Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Skok w pustkę

Můj útěk to pierwsza solowa wystawa Nadii Lichtig w Polsce. Wcześniej prace artystki można było zobaczyć m.in. w ramach zbiorowej wystawy Sensory Orders w gdańskiej Łaźni 2.

.. - grafika artykułu
fot. Klaudia Strzyżewska

Trudno zdefiniować sztukę Lichtig - artystka tworzy ponad podziałami, ponad mediami, wykorzystując soundart, malarstwo, fotografię, performans czy wideo. Jak czytamy w tekście towarzyszącym wystawie, "Lichtig pracuje z pamięcią i traumą, zarówno zbiorową, jak i indywidualną. Interesuje ją język wspomnień, jednak nie rozpatruje go na poziomie znaczeń. Spisany tekst traktuje jak obraz, opowieść mówioną natomiast jak melodię, wierząc w ponadjęzykowy przekaz treści. Zbiera głosy: wypowiedzi ludzi, odgłosy przedmiotów, sytuacji i miejsc, a także ich dźwiękowe i wizualne interpretacje. Wątki prywatne zamienia jednak w parabole, a ich źródła ujawnia jedynie dyskretnie w tytułach prac, dodatkowych notatkach, czy, jak podczas wykładów performatywnych, poprzez gesty".

To szerokie, całościowe rozumienie sztuki przekłada się na interpretacyjną warstwę tworzonych przez Lichtig dzieł. Widać to doskonale w jej wcześniejszych pracach, które, zaczęte w latach 2007 czy 2017, wciąż trwają, wciągając w swoją strukturę coraz to nowe bohaterki i bohaterów. Můj útěk, czyli Moja ucieczka, to projekt nowy, ale - podobnie jak pozostałe - nieskończony. Sugerując się krótkim tekstem zapowiadającym ekspozycję prac artystki w zamkowym Laboratorium, byłam pewna, że projekt ten będzie w całości prezentacją prac nowych, poświęconych nie tylko pamięci, ale także historii babci Lichtig. Rzeczywistość postanowiła jednak zweryfikować te oczekiwania, bo oprócz prac z cyklu Můj útěk, w Zamku możemy także (a może przede wszystkim?) oglądać Blank Spots i Ghosttrap. Warto wspomnieć, że prace artystki są prezentowane nie tylko w Laboratorium, ale także w korytarzu i w sali numer 60, która na pierwszy rzut oka w niczym nie przypomina miejsca ekspozycji.

Zacznijmy zatem od niepozornej sali numer 60, w której zaprezentowano projekt Ghosttrap rozpoczęty przez artystkę w 2007 roku. W zależności od miejsca ekspozycji, Ghosttrap może przyjmować różne formy. W tym konkretnym przypadku wszystkie trzy części pracy umieszczono we wspólnej przestrzeni. Na stole wypełniającym niemal całą przestrzeń umieszczono serię odbitek sitodrukowych na papierze - znajdujące się na nich teksty można przeczytać tylko w ciemności. Dalej, na ścianach, powieszono 9 fotografii, niektóre z nich korespondują z płynącym zza ściany nagraniem. W małym pomieszczeniu roboczym, nad zniszczonym zlewem i kuchennymi szafkami, umieszczono projektor emitujący krótkie wideo. W tle słyszymy głos artystki, która słucha nagranych przez siebie wywiadów i powtarza słowa wypowiadane przez swoje rozmówczynie i rozmówców. Poznałam ten projekt przygotowując zapowiedź wystawy, ale po wizycie w Zamku zyskał dla mnie zupełnie nowy wymiar.

W małej sali numer 60 rzeczywiście czułam się jak w pułapce (na początku szybko wycofałam się z pomieszczenia myśląc, że przez przypadek odwiedziłam pokój, który powinien być nieodstępny dla przypadkowych osób). Głos artystki, która powtarza nagrane przez siebie rozmowy, nie pozwala na swobodne przyglądanie się zdjęciom. Te zostały powieszone tak wysoko, że ogląda się je po prostu niewygodnie. Na niektórych z nich niewiele widać - wpadające przez obszerne okna promienie słoneczne momentami jeszcze bardziej utrudniają rozszyfrowanie fotograficznych obrazów. Jednoczesne angażowanie zmysłu wzroku i słuchu wprowadza zamęt i niepokój - dlaczego niektóre zdjęcia pasują do opowiadanej (a raczej powtarzanej) przez artystkę historii, a inne nie? Dodatkowo pojawia się frustracja wywołana niemożnością odczytania słów umieszczonych na sitodrukowych odbitkach - co za niecodzienna sytuacja, w której nie zostaliśmy postawieni przed dziełem skończonym, pozbawionym tajemnic niezależnie od pory dnia.

Po wizycie w sali numer 60 w mojej głowie działo się dużo, niektóre fotografie i słowa zapadły mi w pamięć. Po tym nadmiarze bodźców wkroczyłam do Laboratorium, w którym umieszczono słynne frotaże Lichtig, a konkretniej serię prac Blank Spots z 2017 roku. To bardziej ascetyczna część wystawy - w każdym z trzech pomieszczeń Laboratorium umieszczono jeden frotaż (każdy z nich był "portretem" konkretnego miejsca pamięci) w towarzystwie arkusza A4 na stole z losowo tłumaczonymi zdaniami - to część pracy Můj útěk, której kontynuację znajdujemy na korytarzu. W tle słyszymy nagranie głosowe artystki, które koresponduje z arkuszami Blank Spot Notes umieszczonymi w każdej przestrzeni. Choć idea stojąca za pracami z cyklu Blank Spots jest silnie powiązana z historią, to trudno mi znaleźć nić zainteresowania łączącą każdą z prezentowanych tam prac. Dostrzegam przede wszystkim pustkę, ale może właśnie o to chodzi?

Ostatnia już część wystawy to tytułowy Můj útěk - spisane w języku czeskim dokumenty, które Lichtig fragmentarycznie tłumaczy na słowa w języku węgierskim, serbsko-chorwackim, polskim, niemieckim, angielskim i francuskim. Przetłumaczone zdania artystka zapisuje ręcznie, tuż obok oryginału, za pomocą nietrwałej kreski ołówkowej. W rytm głuchych kroków odbijających się od zamkowego korytarza możemy przeczytać fragmenty historii jej babci. Projekty Lichtig są w swej złożoności nadzwyczaj proste, niemal kruche. Bardzo dużo zależy od przestrzeni, w której są eksponowane - w Zamku nie zawsze jest sprzyjająca podróży w te nieoczywiste, wielowymiarowe światy.

Klaudia Strzyżewska

  • wystawa Můj útěk Nadia Lichtig, w ramach programu Rezydenci w rezydencji
  • kuratorka: Jagna Domżalska
  • Laboratorium i sala nr 60, CK Zamek
  • czynna do 16.11

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021