Na żywo wydaje się znacznie starszy niż na małym ekranie. Być może to tylko złudzenie, ale obserwowany z daleka przypomina Clinta Eastwooda, choć ma znacznie łagodniejszy wyraz twarzy. Nie ukrywa swojego wieku, stawiając na naturalną mimikę i starzenie się z godnością, co odróżnia go od innych naszprycowanych jadem kiełbasianym, kwasem hialuronowym zmanierowanych gwiazd Hollywoodu. Rozczulająca łysina zawłaszcza kolejne obszary jego głowy, nabijając mu dodatkowe punkty za rzadko spotykaną w show-biznesie naturalność i dystans. Ubóstwiany przez swoich polskich fanów Hugh Laurie udowodnił, że potrafi nie tylko bezbłędnie wcielić się w rolę socjopatycznego lekarza, ale równie nieźle śpiewa, gra na fortepianie i gitarze oraz ma wrodzony talent do flirtowania z widownią. Niektórzy uważają, że niedzielny koncert w Auli UAM wypadł na tyle świetnie, że zdołał przebić występ w Sali Kongresowej, który odbył się w zeszłym roku.