Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Przywracanie pamięci

Rozmowa z Maciejem Rychłym, liderem Kwartetu Jorgi, o sukcesach na festiwalu teatralnym w Edynburgu, muzycznej archeologii i Chopinie.

. - grafika artykułu
fot. M. Rychły

Mógłbyś mieszkać w Szkocji?

O nie, nie! Chociaż co innego "chciałbym", a co innego "mógłbym". Tamtejsza arytmia pogody powoduje, że dla mnie jest to kraina na dłuższą metę nie do przeżycia.

Pytam o Szkocję, bo spędziłeś ostatnio trochę czasu, pracując z tamtejszą kulturą. A ta praca to było sięganie...

...do rdzennej muzyki Hebrydów i do kultury, która jest złączona ze słowem gaelic. Takie proste założenie, że pracujemy ze starą warstwą kultury, spowodowało, że znaleźliśmy się w innej stylistyce, nie tej zrobionej na pokaz, która dziś jest emblematem Szkocji. Ludzie mogą zadusić własną tradycję poprzez mitologizowanie jej, upiększanie, odświętne kultywowanie. Odciąć ją od źródła życia. Chcieliśmy więc dokładnie poznać warunki, w których ona ciągle trwa, by potem zasilić ją własnym doświadczeniem. Wtedy nasza obecność w Szkocji, obecność "obcych", ma sens. Grzegorz Bral, reżyser i dyrektor Teatru Pieśń Kozła, nazwał ten projekt Return to the Voice.

Paradoksalne było to, że pojechaliście tam - jako polski teatr, gromadzący ludzi z kilku krajów świata - by pokazać twórczość opartą na szkockiej tradycji.

Ten paradoks to wynik naszej obecności w Edynburgu na festiwalu teatralnym w 2012 roku. Spektakl, z którym pojechaliśmy, zdobył wtedy najważniejsze nagrody. Właśnie po tym sukcesie zaproponowano nam, żeby popracować z tradycją Szkotów.

I dodajmy: kosztowało Was to dwa lata ciężkiej pracy, studiowania źródeł...

Jeszcze w grudniu 2012 pojechaliśmy na wyspę Skye, by spotkać się z Johnem Purserem, muzykologiem, pisarzem i wnikliwym badaczem muzyki. John wyczulał nas na "szkocki idiom", przestrzegał przed pokusą łatwych opracowań. Okazuje się, że muzyka szkocka zasiliła wiele nurtów współczesnej muzyki. Może dlatego stare autentyczne pieśni są bezbronne wobec kompozytorskich praktyk? Łatwo zagubić ich charakter. To była moja troska podczas komponowania - nie zagubić charakteru oryginału, tworząc wielogłosową muzykę na podstawie jednogłosowych pieśni gaelickich.

Anna Maria Jopek pojawiła się w Waszym zespole jako gość?

Anna bywała na spektaklach "Kozłów" i chciała koniecznie wziąć udział w pracy tego teatru.

Słyszałem audycję w radiowej Trójce, w której opowiadała z zachwytem o tym, co ją spotkało...

Przesłuchiwałem płyty Anny Marii i byłem zadziwiony delikatnością jej śpiewu. Nawet jej kiedyś powiedziałem, że jest z niej straszna "szeptucha". Lecz w teatrze odważyła się i krzyczeć, i łkać, być zupełnie inna w ekspresji niż ta, którą możemy poznać ze studyjnych produkcji.

Wróćmy do wielkiego sukcesu sprzed dwóch lat. Głównym kontekstem był Król Lear Szekspira, do tego muzyka komponowana przez Jean-Claude'a Acquavivę i Ciebie, na motywach tradycyjnych, a wreszcie teksty m.in. w języku koptyjskim!

Dla potrzeb tego spektaklu pisałem zrytmizowaną muzykę modalną, opartą na tekstach koptyjskiej Ewangelii św. Tomasza, Acquaviva zaś pisał muzykę polifoniczną do tekstów łacińskich. Do konstruowania spektaklu reżyserowi potrzebne były dwie opozycyjne wiązki energii muzycznej - jedna związana z tekstami apokryfów, druga z łacińskim kanonem.

