Kultura w Poznaniu

Varia

opublikowano:

Nie nazwałbym się pisarzem

- Dlaczego rower? Mam problem z odpowiedzią na to pytanie, bo mam wrażenie, że to zawsze we mnie było. Nikt mnie tego nie uczył, nie pokazał. Rowerem jeździłem odkąd sięgam pamięcią.  I nadal jeżdżenie rowerem sprawia mi taką samą frajdę jak 30 czy 40 lat temu - opowiadał na spotkaniu online w Bibliotece Raczyńskich podróżnik, pisarz i fotograf Piotr Strzeżysz. - To niesamowite, że taki element można wtoczyć na górę, a potem z niej zjechać bez żadnego paliwa i momentami nawet poczuć się jak ptak...

. - grafika artykułu
Screen ze spotkania na platformie Zoom, fot. Monika Nawrocka-Leśnik

Piotr Strzeżysz podróżował zawsze, ale od dziesięciu lat robi to na "etat". Pokłosiem jego wypraw są książki. Do tej pory napisał ich pięć. To Campa w sakwach (napisał ją po podróży do Tybetu); Makaron w sakwach - opisał w niej wyprawę rowerem przez Andy i Kordyliery; Powidoki z 2014 roku, za którą otrzymał Bursztynowego Motyla i Nagrodę Magellana; Sen powrotu oraz tegoroczne Zaistnienia. - To ciekawe, bo ja nadal nie nazwałbym się pisarzem. Jeżeli już, to pisarzem początkującym albo poszukującym. Albo kimś kto by chciał kiedyś na takie słowo zasłużyć - przyznał na spotkaniu. 

Jak to się zaczęło? - Dużo pisałem w drodze, brałem zeszyt. W ciągu kilkutygodniowej podróży zapisywałem 80 kartek - opowiadał. Notował prawie codziennie - w czasie postoju na posiłek, kiedy już rozbił  namiot. - Głównym impulsem był mail z wydawnictwa Bezdroża w 2011 albo 2010 roku. W każdym razie była zima - wspominał. Bezdroża chciały, żeby napisał książkę o Andach, ale autor się nie zgodził. - Miałem wtedy za mało w sobie takiej introspekcji, żeby coś więcej o tym napisać. Teraz bym to zrobił - mówił. Namówił ich jednak na książkę o Tybecie. Ta o Andach powstała rok później. W 2011 roku, kiedy pojechał na Alaskę, po raz pierwszy wziął ze sobą laptopa, chciał prowadzić blog. - Za potrzebą pisania bloga stała potrzeba informowania na bieżąco znajomych, gdzie jestem, żebym nie musiał pisać 40 maili. Mogłem sobie oczywiście założyć facebooka, ale on wtedy był raczkujący, a ja chciałem mieć własną przestrzeń - opowiadał. Wpisy z bloga stały się bazą do napisania drugiej książki - Makaron w sakwach.

Dwa pierwsze tytuły - stricte podróżnicze, znacznie się różnią od pozostałych, gdzie pojawiają się cytaty, w których autor wraca do wielu miejsc swoich wypraw. - Wszyscy mówią, że Powidoki różnią się od poprzednich książek, ale ja nie wiem dlaczego. No bo nic się we mnie nie zmieniło. Styl mi się zmienił przez pół roku? - zastanawiał się na spotkaniu. - Moim zdaniem są bardzo podobne - dodał.  - Campa w sakwach  jest mocno uschematyzowana, napisana w pewniej konwencji podróżniczej - tłumaczył dalej. - Kilkanaście książek przeczytałem zanim ją napisałem. Zdaniem autora było w niej trochę przemyśleń, ale przede wszystkich informacje "dodane", które musiały się tam znaleźć. W  Makaronie w sakwach z kolei chciał od tego uciec, miał jednak ograniczony czas. - Ta książka powstała w trzy miesiące. Napisałem wtedy chyba 280 stron i normalnie chodziłem do pracy - wspominał. Zaistnienia dla odmiany powstawały ponad trzy lata.

Strzeżysz na miejsca swoich destynacji wybiera zwykle tereny odludne, trudne turystycznie. Przykładem są Andy, które przejechał rowerem zimą. Paradoksalnie jednak w jego książkach znajdziemy relacje z wielu spotkań. - To spotkania, które zapadają w pamięć, nawet te krótkie, chociażby z babcią, która robiła na drutach. Ja tam jechałem dwa dni, to ile ona szła. Tydzień? - opowiadał. - Nie miałem prawa tam nikogo spotkać - wspominał dalej drogę do Les Cobres. Do dziś z kolei ma kontakt z mężczyzną, którego poznał w drodze przez Alaskę. Ten zabrał go do gorących źródeł. - Jadę w miejsca, gdzie potencjalnie nikogo nie będzie, ale jak już ktoś jest, to są to bardzo bogate spotkania. Bo całą swoją tęsknotę za spotkaniem przelewasz wtedy na tę jedną osobę i to jest obustronne - tłumaczył podróżnik.

Opowiedział też o smaczkach jakie znalazł jeżdżąc po Polsce w czasie pandemii. To m.in. śmieszna tabliczka na płocie ostrzegająca, że jak wejdziesz na posesję i pies cię nie pogryzie, to pan na pewno cię zastrzeli czy o bibliotece na przystanku autobusowym. - Po Polsce generalnie jeździ się źle. Bo tam, gdzie nie ma ścieżek i są drogi drugiego, trzeciego rzędu, nie ma pobocza. Jest niebezpiecznie - mówił. - Nie mam gdzie zjechać, ktoś za mną trąbi, a ja muszę się ewakuować - wspominał. W Polsce ludzie też niechętnie pozwalali autorowi np. na rozbicie namiotu u siebie na podwórku. - Nie uważam, żeby Polacy byli jakoś super gościnni. Może i są, ale porównując do krajów, w jakim byłem, to wiele nam jeszcze brakuje.

Na blogu Piotra Strzeżysza onthebike.pl, można zobaczyć zdjęcia, które podróżnik pokazał w czasie drugiej części spotkania. Ponadto w sieci dostępny jest również film o nim Nie dojechać nigdy  w reżyserii Bartka Liska. Dokument za najmniejszą z możliwych opłat oglądać można na dafilms.pl oraz na Vimeo. Jeżeli ktoś jednak nie może sobie na to pozwolić autor prosi o kontakt.

Monika Nawrocka-Leśnik

  • spotkanie z Piotrem Strzeżyszem, z cyklu Mól w sieci
  • Biblioteka Raczyńskich online
  • 9.11

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020