Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Wciąż chcemy się uczyć

Z Tomaszem Waśko z agencji koncertowej Go Ahead rozmawia Tomasz Janas.

. - grafika artykułu
Tomasz Waśko, fot. kadr.org.pl

Wystarczy pospieszny rzut oka na niektóre koncerty, jakie Go Ahead zorganizowało w Poznaniu w ostatnich miesiącach - takie jak Rocket Festival, Pat Metheny, Iron Maiden, festiwal Spring Break, by uświadomić sobie Waszą pozycję. A przed nami w najbliższych tygodniach m.in. festiwal w Jarocinie, Hugh Laurie. Chyba czujecie się potentatem, nie tylko w perspektywie lokalnej?

Gdybym zaprzeczył, byłaby to fałszywa skromność. Mamy świadomość, że jesteśmy jedną z największych agencji w kraju. Przez ostatnich kilka lat udało się wypracować dosyć mocną pozycję zarówno na rynku lokalnym, jak i ogólnopolskim. Tak naprawdę sporo imprez z naszego portfolio to koncerty warszawskie. Ale z racji tego, że nie przenieśliśmy biura do Warszawy i że jesteśmy wszyscy - zwłaszcza szefowie - lokalnymi patriotami, staramy się hołubić rynek poznański. Co nie jest łatwe, choćby dlatego, że w porównaniu na przykład z Warszawą, Poznań jest dużo uboższy pod względem sal koncertowych. Wciąż brakuje klubu na 1500-1800 osób.

Rozumiem zatem, że Wasza filozofia działania - organizowanie danych koncertów w konkretnym mieście - bierze się często z pragmatyki?

Na pewno tak, chociaż często agenci, pisząc do nas, nie pytają o jeden koncert. Bo polski rynek stał się na tyle atrakcyjny, że jeden występ to za mało. Tak było choćby z Editors, Archive, Hurts. I wtedy oczywiście naturalnym pierwszym wyborem jest Warszawa, ale pojawia się też pytanie o drugie miasto. Zazwyczaj wybieramy je wbrew logice. I właśnie wbrew temu, że we Wrocławiu czy Krakowie są większe sale, wybieramy Poznań, bo jesteśmy stąd i chcemy, żeby tu się coś działo.

Wiosną odbył się w Poznaniu festiwal-konferencja Spring Break. Czy udało się zrealizować to, co zaplanowaliście? Będzie dalszy ciąg?

Gdyby patrzeć na to finansowo, musielibyśmy mówić o dużej porażce, bo to jest impreza, do której dołożyliśmy. Natomiast z racji tego, że jest to wydarzenie pomyślane na kilka edycji, może nawet kilkanaście, ta porażka finansowa była jakoś wliczona. Wreszcie jeśli chodzi o odzew branży, publiczności i mediów, to jesteśmy zachwyceni i wydaje nam się, że to jest dobra droga. Chcemy nią iść i kontynuować tę imprezę, być może wpisze się ona na stałe w kalendarium koncertowe Poznania. Miło byłoby, gdyby się rozwijała - żeby było więcej zespołów, klubów, sal koncertowych. Może i wsparcie miejskie? W tym roku urzędnicy takiej imprezy jak Spring Break nie zauważyli, a mam wrażenie, że promocja, jaką zrobiliśmy Poznaniowi, była bardzo udana.

Wróćmy do początków. Agencja Go Ahead powstała w 2005 roku, a jej pierwszym koncertem był warszawski występ US3?

Tak było. W tym samym roku Go Ahead zorganizowało między innymi występy grupy Madredeus czy duże koncerty Kultu oraz Pidżamy Porno w Arenie dla kilku tysięcy widzów.

Firmę założyli i szefują jej Andrzej Jegliczka i Łukasz Minta...

Obaj już wówczas mający na swoim koncie sporo dokonań w organizacji koncertow i imprez kulturalnych. Andrzej m.in. odpowiadał za koncert Petera Gabriela na stadionie przy Bułgarskiej, jako prezes Fundacji 750-lecia miasta. Łukasz już kilkanaście lat wcześniej organizował koncerty hardcore'owe i punkowe, więc spotkały się osoby z dwóch trochę różnych światów. Ale to połączenie owocuje: firma do dzisiaj organizuje eklektyczne koncerty, jazzowe, rockowe, popowe, hiphopowe. Nie zamykamy się na żaden rodzaj muzyki. Mamy na swoim koncie zarówno występy White Lies, jak i Method Mana, Chicka Corei, Herbiego Hancocka, Stacey Kent, PJ Harvey, Gossip czy Lany Del Rey.

