Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. To bee or not to bee

Motyw pszczelego roju jako metafory społeczeństwa okazuje się nad wyraz pojemny - zaledwie miesiąc temu w kinach pojawiło się 20 tysięcy gatunków pszczół, teraz możemy oglądać na dużym ekranie Pszczelarza. Pierwszy z wymienionych tytułów reprezentował kino społecznie zaangażowane, drugi to czyste kino akcji z Jasonem Stathamem w roli głównej.

Bohater w stroju i kapeluszu pszczelarza sprawdza ule, wokół niego latają pszczoły, za nim widać zielony, słoneczny krajobraz. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Rój reprezentuje amerykańskie społeczeństwo, a pszczelarz to opiekun, który nie należy do roju, jest poza systemem - ale reaguje, kiedy rój jest zagrożony. To w zasadzie tyle z zawiłości fabuły, bo reszta wygląda jakby została wypluta przez algorytmy ChatGPT, do których wrzucono wcześniej skrypty Johna Wicka i Bez litości. Oto bowiem emerytowany żołnierz supertajnego projektu, do którego dostępu nie miał nawet szef CIA, znów postanawia zaopiekować się... rojem. A pretekstem do tego stają się działania korporacji zajmującej się wyłudzaniem od starszych, bezbronnych ludzi haseł, a następnie czyszczeniem ich kont bankowych. Ich ofiarą padła między innymi starsza, samotna kobieta, która była odpowiedzialna za konto charytatywnej zbiórki na rzecz chorych dzieci. Pechowo dla oszustów była sąsiadką Adama Claya, zajmującego się teraz - nie inaczej - hodowlą pszczół. I jako jedyna była dla niego miła. Pszczelarz powraca więc z emerytury, by wykonać ostatnie zadanie.

W ekspozycji filmu hasło "Pszczelarz" waży tyle samo, co "John Wick" w Johnie Wicku - już na sam dźwięk tego słowa zorientowani zaczynają trząść portkami, żegnać się z bliskimi i spisywać testamenty. Niestety w tejże ekspozycji dialogi są znacznie mniej wyrafinowane niż we wspomnianej produkcji Chada Stahelskiego, co skutkuje tym, że aktorzy, w tym Jeremy Irons, zamiast rozwijać swoje postacie, zajmują się wykładaniem wprost widzowi, o co chodzi w fabule. Zresztą ta ostatnia, można odnieść wrażenie, im głupsza, tym lepsza, bo dzięki temu twórcy pokazują, że nie udają, iż mają aspiracje do czegokolwiek poza solidną ekranową rozwałką.

Ponieważ Jason Statham nie mówi zbyt wiele (i słusznie, bo teksty typu: "okraść samotną starszą osobę to jak okraść małe dziecko, a nawet gorzej, bo dziecko zawsze będą chronić rodzice" w małych dawkach bawią, ale w większej ilości byłyby niestrawne), można powiedzieć, że struktura filmu przypomina musical - sceny mordobicia to odpowiednik sekwencji śpiewanych i tańczonych, a przerywnikami są tu sceny dialogowe z udziałem średnio rozgarniętych agentów FBI, którzy podążają śladem Claya, a ściślej rzecz biorąc śladem jego dokonań w postaci zniszczonych budynków oraz stosów trupów. Choreografie walk nie są wybitne, ale przyzwoite, a całość bazuje raczej na charyzmie Stathama niż na wymyślnych ujęciach i pomysłowych rozwiązaniach technicznych.

Statham doskonale wpisuje się w tradycję filmowego konceptu jednoosobowej armii, reprezentowanego niegdyś przez takich twardzieli, jak Arnold Schwarzenegger, Sylvester Stallone czy Dolph Lundgren. Ów motyw działa tym bardziej, że złoczyńcy okazują się nadzwyczaj irytującymi dupkami i aż proszą się o lekcję życia od kogoś, kto wywodzi się z jasnej strony mocy. Jest więc komu kibicować, tym bardziej że zbiry, którzy nadepnęli Clayowi na odcisk, zdają się wierzyć, że prawo jest dla biedaków, a dla możnych tego świata co najwyżej cena, którą należy w danej chwili zapłacić. I w zasadzie Clay tej zasadzie również w pewnym sensie hołduje, a różnica polega na tym, że wystawione przez niego rachunki są rozliczane nie w walucie dolarowej, lecz w postaci pogruchotanych kości i kul wwiercających się w bandyckie czaszki.

Adam Horowski

  • Pszczelarz
  • reż. David Ayer

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024