Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Wystawa jak dziennik

Wydaje się wręcz nieodpowiednie, aby powiedzieć, że wystawa Boję się, że kiedyś będzie za późno w Galerii Miejskiej Arsenał to wystawa prac Patryka Różyckiego. Oznaczałoby to, że elementem tożsamym z artystą są jego obrazy, szkice, rysunki, natomiast cała reszta to w mniejszym lub większym stopniu aranżacja powstała według pomysłu kogoś innego. A tak nie jest.

. - grafika artykułu
fot. Jakub Krzyżanowski

Przekraczając próg wystawy, wkraczamy bowiem nie tyle do świata wykreowanego przez artystę, ile do świata konkretnego, jeszcze na początku nie bardzo nam znanego człowieka. Od razu poczuć można, że wchodzimy na bardzo prywatny grunt i w bardzo intymną przestrzeń. Nie ma to jednak nic wspólnego z byciem intruzem. Stajemy się raczej słuchaczami-widzami, których, milcząca co prawda, ale jednak faktyczna obecność pomaga artyście w odpowiedzi na nurtujące go pytania, a przynajmniej pozwala wypowiedzieć rzeczy dotąd niewypowiedziane do kogoś innego - może nawet kogoś, kto zadaje sobie te same pytania i zmaga z tymi samymi problemami. Możemy nie wierzyć artyście, kiedy pisze, zwracając się do nas i nawiązując z nami relację: "Zadaję sobie pytanie, które być może ty również sobie zadajesz: po co o tym wszystkim mówię? Pewnie po to, by pozbyć się wstydu, który odczuwam: w relacjach, wobec życia, pracy, etc.". Możemy wykazać się nieufnością wobec takich deklaracji, ale czy ma to jakieś znaczenie dla naszego odbioru, jeśli dalej konfrontujemy się z rzeczami, które - jestem o tym przekonana - trapią każdego z nas i które powodują, że w nas samych bez względu na tę wspomnianą ufność lub jej brak, coś się zaczyna dziać?

Uwierzyłam artyście. Nietrudno o to, jeśli przez pryzmat czyichś przemyśleń i doświadczeń widzimy też siebie: w relacjach z innymi i z sobą samym. To chyba dlatego ta wystawa tak porusza. Wydaje się zapisem przemyśleń, niekiedy niedokończonych refleksji i pytań, na które nie zawsze znajdujemy odpowiedzi. To swoisty dziennik, który umożliwia powiedzenie wprost, głośno i do kogoś tego, co tak często trudno przechodzi nam przez gardło, a co jednak musi znaleźć jakieś ujście.

Śledzimy życie człowieka od momentu, kiedy zaczyna kodować w swojej pamięci wspomnienia z dzieciństwa. Rodzina i dom, z którego pochodzi, są tu najważniejsze. Oglądamy rysunek przedstawiający salon, w którym rozgrywa się zwykła, codzienna scena z życia rodziny małego jeszcze człowieka. Rysunek podpisany jest: "Znowu jestem małym sobą, dzieckiem, wszystko jeszcze przede mną, wszyscy patrzą na mnie z podziwem. Nikogo nie brakuje, wszyscy żyją, jestem beztroski. To rysunek o ucieczce w przeszłość. Nie konfrontowaniu się z obecnym czasem". To jasna sugestia, że później następuje zmiana, mało przyjemna, ale nieunikniona. Znika beztroska, relacje zaczynają się komplikować, a akceptacja samego siebie urasta do rozmiarów wyzwania.

Zanim jednak ten czas nastanie, przyglądamy się kolejnym wspomnieniom - zarówno tym, które pokazują bliskość, np. między ojcem a synem, jak i tym, które ukazują już wchodzenie w etap borykania się z życiem i różnymi jego aspektami. Z objęć ojca, które są zresztą jednym z tematów bardziej wzruszającego na wystawie obrazu i nie dziwi mnie, że właśnie on został wybrany na plakat promujący wydarzenie, trafiamy do pomieszczenia, gdzie ustawione są trumny - siostry i brata. Pojawia się problem straty, w dodatku - jak czytamy w komentarzu artysty - takiej, o której się nie rozmawia i z którą każdy z członków rodziny w jakiś sposób zmuszony jest poradzić sobie sam. Dowiadujemy się też, że o ile ojciec był wzorem męskości, o tyle syn nie potrafi temu wzorowi sprostać. Wiek młodzieńczy naznaczony jest pytaniami o seksualność i emocje, skoncentrowany na szukaniu przyjemności i satysfakcji oraz przyznaniu się do nieumiejętności rozmawiania o uczuciach. Związane z tym problemy przewijają się przez dalszą część ekspozycji, a tak naprawdę przez życie, po prostu.

Różycki nie sili się w tym na metafory, jest bezpośredni i szczery. W kadrach ukazujących momenty zbliżeń z inną osobą czy przedstawieniach siebie w trakcie masturbacji, choć są one jednoznaczne i bardzo wprost - nie koncentruje się na powierzchownej kontrowersji i wzbudzeniu sensacji. Biorąc pod uwagę, że w sztuce przekroczono już różne granice i niejednokrotnie łamano tabu, byłoby to zresztą trudne. Artysta wykorzystuje te motywy, aby powiedzieć o rzeczach bardzo przecież ludzkich, co prawda fizycznych, ale jednocześnie takich, które każą zadawać pytania o inną elementarną potrzebę, jaką jest bycie kochanym. "Najbardziej na świecie chciałbym być kochanym przez kogoś obcego" - czytamy kolejny zapisek autora. Jeśli mowa o relacjach, to musimy otrzeć się o samotność. Patrzymy na siebie przez pryzmat tego, na ile jesteśmy potrzebni komuś innemu, inni również patrzą na nas w ten sposób, ta dziwna presja na pewno nie czyni nas szczęśliwymi, ale z drugiej strony trudno jej uniknąć.

Skromnie oświetlone pomieszczenie, które przypomina czyjś pokój, jakby spontaniczne zapiski, zarysowane kartki ułożone pozornie bez ładu, a tak naprawdę tworzące bardzo logiczny ciąg zdarzeń i wynikających z nich emocji - wszystko to sprawia, że mamy poczucie dotykania czegoś żywego. I tak w istocie jest. Wystawa dotyka przy tym naszych bardzo wrażliwych miejsc. Wyraża obawę, że kiedyś będzie za późno - na lepsze relacje, na wyrozumiałość i czułość wobec siebie i innych, na znalezienie odpowiedzi i zadanie kolejnych pytań... Trudno nie wyjść stamtąd z myślą: "Wiem, o co ci chodzi".

Justyna Żarczyńska

  • wystawa Patryka Różyckiego Boję się, że kiedyś będzie za późno
  • Galeria Miejska Arsenał
  • czynna do 16.01.2022

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021