Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

Człowiek zbuntowany

Pisarz, eseista i publicysta. Laureat literackiej Nagrody Nobla (1957). Jeden z największych intelektualistów XX wieku. Albert Camus i Poznański Czerwiec 1956.

. - grafika artykułu
Tablica upamiętniająca Alberta Camusa w parku jego imienia, 26 VI 2023 r., fot. Piotr Grzelczak

26 czerwca 2023 roku, w przededniu kolejnej rocznicy Poznańskiego Czerwca 1956, na Strzeszynie odbyła się uroczystość upamiętniająca Alberta Camusa. Noblista otrzymał park swego imienia w rejonie ulic Kazimierza Wierzyńskiego, Jacka Kaczmarskiego i ronda Józefa Czapskiego, o co przez lata zabiegał społecznik Adam Suwart. W ten sposób stolica Wielkopolski doceniła francuskiego pisarza, który 67 lat wcześniej pochylił się nad tragedią zbuntowanego miasta rozjeżdżanego przez czołgi, skutecznie koncentrując uwagę europejskiej opinii publicznej wokół jego krwawej ofiary. Przypomnijmy zatem, że Camus sygnował list otwarty przygotowany przez grupę zachodnioeuropejskich intelektualistów wyrażających swoją więź z protestującymi poznaniakami (5.07.1956 r.), przede wszystkim był zaś autorem słynnej mowy pt. Poznań odczytanej 12 lipca 1956 roku w Paryżu w czasie wiecu solidarności paryżan z uczestnikami Czerwca 1956. Odczytanej, bowiem wielkiego literata na samym wiecu zabrakło. Jego czerwcowych zasług w niczym to jednak nie umniejsza, choć wypada wspomnieć, że najpewniej nie położyłby ich on, gdyby nie Jerzy Giedroyc, pomysłodawca obu przywołanych przedsięwzięć.

Na przełomie czerwca i lipca 1956 roku obdarzony doskonałym politycznym instynktem naczelny paryskiej "Kultury" uznał, że w tak ważnym dla Polski i Europy Środkowo-Wschodniej momencie dziejowym, jakim był "Poznań", należy działać nie tylko za pośrednictwem polityków, ale także uczonych, artystów, ludzi pióra etc., których siła publicznego rażenia była niekiedy większa niźli gabinetowych prominentów. Stąd jego koncept, jakim był list otwarty, do którego podpisania udało mu się w krótkim czasie zaprosić, także za sprawą rozległych stosunków, Józefa Czapskiego, twórców tej miary co Albert Camus, Karl Jaspers, Jeanne Hersch, Arthur Koestler, François Mauriac, Jean Rounault, André Philip, Ignazio Silone, Stephen Spender, Manes Sperber oraz Aleksander Weissberg-Cybulski. Sygnatariusze listu, który ukazał się na łamach "Franc Tireur" oraz "Le Monde", upominali się o "ofiary krwawych represji" w Poznaniu, domagali się zaprzestania przemocy wobec nich, żądali publicznego procesu aresztowanych, który ich zdaniem winien się odbyć w obecności niezależnych obserwatorów cieszących się zaufaniem wolnego świata, protestowali przeciwko "przedstawianiu demonstrantów z klasy robotniczej jako obcych agentów", wzywali wreszcie międzynarodowe organizacje do podjęcia wszelkich możliwych starań na rzecz Poznania.

Niemal dokładnie w tym samym czasie na paryskich słupach ogłoszeniowych zawisły barwione na pomarańczowo plakaty, które oznajmiały: "Zmęczeni dyktaturą, głodem i przymusem pracy. Z gołymi rękami przeciw rosyjskim czołgom. Robotnicy Poznania zażądali wolności. Zapłacili za to setkami zabitych i rannych, tysiącami aresztowanych. Lud Paryża odpowie na ich zew. Da wyraz swojej z nimi solidarności". Zapraszały one paryżan na wiec do reprezentacyjnej Salle Wagram, gdzie wystąpić miał sekretarz generalny Francuskiej Partii Socjalistycznej Pierre Commin, były minister gospodarki, finansów i przemysłu z ramienia tegoż ugrupowania André Philip, znany publicysta i działacz antykomunistyczny David Rousset, anarchosyndykalista Nicolas Lazarevitch, a także przedstawiciele polskiej emigracji we Francji: Zygmunt Zaremba i Edmund Stocki. Najmocniej na ceglastym plakacie jaśniało nazwisko Alberta Camusa, którego rozpoznawalność zdawała się gwarantować wysoką frekwencję. 12 lipca 1956 roku Salle Wagram wypełniło około dwóch tysięcy manifestantów. Jak wynika z relacji bezpośredniego uczestnika wiecu Janusza Laskowskiego, korespondenta londyńskiego "Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza", około dziewięćdziesięciu procent jego uczestników reprezentowało stronę francuską, natomiast resztę widowni uzupełniła miejscowa Polonia. Co ciekawe, już na wstępie doszło do zabawnego nieporozumienia, gdyż okazało się, że na manifestację przybyła... grupa sowieckich turystów zwiedzających tego dnia Paryż. Jeden z punktów programu ich pobytu nad Sekwaną zakładał projekcję filmu na szerokim ekranie, który wyświetlano w sali tuż obok. Turyści zza żelaznej kurtyny pomylili jednak drzwi, a następnie "siedzieli zdumieni, gdy jeden mówca po drugim składał hołd robotnikom Poznania i potępiał komunistyczny rząd w Warszawie".