Jak to jest, że dla tych odkryć, dla komponowania opartego o dawne źródła - bo wcześniej była Twoja długa praca w Gardzienicach z grecką muzyką antyczną - najlepszą formą wyrazu stał się teatr tzw. alternatywny?

Kiedyś tę alternatywę nazywano "teatrem zarażonym etnologią", dzisiaj być może nazwano by to "teatrem liturgicznym"? W teatrze Gardzienice zaproponowałem Włodzimierzowi Staniewskiemu pracę nad muzyką antycznej Grecji. Zaproponowałem swoje rekompozycje do spektakli teatru. Teraz jestem po rozmowach z Krzysztofem Bielawskim, filologiem klasycznym, do niedawna właścicielem wydawnictwa Homini. Myślę o wydaniu rekomponowanych przeze mnie nut muzyki greckiego antyku razem z komentarzem filologicznym. Jeśli zaś chodzi o teatr alternatywny - mam wrażenie, że "post-Grotowscy" reżyserzy w scenariuszach liturgii szukają narracji ponadindywidualnej, nie psychologicznej. Mnie do takiego teatru od lat zwabia to, że pieśń uznaje się tutaj za praprzyczynę akcji.

Coraz rzadziej słychać Kwartet Jorgi - jeden z najważniejszych polskich zespołów. Wielu ludzi w Poznaniu kojarzy Cię dziś przede wszystkim jako oryginalnego konferansjera Ethno Portu. Tymczasem jeden z czołowych polskich muzyków folkowych powiedział kiedyś, że był czas, gdy wszyscy chcieli grać jak Kwartet Jorgi, a ponieważ im się nie udawało, to powstawały inne formy, inne style.

A to dowcipniś! Może warto by zebrać wszystkie płyty Kwartetu Jorgi w jednym pudełku, z tamtą grafiką, tekstami, które im towarzyszyły, i wydać? Tak! Dobry pomysł. Od dziś szukam wydawcy muzyki i tekstów Kwartetu Jorgi! A tych tekstów trochę było, nie za dużo, bo myśmy nigdy nie śpiewali. (śmiech)

Przed laty jeździłeś do archeologów oglądać odkopane instrumenty z zamierzchłych czasów. Mówiłeś, że badając, jak instrument jest zbudowany, możesz go usłyszeć. Czyli łączą się tu niemal metafizyka i matematyka?

Oczywiście! Spotkanie z archeologiem to surfowanie pomiędzy epokami, próba poszerzenia szczeliny teraźniejszości. Bo co jest teraźniejszością? Dzisiejszy wieczór, miesiąc, rok? Może sto lat albo dwieście? Kiedy nie odgradzasz się od zdarzeń, dajesz im wybrzmieć. W Rezerwacie Genius loci na poznańskim Ostrowie Tumskim w nowoczesnej, multimedialnej prezentacji brzmi muzyka Kwartetu Jorgi. Gram na replikach wykopaliskowych instrumentów, a profesor Hannie Kóčce- -Krenz kiedyś powiedziałem, że wciąż czekam na odkrycia, które pozwolą zabrzmieć muzyce naszych przodków. Ludzie, którzy zajmują się przywracaniem pamięci, są na mojej drodze. Kultura materialna jest nośnikiem ducha.

Zrobiłeś, jako scenarzysta i narrator, trzy piękne filmy o Chopinie: o jego polskich ludowych źródłach, o inspiracjach ukraińskich i francuskich. Skąd ta fascynacja?

Myślę, że Chopin w historii kultury polskiej zjawił się w chwili największej potrzeby. Chopin to nie jest zjawisko logiczne ani efekt systemu kształcenia. To jest ktoś nie do powtórzenia. Dlatego jeżeli zajmujesz się muzyką i wyczulony jesteś na idiom miejsca, nie możesz przegapić kogoś takiego jak Chopin!