Rozumiem, że ścieżka własnych fascynacji jest ważna, ale nie jedyna, jeśli chodzi o planowanie koncertów?

Zdarzają się koncerty robione "pod siebie", ale najczęściej nie przynoszą efektu frekwencyjnego, więc są organizowane raczej dla przyjemności niż dla pieniędzy.

Czy pamiętasz jakieś koncerty, które były ewidentnymi artystycznymi porażkami?

Artystycznymi chyba nie. Łatwiej byłoby mi sięgnąć pamięcią do tych koncertów, które były komercyjnymi porażkami...

...no tak, zdaje się nawet Wayne Shorter, jazzowy mistrz mistrzów, się "nie sprzedał"?

Tak, koncert Wayne'a Shortera się nie powiódł, mimo że to takie nazwisko. A z koncertów warszawskich - Gotye. Wydawało się, że wyprzeda każdą salę, a tu do końca trzeba było walczyć o sprzedaż każdego biletu.

A co było dla Ciebie największym przeżyciem?

Rok 2009 i pierwszy koncert Morriseya w Polsce, który robiliśmy w warszawskiej Stodole. Jako że jestem wielkim fanem Morriseya i The Smiths, była to wielka przyjemność i radość, że robimy pierwszy koncert tego artysty. Uwielbiam też festiwal w Jarocinie, mimo że to nie jest do końca moja muzyka. Ale to jest rzecz, która co roku daje nam dużego kopa do pracy. No i Spring Break. Bałem się, czy ludzie zrozumieją tę ideę, ale kupili tyle biletów i bawili się tak świetnie, że był to dla nas wystarczający znak, że idziemy dobrą drogą.

W lipcu wystąpi Hugh Laurie, którego pierwszy poznański koncert został błyskawicznie wyprzedany. Czy takie historie da się przewidzieć?

To są rzeczy absolutnie nieprzewidywalne. Traf chciał, że Aula UAM była wolna następnego dnia - 28 lipca i możemy zrobić drugi koncert, ale tak naprawdę nigdy nie rezerwuje się dwóch dni. Dynamika sprzedaży często nas samych zaskakuje. Organizowaliśmy na przykład trzy lub cztery lata temu trasę Die Toten Hosen. Koncerty były w październiku, a niemiecki agent uparł się, żeby sprzedaż biletów rozpocząć w marcu. Siedem miesięcy przed trasą. Nie pomogły tłumaczenia, że to za wcześnie, że w Polsce nikt z takim wyprzedzeniem nie kupuje biletów. I nagle okazało się, że już w pierwszych dniach sprzedano po kilkaset biletów na każdy koncert! Co się stało? Otoż Die Toten Hosen od lat nie koncertował we wschodnich Niemczech i 99 procent biletów kupili niemieccy fani. Tego się nie da przewidzieć.

Co nas czeka jesienią?

Chris Botti w Sali Ziemi, która się świetnie wpisuje w tkankę miasta. Będzie też tradycyjna Koncertowa Jesień i zespoły, które zawsze przyciągają fanów, np. Happysad czy Kult. W sumie zapewne kilkanaście koncertów.

Ile osób pracuje na sukces Go Ahead?

Dwóch szefów plus około siedmiu-ośmiu osób, z których część pracuje na etat, część na poł etatu. Oczywiście wspieramy się też stażystami, wolontariuszami. Gdy ja zaczynałem, to tych osób, łącznie z szefami, było pięcioro.

Jakie są Twoje zadania?

Promocja, kontakt z mediami, patronami, sponsorami. A więc rozmaite działania: od umawiania wywiadów po planowanie kampanii medialnych, przygotowywanie wzorów reklam, plakatów, ale też kwestie dotyczące dotacji ministerialnych, kontakty z instytucjami miejskimi, promocja i reprezentowanie firmy.

Przeszliście długą drogę od 2005 roku.

Tak. Ale wciąż chcemy się uczyć i poszerzać pole swojej działalności.

Rozmawiał Tomasz Janas

Tomasz Waśko - rocznik 1984, w Go Ahead od 2008, z wykształcenia prawnik.