Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Za grzeczni, zbyt poukładani

Rozmowa z Jakubem Głazem, zwycięzcą konkursu Teatru Muzycznego w Poznaniu na piosenkę do musicalu "Seksmisja".

. - grafika artykułu
fot. archiwum prywatne

Skąd Pan wiedział, że potrafi pisać piosenki?

Od dawna chodziło mi po głowie, by się tym zająć, bo strasznie boli mnie to, co słyszę na co dzień. Nawet rzeczy uchodzące obecnie za wyżyny tekściarstwa w moim odczuciu są co najwyżej średnie. Cenię więc teksty starsze: Przybory, Osieckiej, Młynarskiego, alternatywnych zespołów z lat 80. Dobre teksty pisze dziś raper Łona i kilku niszowych wykonawców. Dobre, czyli takie, które mają energię, rytm, dowcip, gdzie słowo traktowane jest ze starannością, a jednocześnie niesie wiele znaczeń. To nie żadna poezja ani wyżyny awangardy. To po prostu sensowne teksty popularne.

Dobra komedia w teatrze?

Szczerze? Dawno nie widziałem. Jestem fanem ducha lat 60. i uważam, że zabawne, a jednocześnie inteligentne sztuki skończyły się w czasach Mrożka. Potem inwazja popkultury zeżarła z korzeniami nie tylko dzieci kwiaty, ale i intelektualną dyscyplinę. Rewelacyjną rzeczą, która urodziła się teraz w Polsce, jest Pożar w burdelu, który niedawno przywieźli do Poznania artyści ze stolicy. To jest to, o co mi chodzi. Język literacki złamany potocznym, jechanie po bandzie, a jednocześnie znaczące treści. I całkiem przyzwoicie napisane piosenki. Zresztą musical jest wyjątkową formą, która, jeśli jest dobrze napisana od strony muzycznej i tekstowej, ma szansę zaistnieć również poza teatrem. Tak było chociażby z musicalem Hair.

Jaka była Pana koncepcja tekstów do Seksmisji?

Na pewno nie chciałem przełożyć filmu 1:1. To dzieło skończone, więc robienie z niego kalki byłoby nieporozumieniem i pewnie skończyłoby się potwornym rozczarowaniem. Z drugiej strony, widzowie lubią słyszeć to, co znają. Muszą być więc i znane grepsy, i kilka nowych puent lub zaskoczeń.

Rzemiosło czy talent?

Pisanie rymowanych tekstów przychodzi mi, niestety, z łatwością, więc muszę potem wycinać te "łatwizny", które się przytrafiają. Kiedyś Wanda Chotomska i Miron Białoszewski pisali razem wierszyki dla dzieci, aż w pewnym momencie Białoszewski uznał, że doszedł do ściany: zasób rymów się wyczerpał. Grunt to nie pisać po częstochowsku. Autorzy, o których wspomniałem, są dla mnie swego rodzaju odnośnikiem, ponieważ oni to umieli. Rymowali, ale wstydu nie było.

Ile czasu potrzeba, by napisać trzy piosenki?

Łącznie zajęło mi to dobę, ale napisanie "na twardo" - popołudnie i noc. Zagapiłem się z terminem i musiałem to machnąć w ostatniej chwili (śmiech).

W takim razie dobrze Pan machnął. Ile w tych tekstach osobistej opinii?

Nie jestem feministą, maskulinistą ani zwolennikiem skrajności w wojowaniu hasłami. Wygłaszane w moich piosenkach stereotypy nawiązują do fabuły Seksmisji.

A tu w Poznaniu? Potrafimy się śmiać sami z siebie?

Jesteśmy na to za grzeczni, zbyt poukładani. Taki Monty Python albo Mała Brytania są tu po prostu niemożliwe. Od razu pojawią się oburzenie lub pół spojrzenia i pół uśmiechy w stylu "czy aby na pewno pan chciał to powiedzieć?". Dobrze więc, że to, co zaczyna robić teraz Teatr Muzyczny, stoi w jawnym kontraście do tego, co było kiedyś. Widać tam luz i brak zadęcia, nietypowe dla teatrów operetkowych. A dawniej zdarzyło mi się trafić na farsę, podczas której przeraziła mnie reakcja publiczności.

Dlaczego?

Większość śmiała się tam, gdzie pojawiały się najgrubsze, najbardziej oczywiste żarty. Wyszedłem w przerwie.

Rozmawiała Anna Solak

Jakub Głaz - krytyk architektury, publicysta, rocznik 1977. Z wykształcenia architekt. W przeszłości radiowiec, dziennikarz i redaktor prasowy. Zajmuje się popularyzacją architektury i działaniami na rzecz naprawy miasta. Pomysłodawca i współtwórca poznańskiej inicjatywy Otwarte