Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

Całkowicie najuniżeńszy

Karol Marcinkowski, ceniony jako lekarz nawet przez władze pruskie, musiał toczyć z nimi grę o jak najszerszy margines swojej wolności. Wiedzy na temat jego relacji z wysokimi urzędnikami pruskimi dostarczają nam listy, które do nich pisał.

. - grafika artykułu
"Doktor Karol Marcinkowski. Wybrane listy i pisma z lat 1819-1846. Album"

"Wasza Wielmożność, niniejszym mam zamiar donieść, że wyjeżdżam dziś do Pakosławia w powiecie Buk do panny Sczanieckiej" - pisał 28 lipca 1836 roku Karol Marcinkowski do Hansa A.F. Maxa von Hochberga und Buchwalda, prezesa policji w Poznaniu.

Dla tropicieli śladów romantycznej miłości Marcinkowskiego i Sczanieckiej list ten, pisany oryginalnie po niemiecku, stanowi kolejny, choć wątły, dowód na słuszność ich tez. Ponieważ jednak ten wątek należy do wyjątkowo wyeksploatowanych, pozostawimy go na boku.

Mamy rok 1836. 22 czerwca 1835 roku Marcinkowski był sądzony za udział w powstaniu listopadowym. Zasądzono konfiskatę majątku, dziewięć miesięcy twierdzy, odbycie dwóch lat służby wojskowej w charakterze chirurga oraz zapłacenie kosztów sądowych. 30 stycznia 1836 roku król złagodził karę i Marcinkowski pozostawał na wolności. Jak wynika z cytowanego i innych listów, miał jednak obowiązek informować prezesa policji o wszelkich wyjazdach z miasta. Co ciekawe, najczęściej były to wyjazdy do... Pakosławia.

Hochberg był prezesem policji w Poznaniu od 1833 roku (przedtem trzy lata urzędował we Wschowie). Przypuszcza się, że Marcinkowski udzielał mu porad lekarskich (Hochberg zmarł w 1839 r. na dur brzuszny), podobnie jak jego następcy J. von Minutolemu czy naczelnemu prezesowi Wielkiego Księstwa Poznańskiego E. Flottwellowi i jego następcy A. Arnimowi. Ten ostatni cenił poznańskiego lekarza, pisał, że Marcinkowski "jest w stanie iść w ogień, byle bliźniemu dopomóc". Ale w oczach prezesa miał też niewybaczalną wadę - był "najzapaleńszym Polakiem, i z tym się nie tai, że nam życzy, abyśmy sobie wszyscy do diabła poszli".

Nie wiemy, gdzie mieszkał Marcinkowski, kiedy pisał ten list. Nie ma zgodności co do momentu, w którym zamieszkał w kamienicy przy ul. Podgórnej 6 (w "dolnym mieszkaniu"), wybudowanej przez Albertynę, wdowę po zaprzyjaźnionym aptekarzu Augustynie Kolskim (zm. 1835). Albertyna była zresztą kolejną kobietą, z którą plotki łączyły Marcinkowskiego - do końca życia kawalera.

Fascynujący jest podpis pod listem: "Całkowicie najuniżeńszy Karol Marcinkowski". Czy znający naturę ludzką jak mało kto Marcinkowski zdawał sobie sprawę z kruchości podstaw swojej wolności i umiejętnie ją umacniał?

W 1837 roku Marcinkowski został wezwany do zgłoszenia się w świdnickiej twierdzy w celu odbycia kary. Wybuch epidemii cholery w Poznaniu spowodował interwencję władz miasta, którym zależało na zatrzymaniu cenionego lekarza. Ostatecznie, nie bez udziału naczelnego prezesa Flottwella, karę Marcinkowskiemu anulowano. Skończyły się listy do prezesa policji.

Daina Kolbuszewska

*List cytuję na podstawie książki "Doktor Karol Marcinkowski. Wybrane listy i pisma z lat 1819-1846. Album" (oprac. R.K. Meissner i B. Wąsiel), Wydawnictwo Naukowe UMP, Poznań 2016.