Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Pieśń o bębnie

- Może zabrzmi to trywialnie, ale strasznie lubię grać na perkusji. To jest jedna z moich ulubionych czynności w życiu. Pozwala mi to przekazać ładunek energetyczny, który mam w sobie - mówi Stanisław Aleksandrowicz*, kompozytor i perkusista, który już w niedzielę wystąpi w Poznaniu ze swoim nowym projektem.

. - grafika artykułu
fot. Katarzyna Nowicka-Rynkiewicz

Stanisław Aleksandrowicz oktet "Pieśń o bębnie" to projekt łączący kwartet smyczkowy z kwartetu jazzowym. Jesteś jazzmanem, skąd więc pomysł, aby w składzie pojawiły się także instrumenty smyczkowe?

Jakiś czas temu kupiłem biografię jednego z moich ulubionych kompozytorów - Johannesa Brahmsa. W trakcie czytania postanowiłem posłuchać muzyki, o której czytałem i w ten sposób trafiłem na I sekstet H-dur. Tak bardzo to do mnie przemówiło, że zainspirowało do tego, aby wzbogacić skład jazzowy o kwartet smyczkowy. Podobnie było też z płytą jednego z moich ulubionych perkusistów - Nate'a Smitha, który na płycie z zespołem Kinfolk zaaranżował piękne partie na kwartet smyczkowy.

Poza tym pierwszy stopień szkoły muzycznej ukończyłem na skrzypcach, więc może gdzieś, głęboko w podświadomości, instrumenty smyczkowe były mi wciąż bliskie.

W tym momencie wyłaniają nam się różne przestrzenie Twoich inspiracji, a zatem: Brahms i muzyka klasyczna, Nate Smith i jazz, w którym się specjalizujesz. Podstawą Twojego projektu są dwa kwartety. Są one według Ciebie odrębnymi cząstkami, czy raczej prowadzą wspólny dialog?

To absolutnie jest wspólny dialog! Choć jest to podwójny kwartet, myślę o tym projekcie jako o oktecie. Jest to dla mnie jednorodny aparat wykonawczy, w którym poszczególne partie instrumentalne się przeplatają. W tym projekcie całą materię muzyczną traktuję bardzo holistycznie. Starałem się uniknąć sytuacji, gdzie muzyka krążyć będzie wokół jednego instrumentu. Wspólny dialog prowadzą ze sobą na przykład: klarnet basowy, wiolonczela i altówka. Ale na płycie jest również utwór w trochę innej obsadzie - kwartet smyczkowy został wzbogacony o kontrabas. Utwór ten w całości został przeze mnie zaaranżowany i jest kompozycją zamkniętą, bez improwizacji i partii solowych.

Czytając o Twoim projekcie napotkałam sformułowanie suity jazzowej. Czy zatem Twoja płyta jest zbiorem zamkniętym, czy pozostawiasz w niej miejsce dla niedopowiedzeń, dla odszukiwania własnych znaczeń i reinterpretacji?

Wersje koncertowe, rządzą się zupełnie innymi prawami, niż wersje studyjne, które są zdecydowanie bardziej zwarte i oszczędne w środkach. Bardzo zależało mi, żeby traktować materiał na płycie jako jedną zwartą całość i nie myśleć o poszczególnych utworach jako wycinkach całości. Dążyłem raczej do tego, aby kompozycje zawarte na płycie traktować jako jeden duży utwór, w obrębie którego znajduje się całkiem sporo miejsca do otwierania nowych form i improwizacji. Myślę, że pod tym względem materiał Pieśni o bębnie jest bardzo zróżnicowany. Niektóre z kompozycji są zaaranżowane od a do z i stanowią materiał zamknięty. Jest też kilka pozycji, które są zdecydowanie bardziej otwarte, jazzowe i tam zaaranżowany jest tylko temat, a solówki nie mają wyznaczonej przeze mnie formy ani harmonii. To właśnie w tych utworach wraz z moimi kolegami dajemy upust naszej energii i kreatywności na koncertach, chociaż na płycie zagraliśmy to zupełnie inaczej, niż było to pierwotnie zaplanowane.

