Przed Wami projekt, który prezentuje różne nurty jazzu - JazZamek #45. Ponadto w tym roku premiera płyty Pieśń o bębnie, na której improwizację jazzową łączysz z muzyką smyczkową.
W mojej twórczości staram się wychodzić poza ramy konkretnego gatunku i łączyć ze sobą pierwiastki różnych stylistyk. W tym wypadku staram się łączyć improwizację jazzową, obecną mocno w improwizowanych partiach kwartetu jazzowego oraz pierwiastek muzyki poważnej obecny w skomponowanych "od A do Z" partiach kwartetu smyczkowego. Istotny jest również trzeci element tej muzycznej mozaiki jakim jest muzyka elektroniczna, widoczna w bardzo rozbudowanych partiach live electronics oraz daleko posuniętej produkcji muzycznej. Na produkcji tego albumu spędziłem ponad rok i mogłem się ,,wyżyć" jako producent. Jest tam bardzo dużo syntezy modularnej, samplingu, dużo cięcia i nakładania różnych warstw.
Dlaczego na premierę płyty wybrałeś akurat Zamek?
Zamek posiada fantastyczną salę koncertową, która brzmi rewelacyjnie. Byłem tam na paru koncertach zarówno jako słuchacz, jak i wykonawca i zawsze byłem oczarowany akustyką sali oraz poziomem profesjonalizmu realizatorów dźwięku. Nie jest to żaden post sponsorowany, ale zawsze jako słuchacz wychodziłem ze świadomością, że był to świetny koncert.
W muzyce, gdzie jest duży zespół, wykonawcy i wiele składowych aranżacji, element akustyki miejsca oraz poziomu profesjonalizmu realizatora odgrywa bardzo dużą rolę. Zwłaszcza jeżeli łączymy instrumenty tak skrajnie różnie brzmiące jak kwartet smyczkowy, który z natury wymaga amplifikacji, ponieważ jest znacznie cichszy niż na przykład perkusja. Jest też ta warstwa elektroniki. Nie jest to logistycznie łatwe przedsięwzięcie, ale mam nadzieję że wszystko się uda.
Mówimy o syntezie pomiędzy muzyką elektroakustyczną, jazzową i klasyczną, ale Pieśń o bębnie lawiruje dodatkowo między interdyscyplinarnością sztuk. Jak poezja ma się do muzyki?
Zapomniałem wspomnieć o jednym z najważniejszych elementów tegoż przedsięwzięcia. Mianowicie poezji jednego z moich ulubionych twórców - Zbigniewa Herberta. Każda z dziewięciu kompozycji, które znalazły się na płycie, a także których będzie można posłuchać podczas naszego koncertu, była inspirowana osobnym wierszem Zbigniewa Herberta. Sięgnąłem do takich wierszy jak Ballada o tym, że nie giniemy, Po koncercie, Tren Fortynbrasa, Żeby tylko nie anioł czy dróżnik. W paru przypadkach pozwoliłem sobie na pewną parafrazę, ponieważ na płycie znajdzie się utwór Po koncercie, który wprost nawiązuje do wiersza o tym samym tytule oraz utwór Przed koncertem, który jest swoistą grą słowną i nawiązuje pośrednio do tego wiersza, stanowiąc introdukcję do Po koncercie. W tej mocno awangardowej kompozycji chciałem pokazać różne stadia emocjonalności artysty, które są obecne w jego głowie zaraz przed wyjściem na estradę. Znajduje się tam też utwór Żeby nie tylko anioł repryza, który jest z kolei nawiązaniem do utworu Żeby nie tylko anioł. Jest to taki improwizowany cykl wariacyjny, bardzo jazzowy i otwarty.
Czy inspiracja twórczością Herberta przeniesiona jest u Ciebie głównie na tytuły Twoich kompozycji, czy szukasz w tej poezji czegoś więcej?
