Od czasu odejścia Artura Rojka dalsze losy Myslovitz często stawały pod znakiem zapytania. Zwłaszcza w opinii jego starych fanów, którzy choć wciąż słyszeli zapewnienia zespołu o tym, że ten wciąż "gra i ma się dobrze", to zwyczajnie nie dawało im wiary. Poniekąd trudno im się dziwić - dziesiąta płyta Myslovitz z Michałem Kowalonkiem na wokalu nie zdobyła ani wielkiej popularności, ani szczególnego uznania. Jednak 1.577 (2013) był właściwie tylko gwoździem do trumny - Skalary, mieczyki, neonki (2004), Happiness is easy (2006) i Nieważne jak wysoko jesteśmy... (2011), czyli ostatnie płyty z Rojkiem na pokładzie, dla wielu były jedynie nikłym wspomnieniem dawnej świetności kapeli.
Bo złote czasy Myslovitz to przede wszystkim lata 1997-2003. Entuzjazm słuchaczy, jaki towarzyszył najbardziej znaczącym osiągnięciom zespołu, czyli kultowej Miłości w czasach popkultury (1999), ale też późniejszemu i niemal równie cenionemu Korova Milky Bar (2003), był imponujący. Myslovitz stało się polskim Oasis, a ich brit popowe piosenki nuciła cała Polska, jednocześnie jakby zaciekawiona sposobem, w jaki zespół wykraczał poza konwencje popu, dostarczając pożywkę również rockowym melancholikom. Krążek szybko pokrył się najpierw złotem, potem platyną, zaraz potem drugą, i przez długi czas był trzecim najlepiej sprzedającym się albumem w Polsce. Za sprawą hitów - a takimi śmiało można określić chyba połowę piosenek na trackliście - załoga Rojka zgarnęła też cztery Fryderyki.
Chłopcy, Długość dźwięku samotności, Kraków z udziałem Marka Grechuty, My, Dla Ciebie - za sprawą uzależniającej chwytliwości tych utworów, Myslovitz wyskakiwał z lodówki (a ściślej, z każdego odbiornika), ciesząc się statusem supergwiazdy nie tylko polskiego rocka alternatywnego, ale polskiej muzyki w ogóle. "Wiem, kolejny raz nie mam szans być kim chcę" - choć refreny z płyty łatwo było zapamiętać, to może właśnie z tym wersem z Długości... fani utożsamiali się najbardziej. Bo Miłość w czasach popkultury świetnie oddawała stan ducha ówczesnego młodego pokolenia, przeżywającego pierwsze, często stracone miłości, ale też pierwsze próby wejścia w dorosły świat.
"To nasz złoty okres z dużą ilością koncertów. Cały czas jeździliśmy i graliśmy, a ponieważ nie mieliśmy rodzin i dzieci, to mogliśmy pozwolić sobie na więcej. To był czas rock'n'rolla i takiego beztroskiego życia" - przyznał dwa lata temu perkusista zespołu Wojciech Kuderski. Jak Miłość... brzmi po 25 latach od jej wydania? Czasy się zmieniły, ale album brzmi teraz tak samo świeżo, dowodząc swojej ponadczasowości. I choćby z uwagi na ten fakt, warto dać mu szansę również w sytuacji, kiedy za mikrofonem Myslovitz stoi już ktoś inny. Jak niedawno pokazały Wszystkie narkotyki świata (2023), Mateusz Parzymięso to właściwy człowiek na właściwym miejscu. W poznańskiej Tamie z pewnością się o tym przekonacie.
Sebastian Gabryel
- Myslovitz - 25 lat Miłości w czasach popkultury
- 6.04, g. 19
- Tama
- bilety: 99 zł
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024