Ten materiał jest też mocno zróżnicowany przez warstwę elektroniczną, z którą różnie bywa przy wykonywaniu live, ponieważ mocno komplikuje to logistykę oraz sprawy nagłośnienia i technikalia koncertowe. Natomiast w wersji studyjnej warstwa live electronics będzie mocno słyszalna.

Skąd w Twoim muzycznym mikrokosmosie miejsce dla Herberta? Punktem wyjścia stała się Pieśń o bębnie?

Projekt ten zrodził się w mojej głowie parę lat temu. Mój dyplom licencjacki oparty był częściowo o te kompozycje, które nagraliśmy niedawno z oktetem. Wcześniej wykonywaliśmy je z triem Kwaśny deszcz, tylko wtedy nie było tam instrumentów smyczkowych.

Pieśń o bębnie stała się punktem wyjścia, a Herbert jest jednym z moich ulubionych poetów. Choć, dopóki nie sięgnąłem po biografię Andrzeja Franaszka, twórczość Herberta wydawała mi się dosyć  trudna w interpretacji. Myślę, że aby interpretować wiersze Herberta, trzeba mieć rozległą wiedzę ogólną. Trzeba też znać kontekst biograficzny, aby prawidłowo odczytać jego nawiązania do kultury antyku, II Wojny Światowej  czy rzeczywistości życia w PRLu.

Zawsze bliskie było mi łączenie warstwy słownej z muzyczną. Starałem się uniknąć bezpośredniości przekazu w postaci nagrań, czy recytacji. Zdecydowanie bardziej zależało mi na stworzeniu swego rodzaju muzyki programowej, gdzie nieco abstrakcyjna treść muzyczna będzie wynikać z inspiracji poezją. Myślę, że dodając do muzyki recytacje, można ją przeintelektualizować, poza tym dzieło staje się wtedy bardzo dosłowne. Starałem się tego uniknąć, ponieważ w muzyce bardzo ważna jest dla mnie warstwa emocjonalna.

Wracając do Ciebie. Otaczają Cię różne przestrzenie muzyczne: pojawia się Brahms, muzyka dodekafoniczna, jazz i live electronics. W tym wszystkim jest także miejsce dla słowa i Herberta. Czy jest jakaś główna oś tej płyty, czy nie chcesz jej tak determinować i uważasz, że wszystkie składniki się wzajemnie przeplatają ?

Myślę, że powinny się przeplatać. Rzeczywiście, możliwości stylistycznych i muzycznych mamy do dyspozycji całkiem sporo. Chciałem, aby nie sprawiało to wrażenia chaosu, a bardziej zderzenia różnych konwencji i stylistyk, które będzie odbywało się w sposób bardzo płynny i zwarty wokół jednej głównej osi. Mam nadzieję, że udało mi się to uzyskać i że muzyka z płyty nie będzie przepełniona za nadto różnymi składnikami, lecz będzie to dzieło spójne, pomimo różnych dialektów muzycznych. Myślę, że wynika to z mojego postrzegania sztuki. Bardzo bliskie jest mi postmodernistyczne podejście, które polega na łączeniu ze sobą różnych materii stylistycznych. Bardzo imponuje mi to, co robił Penderecki w latach 80. Wcześniej komponował używając tego mocno awangardowego języka i po czasie, gdy poczuł że te możliwości się wyczerpały, zaczął łączyć na przykład współczesne, awangardowe techniki kompozytorskie z tymi renesansowymi.

Chyba możemy uznać, że to Poznań stał się Twoją dominującą przestrzenią. To tutaj odczuwasz muzyczny świat wraz z formacjami: Kwaśny deszcz, Anomalia, czy Maciej Fortuna trio, a teraz także Twoim kwartetem i oktetem. Z tych wszystkich momentów wyłania się portret: kompozytora, perkusisty i producenta muzycznego. Dominantą w Twojej twórczości jest zatem komponowanie, czy granie? Kim jesteś aktualnie najbardziej?

