Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Wciąż potrzebujemy mistrzów

Czy wystawa XIX-wiecznej sztuki polskich mistrzów pokroju Jana Matejki czy Jacka Malczewskiego ma dziś szansę powodzenia i przyciągnie do muzeum publiczność, w tym także tę młodą? Czy takie malarstwo jest jeszcze dla nas nośnikiem treści, które jakkolwiek jesteśmy w stanie odnieść do naszej rzeczywistości?

, - grafika artykułu
Wystawa "Polska. Siła obrazu", fot. Sonia Bober

Nieustanna komunikacja pomiędzy pracownikami muzeum pilnującymi ekspozycji w poszczególnych salach; ostrzeżenie strażnika, że oglądanie kolejnych części wystawy może wymagać czasu i cierpliwości ze względu na duże zainteresowanie i konieczność zachowania zasad bezpieczeństwa, a tym samym ograniczenia liczby osób przebywających w jednym miejscu - to już wystarczy za odpowiedź. W ramach uzupełnienia dopowiem, że w niedzielne popołudnie, godzinę przed zamknięciem muzeum, nie brakowało ani chętnych, by zobaczyć wystawę Polska. Siła obrazu w Muzeum Narodowym, ani tych, którzy wystawę właśnie oglądali. Wśród zwiedzających byli ludzie w różnym wieku. Także młodzi. W czasach, kiedy polska martyrologia wywołuje u niektórych niemalże reakcję alergiczną, wydaje się to szczególne i oznacza jedno - wciąż chcemy obcować ze sztuką powstałą w czasach, kiedy niepodległa Polska była jedynie w sferze marzeń Polaków żyjących pod zaborami. I bez względu na to, jakie mamy dziś poglądy i jak nie bylibyśmy podzieleni - ta historia jest wspólna dla nas wszystkich.

Wciąż potrzebujemy Rejtana Matejki, Melancholii Malczewskiego, pejzaży Fałata i portretów Boznańskiej. Potrzebujemy też Brandta, Wyczółkowskiego, Weissa i innych mistrzów, którzy w dobie podległości naszego kraju wobec obcych państw wskrzeszali na swoich płótnach wielkie wydarzenia z historii Polski, zachwycali polskim - za inny go przecież nigdy nie uznawali - pejzażem i ze świadomością oraz w poszanowaniu dla społecznego zróżnicowania malowali twarze tak dostojników, jak i chłopów, robotników czy Żydów. I jeśli teraz trudno nam znaleźć wspólny język, może łatwiej zgodzić się co do oceny XIX-wiecznych realiów.

Chociaż dzieła zaprezentowane na wystawie możemy na co dzień oglądać chociażby w Muzeum Narodowym w Warszawie czy w Poznaniu, ich taki, a nie inny wybór i zestawienie budują wielowątkową opowieść, którą dobrze jest usłyszeć, a właściwie zobaczyć ponownie w usystematyzowany sposób. Wystawa uświadamia przy tym nie tylko, jaki udział w kształtowaniu się narodowej tożsamości mieli artyści i jaka była ich społeczna rola, ale również, w jakie rejony zapuszczali się twórcy w poszukiwaniu formalnych rozwiązań i artystycznej drogi. Wystawa została podzielona na kilka części. Każda z nich dotyczy innego tematu obrazowanego przez konkretną grupę prac, dlatego też obok rozdziału dotyczącego narodowej mitologii czy historii mamy m.in. dzieła inspirowane jak najbardziej aktualnymi dla Polaków w tamtym okresie wydarzeniami oraz portrety i pejzaże. Całość otwierają jednak wspomniane wcześniej płótna: Upadek Polski Matejki i Melancholia Malczewskiego, które traktować należałoby jako pewnego rodzaju przypomnienie, od czego wychodzimy i co tworzy kontekst, przez pryzmat którego czytać należy zawartą tutaj przypowieść o polskości.

Te dwa żywe, dynamiczne, przesiąknięte emocjami i nakierowane na sprawę polską, ale jednocześnie tak od siebie odmienne dzieła stanowią doskonały przykład tego, jak różne oblicza przybierało pod względem tak treści, jak i formy przetwarzanie przez artystów pewnych tematów. Tematów wyrastających z tego samego źródła: wspólnej niedoli, walki, zmagania z rzeczywistością i pragnieniem wyodrębnienia tego, co dla Polaków było typowo rodzime i swojskie, a co chcieli uchronić przed zapomnieniem. Przypomnijmy, że Jacek Malczewski był uczniem Jana Matejki - są to artyści różnych generacji. Odmienność widoczna w ich pracach, zarysowująca się już na początku, jest zapowiedzią tego, co widz zobaczyć może dalej. We wszystkich zaprezentowanych dziełach odczuwalna jest spójna koncepcja, niemająca jednak nic wspólnego z powtarzalnością czy wykształceniem się tylko jednego stylu, który każdy kolejny twórca powielałby w imię patriotycznych ideałów.

Treść i forma - obie tak istotne. Równowaga między nimi każe widzieć w artystach tworzących w tamtym okresie ludzi zaangażowanych w bieżące wydarzenia, przejętych losem rodaków, nieobojętnych na zawirowania polityczno-historyczne, obecnych i współuczestniczących w rozgrywających się procesach, a równocześnie w ramach swojej aktywności twórczej zainteresowanych sztuką i poszukujących dla siebie w tym świecie miejsca. Trudno przecież pomylić Olgę Boznańską z Aleksandrem Gierymskim, Leona Wyczółkowskiego ze Stanisławem Witkiewiczem. Niełatwo pomylić jakiegokolwiek artystę z każdym innym. Zdaje się, że my - ludzie współcześni, stojący w obliczu innych już problemów, zadań i okoliczności - potrzebujemy jednak także takiej sztuki. Obrazy tego typu powstają już rzadko, w sztuce dominują całkiem inne tendencje, a my nadal, jak widać, z melancholią - i używam tu tego słowa celowo - zerkamy na XIX-wieczne, wydawałoby się, że już zupełnie nieprzystające do naszej rzeczywistości, malarstwo. Czy aby nie dlatego, że wciąż odnajdujemy w nim ponadczasowe przesłanie? A może chodzi o to, że niezbywalnie jest ono "nasze"?

Justyna Żarczyńska

  • Polska. Siła obrazu
  • Muzeum Narodowe w Poznaniu
  • czynna do 15.05

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021