Inspiracja poezją Herberta sięga w mojej twórczości bardzo głęboko w warstwę muzyczną. Całe to przedsięwzięcie jest w mojej ocenie próbą przeniesienia języka emocji obecnego w poezji na język muzyki. Tak naprawdę najprostszym typem tego typu przedsięwzięć, czyli kombinacji muzyki z poezją, jest tworzenie muzyki słowno-muzycznej, czyli takiej z obecnością recytatora albo wokalisty.
Ale tego u Ciebie nie ma.
Tutaj chciałem zawrzeć tę warstwę inspiracji poezją w sposób bardziej abstrakcyjny, niepodany wprost. Wpleść niejako ten wydźwięk poezji i jej treść głęboko w warstwę muzyczną w sposób bardziej metaforyczny.
Masz dwa projekty, które w zasadzie balansują na tej samej granicy. Czym różni się ten ze smyczkami? Co Ci daje? W jak stronę Cię rozwija? Jakie horyzonty przed Tobą otwiera?
W dużej części skład jest podobny, ponieważ w kwintecie grają moi koledzy muzycy obecni także w jazzowej części oktetu. Są to Patryk Rynkiewicz, Flavio Gullotta oraz Wojciech Braszak. W kwintecie jest też obecny saksofonista Maciej Kocin Kościński. Muzycznie jest to mocno odmienna muzyka. W kwintecie jest mnóstwo improwizacji, formy są bardziej otwarte. Jest też trochę rzeczy zakomponowanych, ale znacznie mniej niż w oktecie. W tym nietypowym kwintecie jazzowym nie ma instrumentu harmonicznego. Są trzy instrumenty dęte, kontrabas i perkusja, co w sumie tworzy bardzo interesującą fakturę. Niesamowite stało się dla mnie połączenie trzech instrumentów dętych z kontrabasem, grających unisono, czyli razem. Dzięki temu połączeniu odkryłem magię brzmień unisono, bez żadnych warstw harmonii czy kontrapunktu.
W oktecie mogłem pozwolić sobie kompozycyjnie na bardzo dużo, pisząc na tak bogatą fakturę i mając do dyspozycji de facto siedem instrumentów o określonej wysokości dźwięków. W tym miejscu chciałbym podziękować wspaniałym muzykom i muzyczkom, z jakimi mam okazję współtworzyć ten projekt, czyli kwartetowi smyczkowemu: Mariannie Kanke grającej na skrzypcach, Kubie Szałkowskiemu grającemu na drugich skrzypcach, Annie Tchórzewskiej grającej na altówce i Małgorzacie Namiot grającej na wiolonczeli.
Instrumenty perkusyjne, na których gram ja w zasadzie nie są skomponowane i przez to myślę, że ta warstwa perkusyjna jest najbardziej improwizowana.
Mówisz o tym, że część instrumentów smyczkowych nie podlega improwizacji, kwartet jazzowy jest nią przepełniony, ale osią całości jest inspiracja twórczością Heberta, czyli Pieśń o bębnie. Wydawałoby się, że dążymy do tego żeby bęben był epicentrum. Jak udało Ci się wypośrodkować te światy tak, żeby Twoja miłość do perkusji nie przysłoniła tego, co chcesz przekazać słuchaczom? Żeby bęben stał się swoistym pars pro toto, a nie najważniejszym elementem płyty?
Pieśń o bębnie jest swoistą grą słów. Tak jak wspomniałaś - jestem perkusistą. W kwestii obecności mojego instrumentu w tym projekcie bardzo zależało mi na tym, żeby nie był to projekt perkusyjny. Żeby ta muzyka nie była przepełniona rozbudowanymi solówkami perkusji. Chciałem zaprezentować się bardziej jako kompozytor, aranżer i producent muzyczny. I tu zachodzi swoistego rodzaju dychotomia pomiędzy moją osobowością perkusisty, a band lidera, kompozytora i aranżera. Myślę, że mogę zaryzykować stwierdzenie, że nie jest to perkusyjna muzyka, a perkusja jest tylko częścią składową całego zespołu. Podczas procesu komponowania, starałem się myśleć nie jako perkusista, lecz jako kompozytor i wplatać warstwę perkusyjną niejako podrzędnie do innych instrumentów.