Nieobecny z powodu choroby Camus nie pozostawił organizatorów wiecu z niczym i wywiązał się z zaciągniętych wobec nich zobowiązań. Przesłał bowiem maszynopis swojego wystąpienia wraz ze zgodą na jego publiczne odczytanie. Całość jego poznańskiej mowy zasadzała się na kilku filarach. Pierwszy stanowił precyzyjne uderzenie w premiera PRL Józefa Cyrankiewicza, kreowanego dotąd przez zachodnioeuropejską prasę na "łagodnego liberała". Pisarz odwołał się zwłaszcza do zawartości jego brutalnego przemówienia wygłoszonego na antenie Polskiego Radia, w którym polityk groził Polakom "odrąbywaniem rąk". Nie kryjąc ironii, Camus wskazywał przewrotnie, że gdyby przyjąć wykładnię polskiego premiera i literalnie stosować wymienioną przezeń karę, to w "państwie robotników i chłopów", którzy jego zdaniem stanowili tę właściwą "władzę ludową", większość polityków partii komunistycznej winna natychmiast stracić jedną z kończyn. Kolejna kwestia podniesiona przez pisarza wiązała się ze zniesionym w państwach komunistycznych prawem do strajku. Wedle opinii Camusa w każdym "normalnym kraju" związki zawodowe winny mieć gwarancję "pokojowej rewindykacji żądań robotników", jeśli natomiast ci ostatni zostają pozbawieni takiej możliwości, tak jak to się stało w Poznaniu, nie pozostaje im nic innego niźli "krzyk i bunt". W dalszej części swojego wystąpienia Camus uderzył w Jugosławię, która "rzucając obelgi i kalumnie na ofiary Poznania", zajęła wobec polskiego buntu jednoznacznie promoskiewskie stanowisko, zawodząc tym samym zachodnioeuropejskie elity oraz środowiska lewicowe pozostające pod wrażeniem Josipa Broz Tity i jugosłowiańskiej "drogi do socjalizmu". Podążając tym samym tropem, autor Dżumy podkreślał, że na ulicach Poznania padł nieodwracalnie mit komunizmu jako takiego, komunizmu, którego sympatyków i wyznawców wciąż nie brakowało na Zachodzie, gdzie "przez lata całe korumpował [on] sumienia i umysły Europejczyków". Zdaniem Camusa dopiero "ogień polskiego powstania" w Poznaniu miał szansę oświetlić "upadek i nędzę skorumpowanej rewolucji" rodem z ZSRS.

Przemówienie Camusa odczytano jako pierwsze i jeśli wierzyć zachowanym świadectwom, wywarło ono na audytorium duże wrażenie. Samo zgromadzenie zakończyło się zaś późną nocą przyjęciem rezolucji, na której kartach robotnicy znad Sekwany solidaryzowali się ze swoimi poznańskimi kolegami, a także żądali obrony aresztowanych uczestników Czerwca 1956 przez francuskich adwokatów. Całości dopełniło wspólne odśpiewanie hymnów narodowych Polski i Francji. Na tym jednak nie koniec, gdyż atmosfera stała się przez chwilę na tyle gorąca, że paryski wiec o mało nie doczekał się swego ulicznego epilogu. Dowodzi tego relacja "Dziennika Polskiego", w której czytamy: "Niektórzy robotnicy francuscy domagali się, aby wszyscy uczestnicy albo delegacja zebrania udali się pod ambasadę reżymową, protestując przeciwko krwawemu stłumieniu manifestacji w Poznaniu". Spotkanie okazało się sporym triumfem organizacyjnym, a także wizerunkowym, by poprzestać na współczesnej nomenklaturze. Zostało przy tym dostrzeżone i docenione przez zachodnioeuropejską opinię publiczną oraz szeroko pojęte środowiska twórcze. Swego zadowolenia nie krył również Jerzy Giedroyc, który nie bez cienia złośliwości pod adresem polskiej emigracji pisał: "Wczorajsze zebranie w Salle Wagram wypadło doskonale. [...] W sumie duży sukces. Ma się rozumieć, wszyscy sobie przypisują zasługę. Szalenie mnie bawi ta polska blaga, która ma zawsze krótkie nogi na terenie obcym poza gettem".

Zaledwie dwa lata później Instytut Literacki opublikował pierwsze polskie tłumaczenie Człowieka zbuntowanego, którego lektura, także za sprawą Poznańskiego Czerwca 1956, nabrała zupełnie nowych znaczeń.

Piotr Grzelczak

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023