Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Prowokator

Sen nocy letniej Jana Klaty jawi się niczym szowinistyczny koszmar - manifest reżyserskiej wszechwładzy nad aktorkami, aktorami i publicznością.

Mężczyzna w czarnym stroju stoi na scenie. Jest oświetlony reflektorem. Patrzy w stronę publiczności. - grafika artykułu
"Sen nocy letniej", fot. Jakub Wittchen

Zrealizowany w Teatrze Nowym Sen nocy letniej nie jest - jak mogliby spodziewać się widzowie znający tę komedię Szekspira - zaprawionym wprawdzie goryczą, lecz w zasadzie raczej lekkim, pełnym żartu spektaklem, w którym swawola leśnych duszków prowokuje miłosne perypetie kilkorga par, doprowadzonych w finale do szczęśliwego zakończenia. Jan Klata, niegdyś dyrektor Narodowego Starego Teatru w Krakowie i reżyser pandemicznych Czerwonych nosów, zrealizowanych przed dwoma laty na tej samej poznańskiej scenie, ukazuje rzeczywistość, w której wszelkie umowy, reguły i obowiązujące zwyczaje kwestionowane są tak, jak - za sprawą magicznych sztuczek Puka sprowokowanych przez Oberona - podważone zostały miłosne deklaracje kochanków. Ateński las, gdzie rozgrywa się większość zdarzeń, został wycięty, a leśne duchy i zakochane pary ukrywają się w postapokaliptycznej przestrzeni: błądzą, pożądają się i nawzajem znieważają pomiędzy martwymi pniakami. Przedstawicieli władzy, reprezentowanej przez ojca i księcia - Egeusza i Tezeusza - nie ograniczają żadne zasady: mogą swobodnie rozporządzać życiem i śmiercią osób poddanych swojej woli, upokarzając je zgodnie z własnym widzimisię i argumentując to obowiązującym prawem, które wywyższyło ich ponad innych ludzi.

Taka interpretacja Snu nie budziłaby moich wątpliwości: mroczne zaułki chwiejnych uczuć, przemoc jednych wobec drugich, zwierzęce pożądanie i poszukiwanie ujścia dla fizycznego niezaspokojenia buzują pod powierzchnią tekstu, nadając mu głębszy sens. Klata wykorzystuje jednak inscenizowany dramat, by zabrać głos we własnej sprawie. Ma do tego pełne prawo. Moje wątpliwości budzi dopiero treść jego manifestu: czując się stwórcą teatralnego świata, sugeruje, że reżyser ma władzę nad wszystkimi postaciami, może więc stawiać aktorkom i aktorom dowolne zadania. Przecież, jak mawiał podobno Kazimierz Dejmek, "aktor jest od grania, a dupa od...". Klata umieszcza się w pozycji ojca, a nawet boga tworzonego spektaklu. Brak szacunku dla teatralnych aktorów i aktorek sugeruje także możliwa identyfikacja reżysera ze słowami wypowiadanymi przez Tezeusza (Ildefons Stachowiak) do Hermii (Marta Herman), córki Egeusza (Waldemar Szczepanik): "ojciec winien być dla ciebie bogiem: / Bądź co bądź, on to powołał na świat / Twoją urodę; on cię ukształtował / Niby figurkę z wosku - w jego mocy / Jest więc zachować ten kształt lub go zgnieść" (przeł. S. Barańczak). Reżyser rzuca tak rękawicę wszystkim tym, którzy od niego i podobnych mu artystów domagają się ograniczenia teatralnej samowładzy. 

W ostatnich kilku latach - po kolejnych informacjach dotyczących #MeToo oraz etycznych nadużyć w instytucjach kultury i szkołach teatralnych, przemocy wobec członków zespołów artystycznych i technicznych czy nierówności ekonomicznych - polskie środowisko teatralne mierzy się z poważnymi problemami. Poznańskim Snem nocy letniej Klata neguje potrzebę zmian. Chociaż sam częściej mówi o swojej niechęci do teatru tożsamościowego, który odbiera jako niepotrzebny wymóg obsadzania jedynie aktorów identyfikujących się z rolami (sugerując przy okazji, że społeczny zakaz blackface to fałszywa ideologia), ze sceny deklaruje sprzeciw wobec różnych form progresywnej sztuki oraz warunkowanych etycznie zasad pracy artystycznej. Jego wystąpienie przeciwko postulatom reform ma charakter zachowawczego backlashu (kontruderzenia - przyp. red.), który zmusza publiczność do opowiedzenia się po jednej ze stron toczącego się sporu, a jednocześnie manipuluje jej reakcjami we własnym interesie, co przysłania inne sensy poznańskiego przedstawienia.