Bardzo istotną rolę w tym projekcie odgrywa kwartet smyczkowy, który nadaje specyficznego kolorytu tej muzyce. Można zaryzykować stwierdzenie, że na naszym rynku wydawniczym i koncertowym nie ma zbyt wiele projektów zawierających kwartet smyczkowy w takiej formie zderzony z kwartetem jazzowym, elektroniką i warstwą poezji.
Czy Pieśń o bębnie jest rozdziałem zamkniętym, czy planujesz drugi rozdział tej opowieści?
Nie wykluczam tego. Nie ukrywam, że byłoby to uzależnione od pozyskania środków na taki projekt, ponieważ wydanie płyty i jej rejestracja wiąże się z dużym nakładem finansowym. Jeżeli udałoby mi się pozyskać takie środki, bardzo chętnie powtórzyłbym przedsięwzięcie. Myślę jednak, że nie kontynuowałbym pogłębiania twórczości Herberta, bo przez ten czas naprawdę dogłębnie zapoznałem się z jego twórczością. Teraz chciałbym skręcić w trochę inną stronę, zarówno muzycznie, jak i w materii inspiracji. Poezja Herberta jest mocno uporządkowana, intelektualna, dużo tam nawiązań do antyku i jego biografii. Teraz chciałbym spróbować czegoś bardziej zwariowanego i na przykład sięgnąć do Witkacego.
Czyli nadal pozostajemy przy interdyscyplinarności sztuk.
Tak, bardzo lubię muzykę programową i takiego rodzaju nawiązania.
Z rozmowy wyłania się nam portret Stasia intelektualisty i idealisty. Ale Staś, który jest teraz na studiach doktoranckich w poznańskiej Akademii Muzycznej, jest bardziej kompozytorem, producentem, perkusistą, czy może jeszcze kimś innym?
To ciekawe pytanie i ciężko mi na nie odpowiedzieć. To są różne aspekty obcowania z muzyką. Produkcja, czy też postprodukcja, a zatem miksowanie czy masterowanie, są dla mnie bardzo interesującymi rzeczami. Z resztą sam miałem okazję zrobić miks Pieśni o bębnie i było to dla mnie niesamowicie satysfakcjonujące przedsięwzięcie. Jednak tak samo mocno lubię grać koncerty na perkusji, jak pisać muzykę. To dla mnie zupełnie różne warstwy emocji, które mogę przekazać.
Granie na bębnach wiąże się dla mnie z przekazywaniem ogromnej dawki energii. Zdecydowanie inaczej emocjonalne jest skomponowanie utworu na kwintet smyczkowy, gdzie jednak środki pozwalają na użycie bardziej subtelnych elementów wyrazu i przekazanie innych emocji niż granie energetycznej solówki na bębnach. Kiedy gram na perkusji i czuję, że zbliża się moment mojej solówki, mam świadomość, że w tym momencie będę mógł dać czadu. To jest naprawdę świetne uczucie. Ale tak samo lubię ten moment, kiedy przynoszę utwór na pierwszą próbę zespołu i mogę po raz pierwszy usłyszeć muzykę, którą miałem w głowie lub w komputerze w jakimś programie do pisania nut live. Dla mnie to cały czas jest muzyka i staram się nią zajmować z różnych stron.
Rozmawiała Katarzyna Nowicka-Rynkiewicz
*Stanisław Aleksandrowicz - młody kompozytor, perkusista i producent muzyczny, związany z Akademią Muzyczną w Poznaniu. Jest laureatem wielu prestiżowych konkursów o randze międzynarodowej (Jazz Juniors, Jazz nad Odrą) i konkursów stypendialnych (stypendium Minister Kultury, Stypendium Młoda Polska).
- JazZamek #45: Stanisław Aleksandrowicz Oktet Pieśń o bębnie
- 5.02, g. 19
- CK Zamek
- bilety: 40 zł
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023