch i Tomasz Osięgłowski. Pięć lat później znaleźli się w gronie 40 laureatów międzynarodowej nagrody "Europen 40 Under 40", przyznawanej najlepiej zapowiadającym się młodym europejskim pracowniom. Właśnie zostali nominowani w plebiscycie "Bryła Roku" za termomodernizację bloku na Piątkowie.