Wartki, pełen wizualnych i muzycznych atrakcji spektakl ze świetną, opracowaną przez Klatę muzyką (rewelacyjny remiks Into the Night Angelo Badalamentiego znany z serialu Twin Peaks), ciekawym wideo Natana Berkowicza i wspaniałymi kostiumami Justyny Łagowskiej może intrygować. Jednak poznański Sen to estetyczna pułapka na myszy, która skonstruowana została, by bronić teatralnego status quo. Wpadają w nią zarówno nieświadomi toczących się obecnie środowiskowych dyskusji widzowie, jak i osoby rozpoznające prowokację i gotowe się jej sprzeciwiać. Drogi wyjścia zostały sprytnie zamknięte, a spodziewane reakcje z góry wyśmiane, zarówno w samym spektaklu, jak i w towarzyszącej mu dyskusji. Warunkowana ideowo krytyka postawy reżysera określana jest przez jego zwolenników mianem histerii. Pojęcie to, w patriarchalnym świecie łączone z nieprawidłowym funkcjonowaniem macicy i kompromitujące emocje kobiet, używane jest z premedytacją, jeszcze bardziej wyostrzając oś sporu. Tym, którzy na Facebooku wyrażali swoje oburzenie łączeniem seksualności i przemocy, osoby pracujące w teatrze i jego dyrekcja odpowiadały, wyższościowo sugerując, że powinny douczyć się, czytając książkę Jerzego Limona Szekspir bez cenzury. Czy przeoczono przy tym fakt, że podtytuł tej książki to Erotyczny żart na scenie elżbietańskiej, a spektakl, który biorą w obronę, z żartem nie ma wiele wspólnego, będąc raczej jego mrocznym rewersem? Zaznaczam: nie przeszkadza mi półtorametrowy czarny fallus, z którym paraduje zmieniony czarami Spodek (Dariusz Pieróg), ani wypchany osioł, również z przyrodzeniem we wzwodzie, podwieszony nad sceną niczym w instalacji Catellana. Te znaki seksualnego rozpasania są jeszcze zabawne. Nie jest mi jednak do śmiechu, gdy kilka postaci z podwiniętymi spódniczkami i opuszczonymi spodniami wypina pośladki w stronę lustrujących je Tezeusza (Ildefons Stachowiak) i Egeusza. Jeszcze mniej, kiedy Lizander (Andrzej Niemyt), rzekomo zakochany w Hermii, gwałci ją, by chwilę później, za sprawą czarów Puka (którego lotność wyobraża obsadzenie w tej roli trzech aktorów: Michała Schmidta, Michała Grudzińskiego i Bartosza Włodarczyka) w akcie pogardy oddać na nią mocz, gdy dziewczyna śpi. Wizualny cytat z instalacji autorstwa Barbary Kruger, ikonicznej artystki feministycznej, jawi się w tym kontekście jedynie jako dowód na podbity ironią cynizm reżysera.

Trzy plany, na których - zgodnie z pomysłem Szekspira - rozgrywa się akcja, łączą się, usprawiedliwiając konkretne rozwiązania inscenizacyjne. Przedstawienie nie jest interpretacją tekstu Szekspira, lecz instrumentalnym wykorzystaniem wpisanych w niego treści i dwuznaczności tylko po to, by dać Klacie możliwość ośmieszenia inkluzywnego teatru. Reżyser w jednej sekwencji wyolbrzymia zyskujące popularność praktyki pracy kolektywnej oraz parodiuje równościowy język, by w następnej zasugerować, że jemu wolno wszystko i nie ma zamiaru rezygnować z tego przywileju. Poznański Sen nocy letniej jawi się jako szowinistyczny koszmar, fundowany publiczności nie jako przestroga czy jeden z argumentów w dyskusji na temat kierunku, w którym zmierza polski teatr, a jako manifest reżyserskiej wszechwładzy. Zdaje się, że rzucenie tego kamyka może jeszcze bardziej spolaryzować i tak podzielone już środowisko teatralne.

Grupa amatorów, przygotowujących spektakl o losach Pirama i Tyzbe, występuje w tekście Szekspira, ośmieszając amatorskie praktyki popularnych w elżbietańskiej Anglii teatrów cechów rzemieślniczych. W Teatrze Nowym ich dyskusja, przesunięta na początek przedstawienia, stanowi prolog, pozornie niezwiązany z resztą akcji. Sześciu aktorów wychodzi na proscenium w pluszowych kombinezonach niczym miękkie zwierzątka. Stojąc przed przesłoniętą czarną folią sceną, używają prywatnych imion i nazwisk. Zwracają się do "drogich osób" na widowni, mówiąc o "negocjowaniu nowych strategii artystycznych". Chcąc działać "transparentnie" i "inkluzywnie", losują "osobę kuratorską" ich "projektu", która kiedyś "przemocowo" nazywana była "reżyserem". Zastanawiają się, czy role, które przypadły każdemu z nich, odpowiadają "cechom psychofizycznym" danej "osoby aktorskiej". Każde wspomnienie "przemocowości" wywołuje ich syk i dezaprobatę, na widowni zaś - jak cały ten dialog - eksplozje śmiechu. Śmiech to zdrowie. Ale ośmieszanie niezgody na przemoc, która w pracy teatralnej zdarza się zbyt często, służyć może jedynie tym, którzy są o nią oskarżani. Nie mam powodów, by sądzić, że Klata nadużywał zaufania pracujących z nim aktorek i aktorów, którzy (z pojedynczymi wyjątkami) świetnie wykonują swoją pracę. Obawiam się jednak, że reżyser manipuluje publicznością, która - oklaskując świetne role Antoniny Choroszy, Łukasza Schmidta, Julii Rybakowskiej czy Michała Kocurka - staje się narzędziem, użytym przeciwko sprawie wielu aktorek i aktorów oraz innych pracownic i pracowników polskich teatrów.

Piotr Dobrowolski

  • Sen nocy letniej Williama Szekspira
  • reż. Jan Klata
  • Teatr Nowy
  • premiera: 15.09

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023