Te przemyślenia miały wpływ na Twoje postrzeganie jego twórczości?

Ona cały czas jest nie do ogarnięcia. Są tam rzeczy ewidentnie genialne, nieprzewartościowane. Zresztą całe jego życie jest fascynujące. Ten człowiek krzyżował środowiska. Za kolegę miał Kolberga, późniejszego ojca polskiej etnologii, za nauczyciela Lindego (tego od słownika), któremu narysował świetny portret. Dorastał w centrum świata uniwersyteckiego. Matka prowadziła internat, więc jeździł na wakacje na wioski, do kolegów z tego internatu, natomiast nigdy nie odwiedził swoich dziadków. Później, we Francji, nie próbował nawet odszukać rodziny swojego ojca.

To dziwne.

Musiał być wyczulony na grę społeczną, nie tylko na dźwięki. Poznawał różne środowiska. A to niezwykle ważne - znać coś z autopsji. Budować swoje doświadczenie. Być czujnym i reagować na zdarzenia. Wtedy nie będziesz przewidywalny jak kataryniarz. Chopin jest skondensowany, kolorowy, jakby każdy kolejny dźwięk miał być dla słuchacza niespodzianką, jakby nie chciał dać słuchaczowi wytchnienia. Dobrze igra półcieniem, efektem śpiewu, niezdecydowania, a kiedy trzeba, umie być "gościem z przytupem". Wtedy pisze mazurki. Zresztą może w ogóle je wymyślił? I taki człowiek tworzy tylko sztukę fortepianową. Dlaczego? Bo jeżeli jesteś za granicą i nie masz swojego środowiska, to będziesz pisał operę? Kto to wykona, w jakim języku? Możesz inwestować tylko w siebie, czyli robić coś absolutnie skondensowanego, nad czym panujesz. Zobacz, jaka to racjonalna ścieżka.

Skąd bierze się taki kolorowy ptak jak Maciej Rychły? Na ile ważne są rodzinne źródła? Twoja mama to postać niebanalna, podobnie jak ojczym Stanisław Mrowiński. To miało wpływ?

Mam wrócić do moich młodzieńczych lat? (śmiech)

Mrowiński był wybitnym rysownikiem, grafikiem, przy okazji także autorem niezapomnianych okładek pierwszych płyt Kwartetu Jorgi. Pisałeś o nim jak o kimś w rodzaju mistrza.

Tak. Miałem swoją wirtualną Pracownię Muzyczną w Krasnogrudzie, wydawnictwie fundacji Pogranicze. Tam pisałem teksty o muzyce. Pisałem też o Stanisławie jako o Mistrzu, bo takim się nam jawił, kiedy nas wspierał w działaniach Kwartetu. Tworzył dla nas znaki graficzne - zakwitającą fletnię Pana, grające na wietrze trzciny/flety, złotą jemiołę do albumu biskupińskiego. Płyty wydawaliśmy w Polskich Nagraniach, Pronicie, więc mogło się wydawać, że za tymi działaniami stoi jakaś instytucja. A wszystko działo się na Jeżycach w kamienicy przy ulicy Polnej, w której mieszkamy z moją żoną Hanką od ponad trzydziestu lat. W tym miejscu trwała intensywna praca muzyczna, tutaj budowałem moje instrumentarium. Przy okrągłym stole zasiadał rzeczywisty Kwartet Jorgi, mój brat Waldek, Grzegorz Kawka, Andrzej Trzeciak i ja.

Zapytam na koniec o Poznań. Czy jest tutaj coś, co jest Ci szczególnie bliskie?

Jest wspaniały Ethno Port. Wciąż o nim myślę. Byłem niedawno w Gruzji i zastanawiałem się, których ze spotkanych tam muzyków można zaprosić do Poznania. Wszędzie jadę z tą myślą...

Rozmawiał Tomasz Janas