Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

Tragedia na torowisku

Pięć osób zginęło, a ponad 60 zostało rannych w katastrofie komunikacyjnej, do której doszło 30 lat temu na Wildzie. Jadący za szybko tramwaj wykoleił się na zwrotnicy i uderzył w budynek. Akcja ratunkowa była niezwykle trudna.

Czarno-białe zdjecie, na którym wokół wraku tramwaju zbierają się mieszkańcy Poznania. Po jednej stronie stoi policjant. - grafika artykułu
Wrak tramwaju linii 10, 8 września 1993 r., fot. Marian Strenk ze zbiorów MPK

Wypadek, który wydarzył się 8 września 1993 roku, jest uznawany za najtragiczniejszy w dziejach poznańskiej komunikacji miejskiej. Tramwaj wykoleił się w godzinach szczytu, był więc bardzo zatłoczony. Drugi wagon uderzył w pierwszy, a pomiędzy zmiażdżonymi blachami kadłuba zostało uwięzionych wielu pasażerów. Na miejscu zginęły trzy osoby, a kolejne dwie (według innych źródeł trzy) zmarły po przewiezieniu do szpitala. Około 60 osób było rannych.

Do zdarzenia doszło na ul. 28 Czerwca 1956 przy skrzyżowaniu z ul. Pamiątkową. W stronę Dębca jechał dwuwagonowy tramwaj typu Konstal 105 N (najpopularniejszy wtedy model w Poznaniu). Kursował na linii nr 10. O 14.39 ruszył z przystanku "Kosińskiego" i błyskawicznie się rozpędzał.

Jak stwierdzili biegli, skład rozwinął prędkość aż 50 km/godzinę, zbyt dużą jak na torowisko niewydzielone z jezdni, gęstą, wildecką zabudowę, liczne skrzyżowania i rozjazdy torowe. Po przejechaniu kilkuset metrów rozpędzony tramwaj, mający jechać prosto, najechał na zwrotnicę przestawioną do jazdy w prawo - w kierunku zajezdni. W takiej sytuacji wykolejenie było nieuniknione. W wyniku działania siły odśrodkowej pierwszy wagon z impetem wypadł z szyn, po czym przewrócił się i sunąc po jezdni, uderzył w ścianę narożnej kamienicy. Drugi wagon także się wykoleił, ale utrzymał stabilność, po czym - jadąc na kołach po ulicy - uderzył w pierwszy i wbił się w niego, zgniatając pasażerów w środku.

Lżej ranni wydostali się z rozbitych wagonów o własnych siłach lub dzięki pomocy ludzi, którzy ruszyli na ratunek. Dwanaście osób najciężej rannych, zakrwawionych i okaleczonych, wydostali z tramwaju kilkadziesiąt minut później strażacy, po rozcięciu zgniecionych blach składu. Operacja była skomplikowana nie tylko ze względu na uwięzionych ludzi. Tramwaj uderzył przodem w rozdzielnicę elektryczną przy ścianie budynku, więc strażacy musieli pracować powoli i ostrożnie, by nie doszło do porażenia prądem rannych lub ratowników. Z tego samego powodu nie można było od razu użyć dźwigu do podniesienia wagonów. Akcja ratunkowa trwała ponad dwie godziny.

Najciężej poszkodowani trafili do pobliskiego szpitala HCP. Operacje chirurgiczne trwały do późnej nocy. Lżej rannych badano pobieżnie i opatrywano na korytarzu, bo nie było czasu ani warunków, by zająć się nimi dokładniej. Skutki katastrofy -kilkudziesięciu rannych i pięć ofiar śmiertelnych oraz okoliczności zdarzenia (środek dnia, ruchliwa część miasta) spowodowały, że starsi poznaniacy, szczególnie mieszkańcy Wildy lub Dębca, do dzisiaj dokładnie pamiętają dzień, w którym doszło do wypadku. Wielu poznaniaków usiłowało się wtedy dodzwonić na policję lub do szpitala, by dowiedzieć się, czy ich bliskich nie ma wśród ofiar. 12 września rannych w wypadku odwiedziła w szpitalu ówczesna premier Hanna Suchocka.

Jak ustalili biegli, motorniczy prowadzący "dziesiątkę" powinien był na tym trudnym odcinku jechać znacznie wolniej, a przy najeżdżaniu na zwrotnicę nie szybciej niż 5 km/godzinę. Nie wziął pod uwagę, że zwrotnica nie jest przestawiona do jazdy na wprost, chociaż chwilę wcześniej inny tramwaj skręcał w prawo. W dniu zdarzenia świadkowie twierdzili, że motorniczy chciał dogonić dostawczego żuka, który wcześniej go wyprzedził, jednak ta wersja nie została później w pełni potwierdzona.

Wiadomo jednak, że tramwaj nie hamował przed rozjazdem. Motorniczy stwierdził, że doszło do awarii hamulców, ale biegli z Politechniki Poznańskiej wykluczyli taką możliwość. Ustalili, że część elektryczna układu hamulcowego na pewno była sprawna. Część mechaniczna hamulców została zniszczona w wyniku uderzenia i w tym wypadku biegli nie wydali opinii. Nie było jednak wątpliwości, że motorniczy zawinił: nie dostosował się do przepisów MPK nakazujących zmniejszenie prędkości do 5 km/godzinę przy najeżdżaniu na zwrotnicę, nie sprawdził też, czy zwrotnica jest we właściwym położeniu.

21 września 1994 roku sąd skazał motorniczego nieprawomocnym wyrokiem na trzy i pół roku więzienia. Zakazał mu również prowadzenia pojazdów mechanicznych na osiem lat. Po wypadku wydano kategoryczne zalecenie motorniczym o zwalnianiu do minimum na zwrotnicach i sprawdzaniu pozycji, w jakiej są ustawione.

Dzień po katastrofie w miejscu zdarzenia przechodnie zaczęli składać kwiaty i zapalać znicze. Pojawiła się też inicjatywa umieszczenia tablicy pamiątkowej w miejscu tragedii, ale - jak dotąd - nie została podjęta. Kamienicę, w którą uderzył tramwaj, wyremontowano i dziś nie ma już na niej śladów po zdarzeniu.

Doszczętnie rozbity wagon nr 110 skasowano, a ten mniej uszkodzony, nr 109, przeszedł kompleksowy remont i wrócił do eksploatacji. Do września 1994 roku jeździł jako trójwagonowy skład 107-108-109, a potem tylko "w parze" z wagonem 108. Wagony 108-109 skasowano dopiero 24 kwietnia 2017 roku, czyli prawie 25 lat po tragicznym wypadku na Wildzie. W Poznaniu tramwaje typu 105N są już wycofane. Po torach w naszym mieście jeździ jeszcze 25 składów nowszej wersji tego tramwaju - 105Na.

Podobny, ale na szczęście mniej tragiczny w skutkach wypadek tramwajowy, zdarzył się na tej samej ulicy 14 maja 2010 roku. Wtedy "dziewiątka", jadąca ul. 28 Czerwca w kierunku Dębca, wypadła z szyn na wysokości ul. Kilińskiego i po przejechaniu około 20 metrów po jezdni wpadła na zaparkowane samochody, które zepchnęła na ścianę budynku. Samochody przygniotły do ściany przechodnia, który został ciężko ranny i w wyniku urazów stracił nogę. W tym wypadku ranne zostały jeszcze trzy inne osoby.

Szymon Mazur

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023