Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Fotografia jako rzeźba

Wystawa fotografii Michaela Wittasska Aurora to już ostatnia okazja, aby skonfrontować się z przestrzenią Galerii Miejskiej Arsenał przed generalnym remontem, który zmieni jej wygląd. A że instalacja niemieckiego artysty - antyintelektualna i absorbująca zmysły - bezpośrednio odwołuje się do ekspozycyjnej specyfiki budynku, nakierowując wzrok widza na charakterystyczny sufit - to trudno o lepszą codę.

. - grafika artykułu
fot. Michael Wittassek

Witassek stworzył instalację site specific, konstruując ją w oparciu o podwieszaną konstrukcję metalową, która przykuła jego uwagę trzy lata temu, gdy wziął udział w wystawie Porządek i chaos. Biały metalowy szkielet pod sufitem Arsenału znać muszą zresztą wszyscy, którzy choć raz odwiedzili to miejsce. Gdy byłem ostatnio w Zachęcie na wystawie Rzeźba w poszukiwaniu miejsca, błyskawicznie rozpoznałem na jednej z prac przestrzeń poznańskiej galerii - uświadamiając sobie, jak bardzo specyficzna jest ta metalowa konstrukcja i jak silnie nadawała przez dekady charakter wnętrzu Arsenału.

Witassek wykonał małe fotografie, kreując w nich subtelny mikrokosmos. Następnie zrobił im ponownie zdjęcia i powiększył je do dużych formatów typu 112 x 120 cm. Formując papier odbitek faliście, potraktował go jako plastyczny budulec dla tytułowej Aurory, zawieszając poszczególne prace na różnej wysokości i w pełni wykorzystując możliwości metalowej konstrukcji pod dachem Arsenału. W wyobraźni odbiorcy ten powiększony świat mikro ma, w zamierzeniu artysty, stać się makrokosmiczny - przywodząc na myśl zjawisko zorzy polarnej.

W rogu pomieszczenia Witassek umieścił też sporych rozmiarów, "kosmiczną" bryłę złożoną z pogiętego papieru, pokrytego obrazami tożsamymi do tych, które zostały zawieszone pod sufitem. Z kolei w drugiej sali - tym razem dość konwencjonalnie wyeksponowane jako płasko przyczepione do ścian arkusze papieru - można oglądać pozostałe zdjęcia zrealizowane w ramach Aurory.

Artysta w swojej praktyce fotograficznej podkreśla przebieg procesów fotochemicznych. W wizualności gotowych prac - wielkich powiększeń małych zdjęć - dostrzeżemy różne, w punkcie wyjścia zapewne jeszcze mało widoczne zabrudzenia (ale również choćby i zagięcia ponownie fotografowanego papieru). "Pyłków" materii nie należy jednak traktować jako efektów ubocznych pracy, a raczej jako znaczącą, naoczną część składową finalnych obrazów. Obecność zanieczyszczeń, pozornie zakłócająca odbiór wykreowanych przez artystę mikropejzaży i przeszkadzająca w uruchomieniu zamierzonych skojarzeń z zorzą polarną czy innymi zjawiskami świetlnymi, tak naprawdę jedynie przydaje im satysfakcjonującej namacalności. Można też stwierdzić, że te irytujące wzrok skazy w pewnym sensie uwierzytelniają to, że proces rejestracji miał miejsce.

Te "pyłki" przypomniały mi też zajęcia z fotografii analogowej, gdy w trakcie ręcznego wykonywania odbitek mimowolnie dochodziło zazwyczaj do różnych, choćby i nieznacznych, zanieczyszczeń papieru. Przybrudzone obrazy składające się na Aurorę przywołały nawet w moim umyśle specyficzne, chemiczne zapachy panujące w ciemni fotograficznej. Choć zawstydzenie powstrzymało mnie od powąchania papieru (by sprawdzić, na ile dobrze zapamiętałem tamte zapachy), to i tak musiałem wykorzystać sytuację, by go delikatnie dotknąć, sprawdzić jego fakturę i grubość. Ten zawieszony w dużej sali był przyjemnie gładki i gruby - na tyle sztywny, by Witassek mógł go dość dowolnie formować. Z kolei materiał prac przyczepionych do ścian w mniejszym pomieszczeniu okazał się wręcz niebezpiecznie cienki - co z kolei powodowało, że nawet lekko odkształcał się od ściany.

Każdy, kto miał do czynienia z fotografią analogową, zapewne odczuje podobne wrażenia, wracając do zapamiętanych wrażeń zmysłowych. Trzeba przy tym przyznać, że ten powrót do przeszłości może automatycznie uruchomić w nas drobny sentyment do minionego, analogowego świata - zwłaszcza, że płacz nad rzeczami dawnymi, obiektami retro jest w naszej kulturze zjawiskiem wszechobecnym. Mam jednak wrażenie, że Witasska nie interesują wcale tak prostoduszne i trywialne wzruszenia. Na wystawie Aurora wykreował raczej sytuację, której ramy wręcz wymuszają na nas zwrócenie uwagi na fizyczne aspekty fotografii, a także jej zmienne postrzeganie w czasie. Bo wizualność monochromatycznego świata Aurory odsyła nas wstecz - na przykład do podręczników zawierających stare fotografie analogowe, reprezentujące różne zjawiska natury zaszłe w przeszłości. Nasza wiedza o świecie uformowana jest przecież w dużej mierze przez obrazy, które raz zapamiętane - będą powracać w naszej pamięci, choćby i były one niekompletne, niedoskonałe... a może właśnie dlatego również i warte zachowania.

Marek S. Bochniarz

  • wystawa Michaela Witasska Aurora
  • Galeria Miejska Arsenał
  • czynna do 30.05
  • wstęp wolny

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021