Myślę, że perkusistą, ponieważ album oktetu oraz drugi album, który realizuję równolegle to są dwa moje debiutanckie albumy, gdzie wszystkie kompozycje zawarte na płycie będą mojego autorstwa. Będą to też pierwsze dwa albumy, które realizuję na zasadzie producenckiej, więc myślę że dopiero rozpoczynam przygodę z produkcją i komponowaniem. Póki co najwięcej mojego czasu zawodowego zajmuje bycie perkusistą.

Wróćmy na chwilę do Herberta:

Odeszły pasterskie fletnie

Złoto niedzielnych trąbek

Zielone echa waltornie

I skrzypce także odeszły

Pozostał tylko bęben

I bęben gra nam dalej

Odczytując ten wiersz bardzo prostolinijnie, możemy stwierdzić, że perkusja to właśnie takie instrumentalne uniwersum najbliższe ludzkiej naturze? Dlaczego Twój wybór padł właśnie na ten instrument?

Perkusję wybrałem trochę z przypadku. Ze skrzypcami się nie polubiliśmy, ale z perkusją polubiłem się bardzo (mam nadzieję, że ze wzajemnością). Może zabrzmi to trywialnie, ale strasznie lubię grać na perkusji. To jest jedna z moich ulubionych czynności w życiu. Pozwala mi to przekazać ładunek energetyczny, który mam w sobie. Myślę, że siła rażenia perkusji i możliwość osiągnięcia naprawdę potężnych dynamik i przekazania potężnego ładunku energetycznego jest dalece większa niż chociażby na skrzypcach. Aczkolwiek perkusja nie jest do końca instrumentem melodycznym. Staram się wykorzystywać zestaw na zasadzie melodycznej, jednak czasami to, co czuję, moją wrażliwość i przemyślenia, bardziej mogę wyrazić komponując - na przykład na kwartet smyczkowy, czy inne instrumenty harmoniczne, melodyczne. To jest zupełnie inny rodzaj ekspresji.

Nie będę wymieniać, w ilu konkursach udało Ci się wziąć udział oraz ilu z nich zostałeś laureatem. Jednak czy jest jakaś nagroda, która jest Ci szczególnie bliska, albo która uświadomiła Ci, że Twoja muzyczna droga jest właściwa i to nią chcesz podążać?

Myślę, że stypendia Ministra Kultury: pierwsze dla studentów za wybitne osiągnięcia, a drugie do programu Młoda Polska, ponieważ umożliwiły mi one ogromny rozwój oraz zakup potężnej ilości narzędzi i instrumentów, które wykorzystuję chociażby w postprodukcji płyty oktetu. Gdyby nie pomoc ministerstwa, trudno byłoby mi zgromadzić ten sprzęt i pchnąć moje działania w tym kierunku. Zdeterminowało to także zagłębienie się w meandry produkcji muzycznej oraz muzyki elektronicznej, ponieważ ciężko jest zajmować się tego typu rzeczami bez odpowiedniego instrumentarium, a gdy się to instrumentarium zdobędzie, jest już trochę z górki. Myślę też, że bardzo pomocne było stypendium marszałka województwa zachodniopomorskiego oraz stypendium miasta Poznania, dzięki którym udało mi się zrealizować płytę z oktetem. Nagranie płyty, jej postprodukcja oraz wydanie jej wiąże się z dużymi kosztami. Myślę, że właśnie te stypendia bardzo pomogły mi rozwinąć swój język muzyczny, obrać drogę na przyszłość i zrealizować projekt: Stanisław Aleksandrowicz Oktet Pieśń o bębnie.

Rozmawiała Katarzyna Nowicka-Rynkiewicz

*Stanisław Aleksandrowicz - kompozytor, producent muzyczny i perkusista. Laureat wielu prestiżowych konkursów o randze ogólnopolskiej i międzynarodowej - Jazz Juniors, Jazz nad Odrą, DrumFest, Hanzą Jazz Festival i wielu innych. Współtworzy poznańskie środowisko jazzowe i znany jest z formacji: Kwaśny deszcz, Anomalia, Maciej Fortuna Trio.

  • koncert Stanisław Aleksandrowicz Oktet Pieśń o bębnie
  • 3.10, g. 20
  • Blue Note
  • bilety: 40-50 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021