Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Dla ludzi o mocnych nerwach

Stare przysłowie mówi, że gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Można z większym przekonaniem, a i zapewne w większej zgodzie z faktami, nieco zmodyfikować i zamienić formę tego powiedzenia na: "Gdzie diabeł nie może, tam reportera pośle". Dziennikarze wprowadzają nas bowiem tam, gdzie my nie zawsze możemy, a niekiedy i nie zawsze chcemy pójść.

. - grafika artykułu
Fragment ulicy Gwarnej, 1935, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

Muzeum Osobliwości - to hasło tworzy w naszej wyobraźni rozmaite wizje. Bardziej straszne, aniżeli śmieszne, na pewno nierzadko groteskowe. Odnieść można wrażenie, że w jakiejś swojej dziwnej formule takie miejsca funkcjonują nadal za przyzwoleniem wielu pomysłodawców dość karkołomnych inicjatyw w naszym nowoczesnym świecie. Pewne rzeczy po prostu się nie zmieniają. Choć z pewnością niektórzy utyskiwaliby na Muzeum Osobliwości z przyczyn bardzo różnych. Nie poradzimy nic na przeszłość, ale warto się jej nieco przyjrzeć. Szczególnie, że możemy to zrobić za pośrednikiem wysłannika "Nowego Kuriera". Jak można podejrzewać, reportaż zatytułowany "Upiór z Düsseldorfu" w Poznaniu ("Nowy Kurier", nr 17/1933) miał być nie tyle recenzją Muzeum Osobliwości, co informacją, a być może i rodzajem ostrzeżenia dla tych, którzy woleliby tych wszystkich zgromadzonych tam atrakcji swoimi zmysłami nie doświadczać, ale chcą jednak wiedzieć, co tam się właściwie dzieje i czego można się spodziewać. Autorem tego artykułu jest niejednokrotnie już cytowany "Iks".

"Prawa natury - to dziwna księga, której nigdy do końca doczytać nie można. Zostaje zawsze kilka zakrytych kart, zostaje zawsze jakaś niespodzianka, którą Najwyższa natura rzuca człowiekowi z tajemniczym uśmiechem przed oczy. Wiele jest osobliwości życia, których echa docierają do nas z rozpraw naukowych i książek. Te osobliwości zgromadziło w znacznej liczbie Muzeum Osobliwości, instytucja wędrowna, która w swej podróży po świecie przybyła do Poznania i otworzyła swe podwoje ciekawym przy ul. Gwarnej 18"* - pisał na wstępie drogi reporter, by zaraz potem opisać pierwszą z osobliwych rozrywek wspomnianego muzeum, nie unikając równocześnie refleksji nad ludzką naturą, która obok tego wszystkiego wydaje się przynajmniej w równym stopniu osobliwa. "Bywają złośliwi ludzie i jest ich podobno coraz więcej (ludzkość choruje na przerost żółci). Ale nietylko ludzie są złośliwi. Przy wejściu do panopticum przy ul. Gwarnej przejść trzeba między szpalerem złośliwości" - czytamy dalej. Aby lepiej wyobrazić sobie działanie tych nietypowych złośliwców, posłużmy się dokładnym opisem reportera: "Jedno ukazuje nasze  postacie w formie tyczkowej, inne robi z nas ciężkie beczki. Jedno śmiesznie  wydłuża twarz, inne płaszczy figurę. I trzeba się śmiać z własnej swojej potworności". Cóż, to ostanie - trzeba przyznać - zakrawa już o wyzwanie. Przyglądanie się sobie w krzywym zwierciadle bywa uwierające. Rozrywka więc to bardzo nieoczywista.

A co czeka odważnego gościa później? Kolejnym punktem programu są woskowe figury postaci popularnych. I to nie tylko zasłużonych w najlepszym znaczeniu tego słowa, ale też powszechnie znanych z uczynków moralnie wątpliwych, w niektórych przypadkach po prostu nieetycznych. Wszystkich autor tekstu określa mianem niezwykłych. Kogóż my tu mamy? Oto między innymi: "Lew Tołstwoj, Deryfus, William Gare i Marjanna Skublińska, która zamordowała 500 niemowląt. A u samego wejścia naturalna postać słynnego »Upiora z Düsseldorfu« - Kürtena". Całość daje efekt niesamowity - w jednym miejscu zebrali się niejako i dobrzy, i źli. Mieszanka wprost wybuchowa.

Kolejna "atrakcja" to następne wyzwanie. Dla najodważniejszych. O ile niełatwe może wydawać się patrzenie na swoją karykaturę i o ile intrygującym może się wydawać przyglądanie woskowym figurom, o tyle dalsza część budzi już inne emocje, mniej miłe. Nie wspominam też o ciekawości. Czy była ona zdrowa, czy nie - niech każdy osądzi sam. Wydaje się jednak, że określenie "wybryki natury" budzi pewne zastrzeżenia. "Zachowano w olbrzymich słojach w formalinie zadziwiają różne niezwykłe okazy kaprysów natury. Dzieci o dwóch twarzach, dzieci - potwory, dzieci zrośnięte ze sobą i t. p. Trudno wyliczać te wszystkie okropności" - wymienia przejęty wyraźnie dziennikarz. Pokazano tego rodzaju nie tylko ludzkie "eksponaty", ale i zwierzęce - wszystkie wzbudzające odczucia ekstremalne. Jak zareagować mogą ludzie mniej odporni psychicznie? "Ludzi o słabych nerwach przechodzi mrowie po krzyżach na widok tych wszystkich ekstrawagancyj przyrody". Nie można temu jednak odmówić wartości edukacyjnej. Muzeum Osobliwości pewne sprawy prezentowało wprost, co w wielu przypadkach mogło mieć efekt spektakularnie druzgocący, ale niosący naukę, a co za tym idzie pożytek. Ot, takie np. choroby weneryczne - dziesiątki plastycznych eksponatów pokazywały bez cenzury następstwa tychże przypadłości. Czy można mieć lepsze ostrzeżenie przed niefrasobliwością?

Mniej pozytywnie można podejść do "żywych eksponatów", które "Iks" miał okazję zobaczyć. Negatywne skojarzenie budzi już samo to sformułowanie. "Muzeum wozi ze sobą człowieka bez rąk - Franza Gaeles i kobietę bez rąk i nóg Miss Violettę" - czytamy. Każde z nich posiada specyficzne umiejętności demonstrowane z powodzeniem widowni. Pan Gaeles podpisuje weksle - własnonożnie. Oprócz tego wycina z papieru serwetki, wbija gwoździe, piłuje drewno i robi zapewne wiele innych rzeczy - posługując się nogami tylko i wyłącznie. Ubrany elegancko, pokazuje, jak pokonuje ograniczenia swojego ciała. Miss Violetta, władająca językami obcymi i talentem plastycznym - również. I właściwie wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt używania przez dziennikarza określeń typu "dziwoląg natury".

Dziś byśmy tak nie powiedzieli. Niektórych nadal ekscytują jednak tego typu rzeczy. Czasy się zmieniają, a niektóre rzeczy pozostają takie same. Choć chcielibyśmy widzieć się inaczej. W kontekście tego te wykrzywiające obraz lustra, mogłyby pokazywać o nas więcej prawdy, niż byśmy chcieli...

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022